Od przyszłego roku wnoszenie aportów do spółek kapitałowych może już się przestać opłacać, jeżeli ktoś myśli wyłącznie o korzyściach podatkowych. To skutek uchwalonej 5 września 2016 r. nowelizacji ustaw o PIT i CIT. Czeka już ona tylko na podpis prezydenta i opublikowanie w Dzienniku Ustaw.
Zakłada nie tylko obniżenie od 2017 r. stawki CIT z 19 proc. do 15 proc. To zresztą jedyna pozytywna dla podatników zmiana, choć i z niej nie wszyscy będą mogli korzystać. Pozostałe modyfikacje mają całkiem inne cele:
- uszczelnianie luk w przepisach (np. w zakresie podatku u źródła, czyli od dochodów nierezydentów osiągniętych na terytorium Polski) oraz
- zapobieganie optymalizacjom podatkowym (np. polegającym na łączeniu lub podziałach spółek lub wymianie udziałów).
Główna zmiana, która obejmie wszystkie spółki kapitałowe i jej wspólników, będzie dotyczyć aportów. W tym wypadku również celem ustawodawcy było zapobieganie uchylaniu się od opodatkowania. Należy jednak pamiętać, że skutki tej modyfikacji odczują wszyscy wnoszący wkłady niepieniężne do spółek.
Możliwości optymalizacji w tym zakresie stwarzają - nadal jeszcze obowiązujące do końca 2016 r. w dotychczasowym brzmieniu - art. 17 ust. 1 pkt 9 ustawy o PIT i odpowiednio art. 12 ust. 1 pkt 7 ustawy o CIT. Wynika z nich, że przychodem wnoszącego wkład do spółki (np. budynek) nie jest wartość rynkowa aportu (budynku), tylko wartość nominalna obejmowanych w zamian akcji lub udziałów (a w spółdzielni - wartość wkładów). Nie zawsze musi się ona równać temu, ile wart jest aport. Wartość wkładu bowiem może zostać tylko w części przekazana na podwyższenie kapitału zakładowego spółki. Reszta, czyli nadwyżka, może trafić na kapitał zapasowy (agio).
Zatem wspólnik, który wnosił wkład niepieniężny do spółki (np. z o.o.), wykazywał do tej pory przychód w wysokości nominalnej objętych udziałów. To tak zwane ciche rezerwy, czyli różnica między wartością rynkową a wartością podatkową środka trwałego.
Oczywiście celem operacji nie jest to, żeby wspólnik wniósł aport (np. budynek), a w zamian dostał mniej. W dalszej kolejności następowały odpowiednie przekształcenia (połączenia), skutkujące zmianą struktury właścicielskiej, by na koniec doszło do umorzenia bez wynagrodzenia udziałów (akcji) objętych w pierwszej fazie.
Nie byłoby jednak całej tej optymalizacji, gdyby nie przepis pozwalający na opodatkowanie jedynie wartości nominalnej objętych udziałów lub akcji.
Analogicznie u spółki otrzymującej wkład kosztem podatkowym mogła być tylko ta część jego wartości, która trafiła na kapitał zakładowy. Spółka mogła zatem odliczać od przychodów jedynie odpisy amortyzacyjne od części przekazanej na podwyższenie kapitału zakładowego. Ale i na to znalazł się sposób - wystarczyło przekształcić spółkę kapitałową w spółkę osobową (np. jawną lub komandytową). W tej drugiej nie było już takich ograniczeń jak u poprzedniczki. Potwierdzały to liczne wyroki sądów administracyjnych.
Od 2017 r. to się zmieni. Przychodem u wspólnika wnoszącego wkład do spółki kapitałowej nie będzie już wartość nominalna obejmowanych udziałów lub akcji. Wyznacznikiem stanie się rynkowa wartość aportu. Wprawdzie nowelizacja zakłada, że w pierwszej kolejności liczyć się będzie wartość określona w umowie spółki z o.o. (statucie spółki akcyjnej), ale gdyby okazała się ona niższa od rynkowej, urząd przyjmie tę drugą. Eksperci radzą więc zabezpieczyć się rzetelną wyceną rzeczoznawcy majątkowego. Może być ona dowodem w ewentualnym sporze z fiskusem w zakresie ustalenia wartości rynkowej wnoszonego wkładu.
Automatycznie ustawodawca zrezygnował też z ograniczania kosztów amortyzacji u spółki otrzymującej wkład. Dotychczasowe ograniczenie straci rację bytu.