Teoretycznie funkcjonariusz publiczny może ponieść – np. wobec Skarbu Państwa, który został zmuszony do wypłaty odszkodowania przedsiębiorstwu czy obywatelowi – odpowiedzialność majątkową za rażące naruszenie prawa.
Ogłoszenie kilkanaście miesięcy temu ustawy, która o tym mówi, poczytywano za wielki sukces. Wreszcie jest bat na urzędników – mówili jedni. Skończyła się ich samowola i bezkarność – dodawali następni. Na szczęście historie z wykańczaniem firm przez pracowników fiskusa nie będą mogły się powtórzyć – oddychali z ulgą inni. Co się zmieniło? Nic. W praktyce o odpowiedzialności nie ma mowy, co nie znaczy, że ustawa jako straszak, a nawet instrument walki z wyjątkowo oczywistymi nieprawidłowościami, nie jest potrzebna. Problemy leżą jednak gdzie indziej.
Urzędnik może być ukarany, jeśli rażąco naruszył prawo. Mówiąc w uproszeniu, jeśli zrobił coś, co jest oczywiście sprzeczne z brzmieniem przepisów. Natura naszych regulacji – zwłaszcza podatkowych – jest jednak taka, że rzadko który przepis jest prosty i jednoznaczny, jego brzmienie zaś nie pozostawia żadnych wątpliwości. Jak twierdzą specjaliści, skoro jednak przepis trzeba interpretować, to tym samym raczej nie można go rażąco (w zawiniony i oczywisty sposób) naruszyć – a przynajmniej jest to nie do udowodnienia. Można się co najwyżej w interpretacji pomylić... Na dodatek, nawet jeśliby się tak zdarzyło, że urzędnik rażąco naruszył prawo, to musiałoby to zostać wyraźnie powiedziane i zapisane w ostatecznej decyzji czy wyroku, by Skarb Państwa mógł się na to powołać. A i tak, wyjąwszy przypadki umyślnej winy, odpowiedzialność funkcjonariusza jest ograniczona do 12-krotności wynagrodzenia.
Urzędnicy muszą wydawać szybkie i odważne decyzje. Mają prawo popełnić błąd – przepisy są często naprawdę fatalnej jakości, a poza tym ten się nie myli, kto nic nie robi. Rzecz w tym, by ewidentnie wadliwe, wołające o pomstę do nieba czy wyjątkowo szkodliwe (np. zagrażające egzystencji firm) rozstrzygnięcia były natychmiast wstrzymywane, badane lub eliminowane. Jednocześnie urzędnicy, którzy je wydają, powinni być szybko usuwani ze stanowiska, a w razie potrzeby – otrzymywać coś w rodzaju wilczego biletu, jeśli chodzi o służbę publiczną. Tego jednak nie załatwi ustawa, zwłaszcza dość ułomna. Od tego są kompetentni i wymagający przełożeni, kolejne instancje, działające szybko i obiektywnie, wreszcie sprawne i mądre sądy. To mniej kwestia przepisów, a bardziej lepszego systemu i wyższej kultury państwa i prawa. Chyba że z głupotą, złą wolą czy nawet przestępczymi działaniami wolimy jednak walczyć na papierze. Tu o sukcesy oczywiście najłatwiej.