Przedsiębiorcy starają się, by importowane przez nich towary miały preferencyjne pochodzenie, ponieważ pozwala im to na stosowanie niższego cła.
Konsumenci w Unii rzadko zwracają uwagę na to, z jakiego kraju pochodzi dany towar. Robiąc zakupy, skupiamy się na cenie. Wiedzą o tym importerzy, którzy chcą zminimalizować koszty sprzedaży, nieraz stosując nieuczciwe metody, takie jak np. kupowanie pochodzenia towaru.
– Wysokość opłat celnych na towary przyjeżdżające do UE jest uzależniona m.in. od państwa pochodzenia danego towaru. Ten sam towar pochodzący z dwóch różnych państw może podlegać innym opłatom celnym, co będzie miało przełożenie na jego cenę – tłumaczy Zbigniew Liptak, menedżer w Ernst & Young.
Wysokość opłat celnych jest uzależniona od porozumień zawartych przez UE z danymi państwami. Przykładowo buty wyprodukowane w Szwajcarii czy Chile objęte są 0-proc. stawką celną.
Natomiast te same buty wyprodukowane w kraju o niepreferenycjnym pochodzeniu obciążone są 8-proc. cłem. Pojawia się więc pokusa przywożenia towarów z państw, z którymi UE podpisała korzystniejsze porozumienia.
Kupowanie pochodzenia polega na preparowaniu przez importera okoliczności, które zapewnią towarom korzystne pochodzenie przez zlokalizowanie końcowego etapu produkcji w państwie o najkorzystniejszych relacjach celnych z UE.
– Służba Celna stara się przeciwdziałać takim procederom. Przetworzenie lub obróbka, których jedynym celem jest obejście unijnych przepisów celnych, nie nadaje towarom pochodzenia kraju, w którym zostały one przetworzone – ostrzega Stefan Majerowski, ekspert z Ernst & Young. Z orzecznictwa Trybunału Sprawiedliwości UE wynika, że aby uznać określone przeróbki za zmieniające państwo pochodzenia danego towaru, muszą one mieć istotny charakter, nadawać towarowi cech charakterystycznych, być ekonomicznie uzasadnione, tworzyć nowy produkt lub odbywać się w specjalistycznym przedsiębiorstwie.