Jest już jak w Stanach Zjednoczonych. Podatki są jednym z najważniejszych – jeśli nie najważniejszym – tematem kampanii wyborczej. Pomysły na zmiany płyną z każdej strony. W przypadku VAT mamy pełną zgodę: stawki powinny być jak najszybciej, tj. od przyszłego roku, obniżone o 1 pkt proc., czyli wrócić do dawnego poziomu. Choć od czasu do czasu pojawia się wątek wprowadzenia jednolitej stawki na wszystkie towary i usługi, o kilka punktów procentowych niższej niż 23 czy 22 proc., jest mało prawdopodobne, by przekształcił się w rzeczową propozycję. Akcent ze względu na gry wyborcze zostałby natychmiast położony nie na to, że VAT spada, a system staje się prostszy i tańszy, ale na to, że znikają preferencje, odnoszące się np. do żywności, a więc podatek w gruncie rzeczy rośnie.

CIT – i tu zgoda nie jest wykluczona. Z jednej strony jest pomysł obniżenia go do 15 proc. dla małych i średnich firm. Z drugiej – pojawiła się propozycja, by zredukować go do 15 proc. dla przedsiębiorstw (np. małych) zatrudniających pracowników na etatach. Ale też, żeby podstawowa stawka spadła z 19 do 18 proc. Nie jest jasne, czy dwa ostatnie pomysły należy widzieć jako alternatywę łączną czy rozłączną.

Najważniejsza licytacja dotyczy PIT. Tu na stole są po jednej stronie: podwyższenie kwoty wolnej do 8 tys. zł (zrezygnowano ze stawki 39 proc. dla najbogatszych). Po drugiej stronie leżą: odmrożenie kwoty wolnej (czyli podwyższenie, ale nie o tysiące, lecz o setki złotych), odmrożenie zryczałtowanych pracowniczych kosztów uzyskania przychodów i przede wszystkim zwolnienie z PIT wszystkich młodych, czyli np. tych, którzy nie ukończyli 30. roku życia. Z nieoficjalnych informacji, które do nas napływają, wynika, że pod uwagę są brane także ulgi dla podatników pracowników o najniższych dochodach, co może być przedstawiane jako odpowiedzialna kontrpropozycja w stosunku do radykalnego podwyższania kwoty wolnej. Znowu nie wiadomo, w jakim zakresie wszystkie te pomysły to alternatywy łączne, a w jakim – rozłączne. Wiadomo za to, że budżet nie jest z gumy.
Oczywiście, stawki, kwoty itp. są najciekawsze. I są najlepszym orężem w wyborczej debacie. Podatnicy, zwłaszcza prowadzący działalność gospodarczą, od lat zgodnie wskazują, że najbardziej im doskwiera kiepska jakość przepisów, nadmierne skomplikowanie i absurdalnie częste zmiany. Konkretne obietnice poprawy w tej dziedzinie miałyby jednak, niestety, mniejszy potencjał marketingowy niż proste hasła obniżania podatków.