JAROSŁAW NENEMAN Jedna stawka VAT to rozwiązanie porządkujące system podatkowy, korzystne dla biznesu, a przy działaniach osłonowych praktycznie bezbolesne dla ludzi

Ministerstwo Finansów rozważa możliwość wprowadzenia jednej stawki VAT. Co za tym przemawia?

Zmiana na jedną stawkę ma swoje zalety i wady, ale z wielu powodów wydaje się, że to rozwiązanie najrozsądniejsze. Przede wszystkim jednolita stawka nie jest w żaden sposób podatna na presje lobbystyczne. Toczy się na przykład dyskusja, dlaczego płyta CD z elektronicznym zapisem treści książki jest opodatkowana inaczej niż ta sama książka, lecz wydrukowana. Tego rodzaju dyskusji jest wiele. Występuje wtedy oczywisty lobbing i presja na obejmowanie preferencyjną stawką kolejnych towarów.
Kto na tym zyskuje?
W praktyce, jeśli podatnikom uda się przeforsować obłożenie jakiejś usługi lub towaru preferencyjną stawką, zyskują zwykle producenci, a nie konsumenci.
Czy jednolita stawka eliminuje ten problem?
Tak, a dyskusja dotycząca stawki sprowadza się wówczas jedynie do tego, jaka powinna być jej wysokość.
Jaka więc?
Trzeba by to policzyć. Jedno jest pewne, na podatki trzeba patrzeć jako system, a nie pojedyncze daniny – VAT, PIT itd. Rozsądnym posunięciem jest połączenie zmian w VAT z nowelizacją podatku dochodowego od osób fizycznych. Jeśli poprzez system podatkowy chcemy wspierać biedne gospodarstwa domowe, to można to zrobić na przykład poprzez podniesienie kwoty wolnej od podatku lub zwiększenie kwoty pracowniczych kosztów uzyskania przychodów (dziś rocznie jest to 1335 zł – red.). W ten sposób można by zrekompensować wyższe wydatki osób o niskich dochodach.
Czy od strony ekonomicznej stawka liniowa jest lepszym rozwiązaniem?
Niekoniecznie. Mówiąc dość ogólnie, niższymi stawkami warto obłożyć dobra, które powinny zachęcać podatników do tego, aby więcej pracowali, a mniej wypoczywali. Czyli niższa stawka VAT na zmywarkę (bo oszczędza czas, który można przeznaczyć na pracę), a wyższa na grilla (bo jego używanie wiąże się z konsumpcją czasu). Inny argument ekonomiczny nawiązuje do reguły Ramseya, która w pewnym uproszczeniu mówi, że dobra, na które popyt jest nieelastyczny, powinny być opodatkowane wyższą stawką w stosunku do dóbr o elastycznym popycie. No, ale wtedy chleb i mleko byłyby opodatkowane bardziej niż piwo i kosmetyki. Troszkę to karkołomne, by system podatkowy opierać na elastycznościach. Ani to proste, ani sprawiedliwe. Przykładowo, jeśli wprowadzimy jedną stawkę na poziomie 10 proc., to nominalnie (kwotowo) bardziej zyskają na tym gospodarstwa bogate niż biedne.
Czy zatem beneficjentami niskiej stawki są gospodarstwa bogate?
W wielkościach absolutnych oczywiście tak. Jeśli jednak odniesiemy wydatki na żywność do wydatków ogółem, to wtedy bardziej zyskają gospodarstwa biedne, ponieważ mają one wyższy udział wydatków na żywność w wydatkach ogółem. Zwróćmy jednak uwagę, że wzorce konsumpcji między bogatymi i biednymi upodobniają się. 20 lat temu gospodarstwa domowe przeznaczały na żywność połowę budżetu. Dziś – poniżej 30 proc.
Czy jednolita stawka jest popularnym rozwiązaniem na świecie?
Niestety nie, ale w krajach, które wprowadzają VAT lub wdrażały ten system stosunkowo niedawno, stosowanie jednej stawki stało się standardem (np. w RPA stawka VAT wynosi 14 proc. – red.). Jedna stawka jest dobrym rozwiązaniem, ponieważ upraszcza podatek, obniża koszty jego poboru, a także liczbę skarg do sądów czy obowiązków podatkowych. W efekcie VAT jest dużo prostszy do administrowania.
Czy w Polsce istnieje szansa na wprowadzenie jednej stawki?
Myślę, że jedynie teoretycznie. Ekonomiści są zgodni, że wprowadzenie jednej stawki VAT wraz z reformą PIT doprowadziłoby do tego, że budżet państwa zyskałby nowe wpływy, a biedni by nie stracili. Politycy nie są jednak zainteresowani liniowym VAT, dlatego nie sądzę, aby w najbliższym czasie Polska zdecydowała się na taką zmianę. Warto jednak o niej dyskutować i pokazywać korzyści.