Minister finansów od pewnego czasu prawdopodobnie gorzej sypia. Co prawda z telewizora płynie do nas cały czas propaganda sukcesu, czyli informacje, jak to udaje się sprzedawać coraz większe ilości polskich obligacji po rekordowo niskim oprocentowaniu inwestorom zagranicznym.
Albo że wielki zagraniczny fundusz inwestycyjny prowadzony przez banksterów określił Polskę jako okręt flagowy (w oryginale blue chip) rynków wschodzących. Ale ten dobry nastrój stopniowo przechodzi do przeszłości i widać już, że w przyszłym roku będą poważne kłopoty i zabraknie pieniędzy w budżecie. Szykują się bezsenne noce.
Przypomnijmy, że podobna sytuacja miała miejsce w 2009 roku. Podczas debaty budżetowej jesienią 2008 roku wielu ekonomistów, w tym autor tego felietonu, twierdziło, że 4-procentowy wzrost gospodarczy założony przez ministra finansów w ustawie budżetowej na 2009 rok jest zbyt wysoki i że faktyczny wzrost będzie bliski 2 procentom. W efekcie wpływy podatkowe będą niskie i pojawi się konieczność nowelizacji budżetu. Minister przekonywał w Sejmie, że jego prognozy są dobre, że nawet wysłał je do Brukseli, gdzie zostały przyjęte z otwartymi ramionami, i że budżet jest niezagrożony. Minęło kilka miesięcy, urzędowy optymizm zszedł z prognoz ministra jak powietrze z balonu i trzeba było nowelizować budżet, znacznie powiększając deficyt, który wkrótce osiągnął najwyższy poziom w historii Polski, czyli prawie 8 procent PKB. Przypomnijmy, że wtedy minister Rostowski raczył nas informacjami, że Polska, w odróżnieniu od innych krajów, które prowadzą nieodpowiedzialną politykę fiskalną, będzie odpowiedzialna i będzie oszczędzać. O tym podejściu pisały najważniejsze gazety świata. Potem okazało się, że oszczędzanie w praktyce oznacza 8 procent deficytu sektora finansów publicznych i jeden z największych deficytów strukturalnych na świecie.
W 2009 roku, pomimo wzrostu gospodarczego o prawie 2 procent, spadły dochody podatkowe budżetu. W 2009 roku dochody z podatku VAT były nominalnie o 2 procent niższe niż w 2008 roku. W 2012 roku spadek dochodów z VAT stopniowo się nasila, w pierwszej połowie roku wyniósł około 1 procent, w wakacje około 2 procent, we wrześniu 7 procent, a w październiku 14 procent. A to wszystko dokonuje się w sytuacji wzrostu gospodarczego. Trzeba zatem zacząć stawiać pytania, jakie będą wpływy z VAT i innych podatków, gdy do Polski zawita recesja w przyszłym roku. Przypomnijmy, że ustawa budżetowa na 2013 rok zakłada wzrost wpływów z VAT, o prawie 10 procent w porównaniu z rzetelną prognozą na koniec 2012 roku, którą można sformułować po ostatnich danych. Jeżeli jednak będzie recesja, lub nawet tylko stagnacja, i dochody z VAT spadną o 10 lub więcej procent, zamiast rosnąć, to tylko z tytułu tego jednego podatku dziura budżetowa może wzrosnąć o 20 mld złotych. Przypomnijmy, że w przyszłym roku deficyt całego sektora finansów publicznych jest planowany na 44 mld złotych, czyli 2,6 procent PKB. Te wyliczenia pokazują, że stagnacja w przyszłym roku może zdemolować finanse publiczne i wobec braku możliwości ograniczania wydatków faktyczny deficyt sektora finansów może być dwa razy wyższy niż założony w projekcie ustawy budżetowej na 2013 rok.
Dlatego zamiast raczyć nas kolejnymi komunikatami na temat kolejnych miliardów nowego długu sprzedanego inwestorom zagranicznym, którzy jeszcze nie widzą, co się szykuje w przyszłym roku, minister finansów powinien rzetelnie poinformować społeczeństwo o zagrożeniach i nakreślić możliwe opcje działania. Bo jeżeli dochody będą znikać w przyszłym roku, rząd będzie zmuszony do panicznego cięcia wydatków i będzie to dotyczyło przede wszystkim wydatków inwestycyjnych, bo inne są sztywne i wymagają zmian ustawowych. A cięcie inwestycji w okresie recesji tylko ją pogłębi i wprowadzi Polskę na hiszpańską ścieżkę. Przypomnijmy, że dług publiczny Hiszpanii wynosił mniej niż 40 procent PKB w 2008 roku, a obecne prognozy wskazują, że przekroczy 100 procent PKB w 2015 roku. Dlatego ostrzegam, że jeżeli w przyszłym roku będzie recesja, a wiele na to wskazuje, to być może już w 2013, a najdalej w 2014 roku dług publiczny liczony według unijnej metodologii przekroczy 60 procent PKB. Ile wyniesie według polskiej metodologii, nie wiem, bo skala kreatywnego budżetowania stosowana przez ministra Rostowskiego jest obecnie nie do przewidzenia.
Minister finansów zatrudnia tysiące wykwalifikowanych urzędników. Mógłby kilku z nich poprosić, żeby opracowali analizę, która wyjaśni, dlaczego znikają dochody z VAT, pomimo wzrostu gospodarczego. Czy to wynika z rozwoju szarej strefy, czy z innych przyczyn. Lepsze zrozumienie tego zjawiska pozwoli na ocenę, o ile wzrośnie deficyt budżetowy w przyszłym roku i jakie jest ryzyko złamania konstytucyjnych limitów długu publicznego.
Dlaczego mimo wzrostu gospodarczego dochody z VAT maleją? A co będzie, kiedy nadejdzie recesja!