Dla przeciętnego podatnika kryzys gospodarczy, o którym mówimy od kilku lat w odniesieniu do Europy i USA, czy osłabienie, którego doświadczamy teraz sami, są podwójnie dolegliwe. Po pierwsze, płace przestają rosnąć, praca staje się dobrem deficytowym, a rynek pracy zamienia się w rynek pracodawcy z wszelkimi tego konsekwencjami. Z kolei w przypadku małych przedsiębiorców popyt spada i warunki działania szybko się pogarszają.
Po drugie, w budżecie państwa (i samorządów) powiększają się dziury i trzeba szukać sposobów na ich załatanie. Wzrok pada oczywiście na... podatników, którzy i tak mają już za swoje. Mnożą się wtedy pomysły dotyczące podwyżek stawek, likwidacji ulg, wprowadzenia nowych danin, objęcia podatkami nowych grup lub nowych źródeł przychodów, uszczelnienia systemu etc.
Wszystko to możemy od kilku lat obserwować na świecie, w tym także w Europie. Ta ostatnia przeżywa nie tylko klasyczny kryzys gospodarczy, lecz także kryzys – nieco tylko zapomniany – zaufania i finansów publicznych. USA podobnie, czego najlepszym przykładem był klif fiskalny (alternatywą dla masowego drukowania pieniędzy są radykalne oszczędności).
Efekt łatwy do przewidzenia: decydenci tym chętniej zaglądają do kieszeni podatników. I to – wbrew pozorom – niekoniecznie najzamożniejszych. Ci, których na to stać, umieją sobie z fiskusem radzić. Efektywnie największe obciążenia spadają więc na klasę średnią i wspomnianych już przeciętnych zjadaczy chleba.
Czy w tym kontekście należy oceniać aktywność Komisji Europejskiej, która podatkom poświęca coraz więcej uwagi, tworząc m.in. plan działań „na rzecz poprawy skuteczności zwalczania oszustw podatkowych i uchylania się od opodatkowania”? Niekoniecznie. Chce ona – jak wynika z niedawnych deklaracji – zacieśnić administracyjną współpracę krajów członkowskich, szerzej spojrzeć na problem rajów podatkowych czy wyeliminować tzw. agresywne planowanie podatkowe.
Temu można tylko przyklasnąć. Przydałby się analogiczny krajowy program. Uszczelnianie systemu (także w Polsce) nie budzi przecież żadnych kontrowersji. W starciu racje tych, którzy płacą podatki jak Pan Bóg przykazał, wygrywają z racjami tych, którzy na nasz wspólny koszt unikają danin jak mogą (szara strefa). Pytanie jednak, dlaczego sprawy oczywiste dopiero teraz zajmują uwagę unijnych gremiów. I po drugie, dlaczego od kilku lat (kryzys rozpoczął się w 2007 r.) niewiele z tego wynika. Tu jest pies pogrzebany. Można iść o zakład, że gdy kryzys wybuchnie z nową siłą – co wydaje się więcej niż prawdopodobne – dyskusje trwać będą dalej. Przyświecać im będą szczytne cele. Ale zanim pojawią się rozsądne konkluzje, śruba zostanie przykręcona wszystkim, zwłaszcza przeciętnym podatnikom. I to by było na tyle w kwestii podatkowego raju.