Rok temu Trybunał Konstytucyjny po raz pierwszy ocenił przepisy o opodatkowaniu ukrywanych przychodów (w brzmieniu z lat 1998–2006). Uznał je za niekonstytucyjne. Wspomniałem wówczas, że gdy dobierze się do obecnych regulacji (zrobił to w miniony wtorek), powtórzy sentencję, ale doda, że stracą one moc po 18 miesiącach. I tak się stało.
Tym razem TK wyraził się jasno: przepisy wciąż należy wykorzystywać w walce z nieuczciwymi podatnikami – aż do upływu wskazanego terminu. I powinny wziąć to pod uwagę nie tylko urzędy, ale i sądy. Z tymi ostatnimi może być kłopot, bo w NSA przeważa stanowisko, że regulacje uznane za niekonstytucyjne są takimi przez cały czas swojego „życia” (a nie od wskazanej przez TK daty utraty mocy) i co za tym idzie, wszystkie wydane na ich podstawie decyzje też są wadliwe – co trzeba brać pod uwagę przy orzekaniu.
Innymi słowy mamy następujący stan: przepis zostaje jeszcze jakiś czas w ustawie (po co?), administracja musi go stosować (po co?), a sądy mogą postąpić różnie, np. pracę urzędników wyrzucić do kosza. Paradoks? Niejedyny. Dziwacznie brzmi argument, że ustawodawca zyskuje w ten sposób czas na zmianę regulacji. Co mu to daje, skoro w praktyce i tak do niczego mu one nie służą, bo mogą (a nawet powinny w świetle stanowiska NSA) być pominięte przez każdy sąd?
No, dobrze. Załóżmy jednak, że tym razem sądy posłuchają trybunału i nie będą się przejmować niekonstytucyjnością przepisów do czasu utraty przez nie mocy obowiązującej. Co jednak po tej dacie? Można będzie wznowić wszystkie postępowania i rozstrzygnąć je.... No właśnie, jak? TK znów służy radą: rozpatrując sprawy indywidualnie. No i jeszcze z poszanowaniem zasady sprawiedliwości i powszechności opodatkowania. A więc, jak rozumiem, niekoniecznie na korzyść nieuczciwych podatników. Znakomicie – ale jak to pogodzić z tym, że postępowania zasadzały się (i jeszcze jakiś czas będą się zasadzać) na podstawie prawnej, która de facto powinna być zignorowana? Przecież skoro była (jest) niekonstytucyjna, to chyba tak, jakby w ogóle nie istniała...
Stanowisko TK wpycha nas w jeszcze jeden paradoks. Przed rokiem nie mógł wskazać, kiedy przepisy z lat 1998–2006 utracą moc, bo w dniu orzekania już nie obowiązywały. Poprzestał więc tylko na stwierdzeniu, że były niekonstytucyjne. W rezultacie, jeżeli ktoś ukrywał przed wielu laty przychody i został przyłapany, mógł po zeszłorocznym orzeczeniu TK wznowić postępowanie i wykpić się od odpowiedzialności. Podatnik, który zachowywał się identycznie, tyle że w ostatnich latach – może nie mieć tyle szczęścia, choć decyzje i wyroki zapadały bądź będą zapadać na podstawie tak samo niekonstytucyjnych regulacji.
I najważniejszy paradoks: jeśli nie chcemy swoistej abolicji dla wszystkich ukrywających przychody, to lepszej recepty od zaproponowanej przez TK na wyjście z całej tej pułapki legislacyjnej nie ma. Urzędy i sądy będą musiały zjeść jakoś tę żabę.
Oczywiście najprościej byłoby uznać, że przepis niekonstytucyjny się nie liczy i należy unicestwić wszystkie rozstrzygnięcia, które na jego podstawie zapadły, a nowych nie wydawać. Sęk w tym, że czasem prowadziłoby to do bezkarności nieuczciwych podatników. A tak być nie powinno. Łamalibyśmy ducha konstytucji – z tego tylko powodu, że niedoskonały przepis łamie jej literę.
Czy TK nie mógłby w takich wypadkach orzekać, że przepis jest, owszem, niekonstytucyjny i trzeba go zmienić, ale ze względu na ochronę nadrzędnych konstytucyjnych zasad zachowuje skuteczność w określonym czasie i ew. w danym zakresie (bez możliwości kwestionowania wydanych na jego podstawie rozstrzygnięć)?
Cóż, po raz kolejny widać wyraźnie – a dotyczy to nie tylko spraw podatkowych – że kwestia tego, jakie są „w czasie” skutki wyroków TK domaga się pilnego i jasnego uregulowania. Nawet jeśli trzeba zmienić konstytucję. Spodziewałbym się zresztą w tym wypadku konsensusu politycznego.