Najgorsze przepisy to takie, które obowiązują, a nie są przestrzegane, bo nie wiążą się z tym żadne konsekwencje. Nawet jeśli dotyczą spraw błahych, uczą lekceważenia prawa. Ośmieszają państwo. Szkodzą. Powinny być uchylone albo wyegzekwowane – jeśli warto je utrzymać.
Od lat wiadomo, że co najmniej połowa firm nie składa sprawozdań finansowych do Krajowego Rejestru Sądowego, choć powinna. Przyczyna? Zazwyczaj niechęć do ujawniania danych. Dotyczy to i wielkich przedsiębiorstw z kapitałem zagranicznym, i małych rodzinnych spółek. Niestraszne ich szefom zagrożenie surową karą: grzywną, ograniczeniem wolności i wpisem do rejestru karnego czy zakazem zajmowania stanowisk. Zapewne dlatego, że funkcjonuje w teorii, nie w praktyce. W tym problem.
Z tą patologią życia gospodarczego nikt do tej pory nawet nie próbował sobie poradzić. Ciekawe, jakie byłyby efekty szczegółowej kwerendy w KRS i US, ile firm powinno składać sprawozdania, a ile to robi. I co spotyka te, które mają przepisy w poważaniu.
Resort sprawiedliwości chce zmienić ustawy – żeby wszystkie spółki osobowe oświadczały, czy mają już takie obroty, że powinny słać sprawozdania do KRS, czy nie. To rozwiązanie rodem ze średniowiecza: sprawne narzędzia informatyczne powinny umożliwiać US i sądom szybkie wychwytywanie spółek, które nie wywiązują się z obowiązków. I nakładanie kar. Sądy faktycznie nie mają informacji o przychodach, ale urzędy skarbowe już tak. Gdzie więc system wymiany danych?
I może lepiej wpierw zadbać o egzekucję regulacji, które już obowiązują. Bo kolejny martwy przepis na nic się zda, a obciąży tylko Bogu ducha winnych przedsiębiorców, którzy postępują zgodnie z prawem.