Używanie służbowych aut do prywatnych celów powoduje konieczność zapłaty PIT. Pracownicy muszą wykazać przychód z tytułu nieodpłatnych świadczeń.
W praktyce nikt tego jednak nie robi, a fiskus nie ma narzędzi, żeby udowodnić prywatne wyjazdy. Istnieje swoista fikcja prawna. Przysłowie ludowe mówi, że lepszy wróbel w garści niż gołąb na dachu. Minister finansów przerzucił się właśnie na wróble. Pracownikowi, który służbowe auto wykorzystuje prywatnie, co miesiąc trzeba będzie określić przychód. I oczywiście to opodatkować. Minister zapewnił sobie pewne, choć niewielkie źródło dochodów. W czasach kryzysu dobre i to, ale może zamiast szukania dodatkowych pieniędzy u podatników, należałoby ograniczyć wydatki w budżecie?