Tematem numer jeden jest w ostatnich dniach tzw. afera taśmowa. Z dwóch nagrań, które ujrzały światło dzienne, uwagę wszystkich przykuło pierwsze – z udziałem Marka Belki i Bartłomieja Sienkiewicza.



Łatwo to zrozumieć: gdy rozmawiają prezes NBP i minister spraw wewnętrznych, to z „urzędu” jest to rozmowa bardzo ważna. A jeśli dodamy do tego jej temat – skup obligacji skarbowych przez bank centralny, dymisja ministra finansów itd. – plus barwne metafory o stanie państwa i niektórych jego inwestycji, to jasne się staje, że miała duży ciężar gatunkowy. Tylko w kontekście tego dialogu można roztrząsać (nie całkiem bez kozery), czy niektóre poglądy i propozycje nie szły ciut za daleko np. z punktu widzenia apolityczności NBP. Schodząc z wysokiego C, można jednak rzec, że tak wygląda polityka. Ta nie najgorsza: nie było mowy o osobistych korzyściach, ciemnych interesach, łamaniu przepisów itp. Za to wiele było o państwie i finansowaniu go – fatalnie tylko, że w kontekście wyborów i walki wyborczej, bo one akurat nie są w żadnym razie okolicznością uprawniającą do stosowania nadzwyczajnych mechanizmów lub je usprawiedliwiającą .
W każdym razie to wyjaśnia, dlaczego druga rozmowa zeszła w cień, choć wydaje się bardziej przygnębiająca. Czego boi się były minister transportu? Że kontrola skarbowa, choć dotyczy działalności gospodarczej jego żony, obejmie również jego rachunki. W zasadzie nie powinien to być powód do poważnych obaw – chyba że chodziłoby o jakieś transfery (wpłaty), które mogą budzić wątpliwości, np. co do źródła pieniędzy. Lub że coś się nie zgadza z rozliczeniami podatkowymi. Z kolei ze względu na to, że „wiadomo, jak to było przed 2011 r.”, czyli przed objęciem kolejnych grup zawodowych obowiązkiem rejestrowania sprzedaży przy pomocy kas fiskalnych, problemem może być przykładowo rozziew między deklarowanymi dochodami (albo stratami) a zgromadzonym mieniem. Odpowiedź byłego szefa wywiadu skarbowego i wiceministra finansów nadzorującego służby skarbowe? Nie, nie mówi – a szkoda – o złożeniu czynnego żalu, jeśli jest ku temu powód, i skorygowaniu rozliczeń i deklaracji, jeśli nie wszystko się zgadza. Twierdzi za to, że już wcześniej coś zablokował, a teraz porozmawia z kim trzeba i zorientuje się, czy jest sens odzywać się do dyrektora izby skarbowej. Za jednym zamachem wyrządza szkody sobie, ale co gorsza i innym: mimo wcześniejszych funkcji przekreśla zasadę, że każdy podatnik jest równy wobec prawa, oraz przyprawia gębę urzędnikom skarbowym – także tym, którzy są rzetelni i dobrze robią to, co do nich należy. Właśnie tak psuje się państwo.