Podatnikiem VAT – zobligowanym m.in. do rozliczania daniny i wystawiania deklaracji, a jednocześnie uprawnionym np. do odliczania podatku naliczonego od należnego – są tylko gminy. Taka teza znajduje się w niedawnej uchwale 7 sędziów NSA.
Praktyka – akceptowana przez Ministerstwo Finansów i administrację skarbową – jest zupełnie inna: podatnikiem są zarówno gminy, jak i ich jednostki budżetowe. Tych pierwszych jest ok. 2,5 tys., tych drugich w sumie kilkadziesiąt tysięcy.
Możliwe są trzy scenariusze: pierwszy – NSA zmieni zdanie (np. uchwała całej Izby Finansowej będzie inna niż 7 sędziów), drugi – Ministerstwo Finansów (i administracja podatkowa) zmieni zdanie, trzeci – zarówno władza sądownicza, jak i wykonawcza pozostaną przy swoim. W tym wypadku w grę wchodzi, przynajmniej teoretycznie, jeszcze jeden możliwy wariant – resort pozwoli samorządom wybrać, jak się chcą rozliczać.
Pierwszy scenariusz byłby najwygodniejszy dla gmin. Oznaczałby, że w praktyce nic się nie zmieni. Najwygodniejszy nie oznacza jednak, że najkorzystniejszy. Dziś każdy samorządowy podatnik VAT (gmina, jednostka budżetowa, zakład budżetowy) rozlicza podatek samodzielnie. To zaś rodzi wiele problemów, jeśli chodzi o możliwość odliczania podatku naliczonego od należnego. Zwłaszcza w przypadku inwestycji, które – bywa – finansuje kto inny, a użytkuje (i notuje z tego tytułu sprzedaż opodatkowaną uprawniającą do odliczeń) kto inny.
Drugi scenariusz oznaczałby rewolucję – konieczność zarzucenia dotychczasowej praktyki i dostosowania się do uchwały NSA. Gmina jako jedyny podatnik VAT odpowiadałaby za całość samorządowych rozliczeń i wystawiała zbiorczą deklarację. Musiałaby zapanować nad procesami, które teraz są rozproszone w bardzo wielu miejscach i za które odpowiedzialni są różni ludzie. Niezbędne byłyby do tego m.in. dobry przepływ danych i informacji oraz jednolite reguły i schematy działania dla samorządu i wszystkich jego jednostek.
Ten wariant, choć stanowi dla wszystkich największe wyzwanie, nie jest nieprawdopodobny. Zasada jednolitego stosowania prawa nakazywałaby wręcz, aby wykładnia NSA stała się obowiązująca nie tylko dla sądów, lecz także dla administracji.
Oczywiście, zdarza się czasem, że jest lekceważona. Tak dochodzimy do scenariusza numer trzy. Nie da się wykluczyć, że ministerstwo będzie obstawać przy dotychczasowym stanowisku, a co za tym idzie administracja skarbowa nie będzie – niezależnie od stanowiska judykatury – kwestionowała osobnych rozliczeń gmin i ich jednostek.
Oczywiście pozostanie problem tych samorządów, które tak jak Wrocław chciałyby się rozliczać jedną deklaracją, czyli inaczej niż dotąd. Jeśli administracja będzie przeciwko temu protestować, gminy pójdą ze skargami do sądów – po pewną w świetle stanowiska NSA wygraną. W rezultacie część samorządów będzie działać po myśli ministerstwa, a część zgodnie z uchwałą Naczelnego Sądu Administracyjnego.
Zauważmy, że podobnie będzie, jeśli urzędy przeciwko nowej praktyce w ogóle nie będą protestować, aby nie dać pretekstu do – z góry dla nich przegranych – sporów sądowych. I w takim wypadku efektem będzie pełna dowolność. Pytanie, czy to optymalne rozwiązanie. Otóż niezupełnie. Nie chodzi nawet o zasadę jednolitego stosowania prawa. Rzecz w tym, że wykładnia przepisów „jak komu wygodniej” jest może i poręczna, ale w cywilizowanym świecie stanowi raczej kuriozum niż standard.