W systemie interpretacji podatkowych zaroiło się od pytań o rezydencję podatkową - czy jest ona w Polsce, czy może jednak za granicą. Ma to związek z likwidacją ulgi abolicyjnej.
- Obowiązująca kwota ulgi (1360 zł) jest śmiesznie mała. Nie ma się co dziwić, że osoby pracujące za granicą dążą do potwierdzenia, że nie mają bliższych związków z Polską i nie muszą rozliczać tu swoich zagranicznych dochodów - komentuje doradca podatkowy Mariusz Makowski.
Zasada jest bowiem taka, że kto nie ma w naszym kraju centrum interesów życiowych, ten nie musi martwić się ograniczeniem ulgi. Natomiast kto je tu ma, a zarabia za granicą, prawdopodobnie będzie musiał dopłacić różnicę polskiemu fiskusowi.
Przypomnijmy, że od 1 stycznia 2021 r. nastąpiło znaczne ograniczenie ulgi abolicyjnej - do 1360 zł, co de facto oznacza jej likwidację. O zmianach w tym zakresie pisaliśmy m.in. w artykułach „Praca za granicą przestaje się opłacać” (DGP nr 189/2020) i „Ulga abolicyjna tylko dla zarabiających za granicą do 8 tys. zł” (DGP nr 184/2020).
W praktyce oznacza to, że
podatnicy muszą dopłacić polskiemu fiskusowi różnicę podatku, którego nie musieli uregulować za granicą (ze względu na obowiązujące tam wyższe kwoty wolne lub ulgi).
Dotyczy to jednak wyłącznie tych osób, które mają polską rezydencję podatkową. U tych, którzy jej nie mają, problem nie istnieje, bo ich dochód będzie opodatkowany tylko w państwie, w którym go osiągają.
Wątpliwości w tej sprawie mają przede wszystkim podatnicy zarabiający w krajach, z którymi łączą nas umowy o unikaniu podwójnego opodatkowania przewidujące metodę proporcjonalnego odliczenia. Są to m.in.:
Stany Zjednoczone, Wielka Brytania, Dania, Norwegia, Holandia, Belgia, Austria, a także Litwa, Słowacja i Słowenia.
Sprawa nie jest jednak prosta. Przy ustalaniu rezydencji podatkowej bierze się bowiem pod uwagę dwa czynniki. Pierwszy jest oczywisty - polskim rezydentem jest ten, kto przebywa w naszym kraju co najmniej 183 dni w roku kalendarzowym. Drugi mówi natomiast, że za rezydenta uznaje się osobę, która posiada na terytorium Polski centrum interesów osobistych lub gospodarczych (tzw. ośrodek interesów życiowych). Chcąc zostać uznanym za polskiego rezydenta podatkowego, wystarczy spełnić tylko jeden z tych warunków.
Ocena przesłanki dotyczącej tzw. ośrodka interesów życiowych jest w każdym przypadku dokonywana indywidualnie.
Resort finansów zapowiadał, że w 2021 r. wyda objaśnienia podatkowe, które na praktycznych przykładach i, co ważne, w sposób wiążący dla administracji skarbowej wyjaśnią zasady ustalania miejsca rezydencji podatkowej oraz reguły rozliczania w Polsce dochodów z zagranicy.
Objaśnień na razie jednak nie ma, a jedynym sposobem na potwierdzenie nieposiadania polskiej rezydencji jest uzyskanie indywidualnej interpretacji podatkowej.
W ministerialnej bazie można znaleźć interpretacje potwierdzające, że
podatnik nie jest polskim rezydentem i w związku z tym nie rozlicza swoich zagranicznych dochodów w Polsce.
Jedna z nich - z 16 lutego br. (sygn. 0112-KDIL2-1.4011.928. 2020.2.MKA) została wydana na rzecz podatnika zarabiającego w Wielkiej Brytanii. Mężczyzna napisał we wniosku, że wskutek likwidacji ulgi abolicyjnej musiałby - jako polski rezydent - sumować swoje dochody z Polski i z Wielkiej Brytanii, wskutek czego wszedłby w drugi próg podatkowy. To oznaczałoby dla niego konieczność dopłacenia polskiemu fiskusowi różnicy od zagranicznych zarobków (jako że w Anglii obowiązuje wyższa kwota wolna od podatku).
Zależało mu więc na potwierdzeniu, że nie ma jednak związków osobistych ani gospodarczych z naszym krajem i w związku z tym ciąży na nim jedynie ograniczony obowiązek podatkowy, co oznaczałoby, że płaciłby
podatek tylko od tego, co zarabia w Polsce.
Poinformował, że ma tu jedynie firmę i
dom z garażem, który wynajmuje pod biuro. Posiada także rachunek bankowy służący do obsługi przychodów z najmu. Dodał, że do Anglii wyjechał już w 2010 r. wspólnie z żoną, kupił tam dom i pracuje na umowę o pracę, z której osiąga większość swoich dochodów. Do Polski zaś przyjeżdża sporadycznie.
Dyrektor Krajowej Informacji Skarbowej potwierdził, że osoba, która znajduje się w takiej sytuacji zawodowej i osobistej, nie może być uznana za polskiego rezydenta podatkowego, a tym samym nie będzie zobowiązana do opodatkowania w Polsce dochodów uzyskanych z pracy na terenie Wielkiej Brytanii. Tym samym dyrektor KIS przyznał, że posiadanie w Polsce nieruchomości pod wynajem i rachunku bankowego służącego do obsługi najmu nie przesądza o posiadaniu polskiej rezydencji podatkowej.
Interpretację potwierdzającą brak polskiej rezydencji otrzymał także polski fotograf, który zamierzał przenieść swój biznes za granicę. Tu akurat do Niemiec, z którymi łączy nas korzystniejsza metoda wyłączenia z progresją. W tym przypadku podatnik nie dopłaca w Polsce podatku od zagranicznego dochodu, bo dochód ten jest wyłączony z opodatkowania w Polsce. Wpływa jednak na wysokość stawki PIT (17 proc. lub 32 proc.) od polskiego dochodu (o ile oczywiście podatnik go uzyskał).
We wniosku o interpretację fotograf podkreślił, że nie ma żony, dzieci ani majątku, a tym samym wyjeżdżając, nikogo ani niczego nie pozostawi w Polsce. Za granicą będzie natomiast przez pewien czas pomieszkiwał w hotelu.
W jego sprawie również dyrektor KIS uznał, że nie można mówić o polskiej rezydencji, ponieważ od momentu wyjazdu za granicę będzie on miał ściślejsze powiązania z niemieckim krajem, w którym będzie mieszkał i prowadził działalność gospodarczą (interpretacja z 29 stycznia 2021 r., sygn. 0114-KDIP3-2.4011. 681.2020.2.JK2).
Podatku od zagranicznych dochodów nie zapłaci również mężczyzna, który otrzymał interpretację z 5 stycznia 2021 r. (sygn. 0112-KDIL2-1.4011. 821.2020.2.DJ). We wniosku o nią poinformował, że półtora roku temu wyjechał do Stanów Zjednoczonych wspólnie z żoną i jest tam zatrudniony na umowę o pracę. Na razie ma zgodę na pobyt przez pięć lat, ale stara się o zieloną kartę.
Wyjaśnił, że na początku w USA wynajmowali wspólnie z żoną mieszkanie, ale teraz kupili tam dom. W Polsce natomiast zostawili mieszkanie, które wynajmują. Podatnik dodał, że oboje z żoną są zameldowani u rodziców i mają polski rachunek, na który wpływa przychód z najmu.
Biorąc pod uwagę wszystkie te okoliczności, dyrektor KIS stwierdził, że na podatniku ciąży w Polsce jedynie ograniczony obowiązek podatkowy. Słowem, że zapłaci on tu daninę jedynie od przychodów z najmu.
Nie każdy nie jest rezydentem
Odmienna interpretacja została natomiast wydana w sprawie podatniczki pracującej w Słowenii. Podała ona, że wyjechała do pracy na trzyletni kontrakt. Zabrała ze sobą najmłodszą córkę. Starsza - pełnoletnia została w Polsce, gdzie mieszka i utrzymuje się sama. W Polsce został też mąż, który pracuje tu na umowę o pracę.
Kobieta poinformowała, że na Słowenii mieszka w wynajętym mieszkaniu, a w Polsce ma udziały w dwóch mieszkaniach. W jednym mieszka jej mąż, w drugim dorosła córka. Kobieta dodała, że ma także udziały w spółkach należących do jej rodziców i rachunek w polskim banku, a także że opłaca sobie w Polsce prywatny abonament medyczny, mimo iż pracując na Słowenii, korzysta z tamtejszej opieki zdrowotnej.
W interpretacji z 16 lutego 2021 r. (sygn. 0114-KDIP3-2.4011.833.2020.1.JM) dyrektor KIS uznał, iż w takiej sytuacji nie można mówić o zerwaniu więzi osobistych i gospodarczych z Polską. Przesądzające było to, że mąż i starsza córka podatniczki pozostali w Polsce i nie planują przeprowadzki do Słowenii, natomiast jej pobyt w Słowenii związany jest tylko ze świadczeniem pracy na podstawie kontraktu i że podatniczka nie jest w stanie zadeklarować, czy po ustaniu tego kontraktu wróci do Polski, czy będzie kontynuować zatrudnienie w Słowenii. Przesądzające było również to, że podatniczka nie ma żadnej nieruchomości na Słowenii, natomiast posiada dwa mieszkania w Polsce.
- Z interpretacji tych jednoznacznie wynika, że utratę polskiej rezydencji mogą udowodnić jedynie ci, którzy wyjechali za granicę wraz z najbliższą rodziną, mają tam pracę, kupili dom lub mieszkanie i starają się o to, by zostać za granicą na stałe - wskazuje Mariusz Makowski.
Dodaje, że pomocne może być także uzyskanie zagranicznego certyfikatu rezydencji podatkowej, czyli zaświadczenia wydanego przez administrację podatkową danego państwa. Ekspert podkreśla jednak, że nie jest to kwestia przesądzająca.
- Organy podatkowe (zarówno w Polsce, jak i w innych państwach) z reguły chętnie wydają certyfikaty rezydencji osobom, które o nie wnioskują, więc fakt otrzymania takiego certyfikatu wydanego przez inne państwo nie musi zniechęcać polskiego fiskusa do poszukiwania związków podatnika z Polską - wyjaśnia Mariusz Makowski.
Kolejność ustalania, który kraj pobierze podatek
Fiskus straci więcej, niż myśli
Gerard Dźwigała, radca prawny w Kancelarii Dźwigała, Ratajczak i Wspólnicy
To naturalne, że likwidacja ulgi abolicyjnej, która dotyczy polskich rezydentów, wywołuje zwiększone zainteresowanie ustaleniem, czy wogóle są jeszcze rezydentami podatkowymi albo czy mogą przestać nimi być, skoro mają silne związki zinnym krajem. Nie zawsze jest to kwestia jednoznaczna iprosta do przesądzenia. Zasadniczo decydujące znaczenie ma nie to, gdzie uzyskiwane są dochody, ale to, czy podatnik przeniósł się za granicę ze swoją rodziną wtaki sposób, który wskazuje na zamiar pozostania tam na stałe.
Nie mam pewności, czy likwidacji ulgi abolicyjnej towarzyszyła pogłębiona refleksja nad tym, że część osób -wahających się co do osiedlenia się na stałe za granicą -może z tego powodu podjąć ostateczną decyzję na niekorzyść Polski ibudowania rozwoju innego kraju.
Pamiętać należy, że nawet jeżeli obywatel nie płaci wPolsce podatku dochodowego, ale jego rodzina mieszka wkraju, aon wraca do niej poza pracą, to choćby przez wydatki (opodatkowane podatkami pośrednimi) przyczynia się do rozwoju kraju itworzenia wPolsce miejsc pracy.