Częste zmiany prawa są nie lada problemem dla podatników czy płatników. Okazuje się jednak, że zmiany te potrafią utrudniać życie także urzędnikom. Ci przerzucają skutki swojej niewiedzy na petentów, co jeszcze bardziej zwiększa zamęt związany ze zmianą prawa.
W marcu tego roku moi znajomi założyli spółkę cywilną. Wyposażeni przeze mnie we wszystkie wymagane dokumenty ruszyli do urzędu skarbowego – jednym z dokumentów był NIP-2 (wersja 10) wraz z listą wspólników. Jakież było moje zdumienie, gdy jeden ze wspólników zadzwonił z pretensjami, że nie przygotowałem mu NIP-D... Przyznałem się do winy – faktycznie go nie przygotowałem. Jednak miałem dobre wytłumaczenie: taki druk nie obowiązuje od grudnia 2014 r. Poradziłem wspólnikowi, żeby zasugerował urzędniczce wejście na stronę internetową jej Szefa Szefów (oczywiście mam na myśli ministra finansów) i sprawdzenie, jakie formularze obecnie obowiązują... Udało się! Pani przyjęła dokumenty, a wspólnicy uzyskali NIP. Swoją drogą, to ustawodawca nie popisał się przy likwidacji NIP-D. Możliwość wprowadzenia danych została przeniesiona do NIP-2, ale tylko w przypadku jednego wspólnika. Tymczasem zdecydowana większość spółek jest dwuosobowa... W praktyce zatem w przypadku każdej spółki zgłaszanej na NIP-2 należy tworzyć listę wspólników (spółki osobowe nie mogą być jednoosobowe). Pani przyjmująca dokumenty w urzędzie skarbowym w dużym mieście nie zorientowała się w ciągu 4 miesięcy, że zamiast NIP-D powinna otrzymać listę wspólników. Gdyby była na zastępstwo, można by to jeszcze zrozumieć.
Inna urzędniczka twierdziła rok wcześniej, że podatnik nie ma prawa do pełnego odliczenia VAT od auta z kratką zakupionego w pierwszym kwartale 2014 r. Koronnym argumentem było nieposiadanie świadectwa homologacji. Podatnik faktycznie go nie posiadał – tak jak każdy inny nabywca nowego samochodu. Zgodnie z przepisami o ruchu drogowym posiadanie homologacji ciężarowej nie było od wielu miesięcy i wciąż nie jest dokumentowane świadectwem homologacji. Zamiast niego wydawane jest świadectwo zgodności, świadectwo zgodności WE oraz oświadczenie o danych i informacjach o pojeździe niezbędnych do rejestracji i ewidencji pojazdów. Z dokumentów tych wynika, czy pojazd spełnia wymogi stawiane przez przepisy o VAT, a co ważniejsze, są to dokumenty wydane na podstawie prawa o ruchu drogowym. Urzędniczka, która zajmuje się VAT, powinna chyba o tym wiedzieć, a przynajmniej sprawdzić to, zanim zadzwoni do podatnika z wiadomością, że nie ma prawa do pełnego zwrotu VAT.

Pani przyjmująca dokumenty w urzędzie skarbowym w dużym mieście nie zorientowała się w ciągu 4 miesięcy, że zamiast NIP-D powinna otrzymać listę wspólników

Takie przykłady można mnożyć po wielokroć. Są one skutkiem wadliwego przepływu informacji w ramach administracji podatkowej. Ustawodawca wprowadza w życie nową regulację, ale najwyraźniej nie informuje o tym swoich urzędników. Szkolenia są robione często z opóźnieniem albo wcale, więc bywa tak, że urzędnicy dowiadują się o zmianie przepisów od petentów. Dobrze, gdy są na tyle elastyczni, że w takim przypadku dadzą się przekonać, widząc nowelizację. Gorzej, kiedy „wiedzą lepiej” i próbują działać z pozycji siły. Wtedy trzeba się odwoływać, wobec czego w bezsensowny sposób traci się czas i pieniądze.
Urzędników w powyższych sytuacjach można nawet zrozumieć i w pewnym stopniu usprawiedliwić. Oni też mają kłopot z nadążeniem za ustawodawcą. Oczywiście mają obowiązek samokształcenia, ale nawet w tym przypadku trzeba otrzymać sygnał, że coś się zmienia, i zaktualizować swoją wiedzę – najprościej byłoby wykorzystać w tym celu e-maile, ale komputeryzacja urzędów skarbowych wciąż pozostawia wiele do życzenia (w wielu urzędach wciąż woli się faksy niż e-maile). Nauka, co prawda, kosztuje, ale w tym wypadku wyższa jakość usług świadczonych przez administrację podatkową w pełni uzasadnia wydatek.