Zagraniczna firma, która rozpocznie zdalną współpracę z polskim pracownikiem, powinna płacić CIT w Polsce od uzyskanych tu dochodów. Wyjątkiem jest sytuacja, gdy zatrudniony prowadzi działalność przygotowawczą lub pomocniczą dla swojego pracodawcy

Takie wnioski płyną z wyroków wojewódzkich sądów administracyjnych - jednego najnowszego, drugiego już prawomocnego.
Najnowszy to wyrok WSA w Gliwicach z 31 stycznia 2022 r. (sygn. akt I SA/Gl 1340/21). Podobnie orzekł wcześniej WSA w Warszawie w prawomocnym wyroku z 28 stycznia 2020 r. (sygn. akt III SA/Wa 616/19).
Nie zgadzają się z tym eksperci.
- Wykładnia, zgodnie z którą każdorazowe zatrudnienie pracownika w systemie home office przez zagranicznego pracodawcę oznacza powstanie w Polsce stałej placówki, jest absurdalna - komentuje Józef Banach, radca prawny i partner w Ontilo.
Jego zdaniem inaczej należy podejść do sytuacji, w której zatrudniony staje się de facto przedstawicielem (zależnym agentem) obcej firmy na naszym rynku i angażuje się w jej działalność w Polsce (np. poprzez pozyskiwanie dla niej polskich klientów), a inaczej, gdy zatrudni ona pracownika, aby wykonywał on dla niej w swoim domu taką samą pracę jak zagraniczni pracownicy.
- Nie można mówić o stałej placówce za granicą wyłącznie dlatego, że nabywamy tam usługi świadczone przez tamtejszego rezydenta - uważa Józef Banach.
Z kolei Daniel Więckowski, doradca podatkowy i partner w LTCA, podkreśla, że zagraniczny pracodawca nie ma żadnej podstawy prawnej, aby korzystać z prywatnego mieszkania pracownika. Nie może być ono zatem uznawane za stałą placówkę (patrz: opinia).
Co innego kwarantanna
Wyroki sądów w Gliwicach i Warszawie dotyczyły sytuacji, w której pracownik rozpoczął stałą zdalną współpracę z zagranicznym pracodawcą. Inaczej mogłoby być, gdyby współpraca była czasowa, wyłącznie z powodu obowiązywania restrykcji epidemiologicznych (np. Polak na przymusowej kwarantannie świadczy zdalną pracę z Polski na rzecz swojego zagranicznego pracodawcy).
Zgodnie ze wskazówkami sekretariatu generalnego Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD), opublikowanymi w marcu 2020 r. i w styczniu 2021 r., przymusowa zagraniczna kwarantanna nie spełnia definicji „stałej placówki”. Co innego, gdy pracodawca sam zobowiązał podwładnego do stałej pracy zdalnej za granicą.
Podobnie jest w sytuacji, gdy pracownik na przymusowej kwarantannie zajął się zawieraniem umów w imieniu zagranicznego pracodawcy. Ze wskazówek OECD wynika, że o powstaniu zakładu można mówić wyłącznie, gdy pracował w ten sposób zdalnie także przed wybuchem epidemii.
Słowem, tymczasowa zdalna praca w drugim kraju, wywołana wyłącznie restrykcjami epidemiologicznymi, nie oznacza powstania zakładu podatkowego, bo nie wynika z woli pracodawcy.
Wskazówki OECD, z których wynika takie stanowisko, nie są wiążące dla poszczególnych krajów. Potwierdziło to Ministerstwo Finansów w odpowiedzi na pytanie DGP. Poinformowało, że polski fiskus nie będzie nimi związany.
Nie można więc wykluczyć, że nawet gdyby praca zdalna była wyłącznie wynikiem przymusowej kwarantanny, polski fiskus dojdzie do wniosku, iż na terytorium Polski powstał jednak zakład.
Nie tylko podczas epidemii
Oba wyroki sądów wojewódzkich dotyczą coraz bardziej popularnego modelu współpracy między pracownikami i ich zagranicznymi pracodawcami. Zyskuje on na popularności zwłaszcza teraz, w czasie pandemii koronawirusa i związanych z nią restrykcji zdrowotnych.
Wykonywanie pracy zdalnej z uwagi na epidemię ma jednak charakter czasowy, natomiast coraz chętniej zagraniczne firmy i pracownicy decydują się już na stałe na zdalną współpracę. Jednym z powodów jest oszczędność kosztów prowadzenia działalności biznesowej w drugim państwie. Zagraniczna firma nie musi wynajmować oddzielnego lokalu, bo zatrudniony wykonuje zadania ze swojego prywatnego domu. Wystarczy wyposażyć go w niezbędne narzędzia pracy, np. w laptopa.
Taki model współpracy coraz chętniej wybierają również Polacy, którzy chcą wrócić z emigracji, ale kontynuować zarazem współpracę z dotychczasowym pracodawcą. W obu przypadkach powstaje pytanie, czy zatrudnienie zdalnego pracownika na stałe (nie tylko w okresie epidemii) wiąże się z obowiązkami podatkowymi dla zagranicznej firmy.
Kiedy jest zakład
Przypomnijmy, że zasadniczo zyski przedsiębiorstw są opodatkowane wyłącznie w kraju, w którym znajduje się siedziba podatnika. Jeśli jednak niemiecka, francuska czy duńska firma utworzyłaby w Polsce tzw. zakład, to z osiągniętych dzięki niemu zysków musiałaby rozliczyć się w naszym kraju. Wynika to z międzynarodowych umów o unikaniu podwójnego opodatkowania. Tam też znajdziemy definicję zakładu. Chodzi o stałą placówkę, przez którą całkowicie lub częściowo prowadzona jest działalność przedsiębiorstwa.
Międzynarodowe umowy przewidują cały katalog wyjątków od tej zasady, np. zakład nie powstanie, gdy stała placówka prowadzi wyłącznie działalność przygotowawczą lub pomocniczą albo gdy w imieniu zagranicznego przedsiębiorcy działa niezależny przedstawiciel.
Działalność pomocnicza
Duńska spółka ubezpieczeniowa, której dotyczył wyrok gliwickiego WSA, była przekonana, że mieszkanie jej polskich pracowników nie może być uznane za stałą placówkę.
Dyrektor Krajowej Informacji Skarbowej stwierdził jednak, że wykonywanie pracy zdalnej na rzecz duńskiego pracodawcy wiąże się z powstaniem polskiego zakładu chociażby z powodu przekazania firmowego sprzętu komputerowego na rzecz podwładnych.
WSA w Gliwicach uchylił tę interpretację, mimo że nie zgodził się ze wszystkimi argumentami spółki. Orzekł, że zasadniczo wykonywanie pracy zdalnej na rzecz zagranicznego pracodawcy może oznaczać powstanie stałej firmowej placówki (zakład) w mieszkaniu pracownika.
W tej konkretnej sprawie jednak - jak stwierdził WSA - zakład nie powstanie, bo czynności, które mieli wykonywać polscy pracownicy, miałyby wyłącznie charakter pomocniczy i przygotowawczy. Ich zadaniem bowiem - jak napisała spółka we wniosku o interpretację - miało być wsparcie administracyjne, a konkretnie pomoc w analizie danych oraz tzw. back office, czyli pomocnicze usługi zaplecza administracyjnego.
Dom jak zagraniczne biuro
Inaczej było w sprawie, którą w styczniu 2020 r. rozstrzygnął warszawski WSA. Chodziło o niemiecką spółkę zajmującą się produkcją i sprzedażą części do maszyn. Firma zgodziła się, aby jeden z pracowników zajmujących się obsługą klientów wrócił na stałe do Polski i zdalnie kontynuował współpracę.
Spółka była przekonana, że nie powstanie w ten sposób zakład, bo - jak argumentowała - dom pracownika nie może być uznany za stałą placówkę, a ona sama nie ma jakichkolwiek praw do rozporządzania miejscem pracy podwładnego. Uważała także, że skoro polski podwładny nie będzie bezpośrednio kontaktował się z jej klientami, to będzie prowadził wyłącznie działalność pomocniczą.
Innego zdania byli dyrektor KIS i warszawski WSA. Sąd przywołał art. 5 ust. 5 polsko-niemieckiej umowy o unikaniu podwójnego opodatkowania, zgodnie z którym działalność w imieniu zagranicznego przedsiębiorstwa oraz posiadanie i wykonywanie pełnomocnictwa do zawierania umów w jego imieniu oznacza powstanie zakładu (wyjątek dotyczy niezależnego przedstawiciela).
WSA stwierdził, że w tej sprawie nie mają zastosowania wyjątki od tej reguły (np. prowadzenie działalności pomocniczej), bo polski pracownik ma zajmować się składaniem ofert klientom i będzie podlegał w tym zakresie pełnej kontroli zagranicznej centrali. Niemiecka spółka będzie więc miała w Polsce zakład i będzie musiała rozliczyć się tu z CIT - orzekł WSA.
- Stanowisko sądów administracyjnych oznacza, że zagraniczni pracodawcy, którzy planują rozpocząć współpracę z polskim podwładnym w systemie home office, powinni dokładnie przeanalizować warunki jego zatrudnienia, a w szczególności zakres wykonywanych obowiązków - zaleca Tomasz Koterbski, menedżer w Crido.
Jeśli - jak dodaje ekspert - nie będzie to działalność wyłącznie pomocnicza lub przygotowawcza, to istnieje duże niebezpieczeństwo, że wraz z zatrudnieniem podwładnego w systemie home office pojawi się obowiązek rozliczania polskiego CIT.
OPINIA
Daniel Więckowski doradca podatkowy i partner w LTCA, pełnomocnik w sprawie którą rozstrzygnął WSA w Gliwicach
Sądy się mylą
Daniel Więckowski doradca podatkowy i partner w LTCA, pełnomocnik w sprawie którą rozstrzygnął WSA w Gliwicach / Materiały prasowe
Nie można zgodzić się z twierdzeniem, że praca zdalna na rzecz zagranicznego pracodawcy może powodować powstanie w Polsce stałej placówki. Pracodawca nie zobowiązuje przecież pracowników do udostępnienia jakiekolwiek przestrzeni domowej na jego rzecz i nie ma żadnej podstawy do korzystania z przestrzeni mieszkalnej należącej do podwładnego.
Co więcej, idąc śladem wykładni zaprezentowanej w obu wyrokach WSA, można byłoby uznać, że jeśli pracownik wykonuje swoje obowiązki w czasie cyklicznych podróży pociągiem, to nawet przedział w wagonie może zostać stałą placówką pracodawcy.
Sędziowie pomijają również kwestie przedstawione m.in. w komentarzu do art. 5 Modelowej Konwencji OECD (2017), gdzie w pkt 19 wyraźnie wyjaśniono, kiedy prywatne mieszkanie wykorzystywane w ramach home office może stać się stałą placówką. Komentatorzy wyróżniają dwie sytuacje:
• konsultantki prowadzącej własną firmę z własnego domu - co powoduje powstanie stałej placówki oraz
• pracownika transgranicznego, który większość pracy wykonuje ze swojego domu znajdującego się w jednym państwie, zamiast z udostępnionego mu biura znajdującego się w drugim państwie.
W tej sytuacji dom nie będzie stanowił stałej placówki, a więc i w rezultacie zagranicznego zakładu.
Miejmy nadzieję, że Naczelny Sąd Administracyjny zrewiduje pogląd WSA w tak ważkiej sprawie.