Na tym świecie pewne są tylko śmierć i podatki, mawiał Benjamin Franklin. Był w błędzie. O ile bowiem śmierć jest, jak na razie, rzeczywiście pewna, o tyle podatki niekoniecznie. Słynny polityk najwyraźniej nie znał pojęcia optymalizacji: wszak era nowożytnych (czytaj: rozbudowanych, skomplikowanych i często niezrozumiałych) systemów finansowych i podatkowych dopiero się wówczas rozpoczynała.
Trzeba też zastrzec od razu, że nie chodzi tu o ukrywanie dochodów, zakładanie tajnych kont w Szwajcarii lub na egzotycznych wyspach, skomplikowane transfery, poufne misje i inne rozbudzające wyobraźnię, acz niezbyt legalne, działania. Optymalizacja, banalnie rzecz ujmując, pozwala na unikanie opodatkowania lub jego istotną redukcję z wykorzystaniem dopuszczalnych w świetle prawa narzędzi i mechanizmów. Wśród nich jest też tworzenie spółek za granicą, tam gdzie obciążenia fiskalne są niskie lub żadne, i przelewanie do nich pieniędzy w taki sposób, by nie były opodatkowane w Polsce. To dlatego formalnie właścicielami wielu naszych znanych przedsiębiorstw nie są ci, o których wiemy, że nimi są, ale firmy z Cypru, Luksemburga, Holandii, Irlandii itd. Polskie spółki płacą im dywidendę, opłaty za know-how, za znaki towarowe czy patenty (tu wpisywane w koszty, tam stanowiące dochód), pożyczają od nich pieniądze i spłacają z wysokimi odsetkami etc. Cel jest właściwie tylko jeden: uniknąć daniny (np. od dywidendy) w Polsce, za to zapłacić niższą lub zerową gdzie indziej.
Trudno potępiać kogoś – obojętnie, czy osobę fizyczną, czy prawną – takie struktury tworzy, skoro prawo na to pozwala. Jak długo bowiem podatki funkcjonują, tak długo istnieje też przemożna chęć do ich unikania. I dopóki wyraża się w dozwolonych działaniach, dopóty nie można z tego powodu nikomu czynić zarzutu. Można co najwyżej z zazdrością utyskiwać, że inni mają co optymalizować, a my niekoniecznie (lub też że optymalizacja jest dla nas za droga). Z drugiej strony, rzeczywiście jest w tym jakiś paradoks, że np. podatek Belki płaci każdy, kto zgromadził choć minimalne oszczędności i próbuje – z korzyścią dla siebie, ale przecież i gospodarki – chronić je przed inflacją (na koncie bankowym, przez zakup obligacji czy innych instrumentów finansowych – czyli wlewając je do systemu finansowego), a kto zarobił krocie jako menedżer (wynagrodzenia tej grupy podatników też są często optymalizowane – dawniej z udziałem Cypru, a teraz np. Malty) albo jako właściciel dobrze prosperującego przedsiębiorstwa, może daniny uniknąć. Trzymając się tej – populistycznej, jak oceni wielu – nuty, można jednak rzec i tak: skoro optymalizacja jest dopuszczalna w granicach wyznaczonych przez prawo, to znaczy, że te granice ustawodawca może też przesuwać. Z tego punktu widzenia projekt – wymagający dopracowania – „wyrównawczego” opodatkowania kontrolowanych przez polskich podatników spółek zagranicznych (CFC) nie powinien budzić kontrowersji. Ale budzi – i to oczywiście duże.