Fiskus – rzecz to znana – gdy przegrywa spory z podatnikami w sprawach, na których mu zależy, nierzadko działa szybko i zdecydowanie: zmienia prawo wedle uznania. Oczywiście tak, by nie było już wątpliwości, kto ma rację.
Jest to taktyka brutalna (ostatnio często możemy ją obserwować na gruncie CIT), w pewnym sensie nawet skandaliczna, ale dość skuteczna i nawet pod jednym względem korzystna dla wszystkich: wiadomo przynajmniej, czego się trzymać. Autorzy zmian są tym odważniejsi, im lepiej wiedzą, że proceder będzie bezkarny – bo np. w grę nie wchodzi naruszenie unijnych regulacji czy norm konstytucyjnych.
Z drugiej strony niektóre przepisy, będące źródłem poważnych sporów i kontrowersji, mają nadspodziewanie długi żywot. Stanowią wprawdzie doskonałą pożywkę dla sądów, prawników i doradców, ale jednocześnie są prawdziwym utrapieniem i dla podatników, i dla urzędników; obciążeniem dla nas wszystkich. Trudno dociec, z jakich powodów mogą istnieć tak długo.
Garść przywołanych przez nas ostatnio przykładów. W składzie całej Izby Finansowej (35 sędziów) NSA pochyli się wkrótce nad problemem kwalifikacji (a więc i opodatkowania) tzw. urzędówek, czyli spraw powierzanych z urzędu adwokatom, radcom prawnym czy doradcom podatkowym. Do tej pory NSA, orzekając w normalnym trybie, nie może się zdecydować, czy wynagrodzenie z tego tytułu jest przychodem z działalności gospodarczej (opodatkowanym tak jak ona, np. liniową 19-proc. stawką), czy wykonywanej osobiście (skala). Ponieważ problem nie jest najwyraźniej bardzo istotny dla fiskusa, utrzymuje on przy życiu regulacje, które od lat są źródłem kłopotów (oraz przyczyną różnego postępowania przez sądy administracyjne i powszechne, które za urzędówki płacą). Zapewne stanowisko Izby Finansowej położy temu kres – w tym sensie, że wskaże prawidłową, jej zdaniem, praktykę oraz w zasadzie przesądzi, kto wygra w kolejnych sporach, gdyby się jednak zdarzyły. I to, miejmy nadzieję, wyjaśni sprawę – przynajmniej do czasu zmiany regulacji.
W niedawnym wyroku (ale nie uchwale) w składzie 7 sędziów NSA uznał, że – ujmując rzecz najszerzej – wydatki gastronomiczne pod pewnymi warunkami mogą być jednak dla firmy kosztem uzyskania przychodu. Oraz że każdy przypadek należy oceniać indywidualnie. Przepisy, będące w tej kwestii źródłem zamieszania, od lat mają się dobrze. Nie brakuje pracy doradcom i sędziom, ponieważ bardzo wiele takich spraw ląduje na wokandzie, kończąc swój żywot zazwyczaj dopiero przed NSA. A ten orzekał rozmaicie. Teraz, zainspirowany wspomnianym wyrokiem 7 sędziów, staje się chyba bardziej liberalny w ocenach – z korzyścią dla podatników. W prezentowanym przez nas ostatnio wyroku uznał np., że rozmowy handlowe czy prezentacja produktów w trakcie obiadu bądź kolacji sprawiają, że poczęstunek ma związek z przychodami, a jego koszt jest kosztem podatkowym. Któremu biznesowemu posiłkowi nie towarzyszą rozmowy handlowe? Oczywiście, możliwe, że w innym składzie NSA orzeknie zupełnie inaczej, rozpatrując przypadek „indywidualnie”. Jest to tym bardziej prawdopodobne, że fiskus nie zamierza rezygnować z restrykcyjnego stanowiska, uznając najwyraźniej, że niejasne, wadliwe przepisy sprzyjają mu i pozwalają trzymać przedsiębiorców w szachu.
Niekończąca się opowieść o tym, co jest, a co nie kosztem reprezentacji, byłaby może i zabawna, gdyby jednocześnie nie była tak kosztowna ze społecznego punktu widzenia (angażuje potężne zasoby, zwłaszcza w wymiarze sprawiedliwości) i tak dolegliwa dla pozostających w niepewności firm.
Wiele miejsca poświęciliśmy i wiele jeszcze będziemy poświęcać niedawnej uchwale NSA (7 sędziów) w sprawie rozliczania VAT przez gminy i gminne jednostki budżetowe. Wywraca ona do góry nogami cały dotychczasowy system (zgodnie z którym wspomniane jednostki też są podatnikami VAT), a wszyscy, Ministerstwa Finansów nie wyłączając, są przestraszeni konsekwencjami. Przepisy, które są praprzyczyną rewolucji – na razie tylko doktrynalnej, co będzie z praktyką, zobaczymy – funkcjonują od lat. Spory, które na tym tle powstały, też nie rozpoczęły się wczoraj. Najwyraźniej jednak fiskusowi zabrakło wyobraźni lub chęci, by zawczasu zmierzyć się z wyzwaniem – choćby na ścieżce legislacyjnej, poprzez zmianę przepisów, które są powodem zamętu. I które w świetle uchwały NSA mogą zaowocować licznymi i kosztownymi problemami w samorządach.
Morał jest banalny. I smutny. Takie jest w praktyce nasze państwo prawa. Wszyscy za nie słono płacimy.