Podczas kontroli skarbowej nieujawnionych źródeł dochodów opłaca się przyznać, skąd pochodzą środki. Wtedy fiskusowi będzie trzeba zapłacić PIT według skali wraz z odsetkami, zamiast 75-proc. podatku sankcyjnego.

ANALIZA
Kontrola nieujawnionych źródeł dochodów to priorytet kontroli skarbowej w 2007 roku. Już widać jej pierwsze efekty. W I półroczu 2007 r. urzędy kontroli skarbowej skontrolowały 859 osób (w 2006 roku skontrolowano 1050 podatników), wydając decyzję na ponad 31 mln zł, z tego do kasy państwa wpłynęło ponad 13 mln zł.
Podatek zabezpieczający
Podatek od nieujawnionych źródeł jest podatkiem nietypowym. Zdaniem Renaty Wolanin, zastępcy dyrektora departamentu kontroli skarbowej w Ministerstwie Finansów jest to podatek, który zabezpiecza płatność innych podatków.
- Gdy ktoś nie chce ujawnić źródła przychodów, zatem nie można go opodatkować według zasad ustalonych dla legalnych źródeł, wtedy nakładany jest ostatni, zryczałtowany 75-proc. podatek. Jest on wyższy on innych podatków właśnie po to, aby się nie opłacało ukrywać dochodów. Z punktu widzenia doktryny jest to podatek, który nie ma przynosić dochodów budżetowych. Podatnicy powinni się opodatkować zgodnie z obowiązującymi przepisami, a na wypadek, gdyby przyszło im do głowy oszukiwać, to istnieje podatek najmniej dla nich korzystny - tłumaczyła Renata Wolanin.
Według niej, teoretycznie gdyby wszyscy płacili podatki w należnej wysokości, nie powinno być żadnych ustaleń z tytułu 75-proc. podatku.
Czynności kontrolne
Jeśli istnieje podejrzenie, że dana osoba zataiła dochody, urzędy kontroli skarbowej sprawdzają, ile dana osoba wydała w danym roku i ile miała przychodów, i czy przychody wystarczają na pokrycie wszystkich wydatków.
- Urząd kontroli skarbowej rozpoczyna postępowanie, gdy z dokumentów wynika, że wydatki nie zgadzają się z opodatkowanymi dochodami - akt notarialny potwierdza dokonanie zakupu za np. 300 tys. zł, a osoba w ostatnich latach w zeznaniach podatkowych (do których urzędy kontroli skarbowej mają przecież dostęp) deklaruje bardzo niskie przychody. Podatnik powinien wskazać źródło pochodzenia środków, które wydał. Może to być kredyt bankowy - wtedy postępowanie kończy się. Zakup może być też sfinansowany z dochodów z poprzednich lat, o ile zostały zgłoszone i opodatkowane. I to ze wskazywaniem źródeł pochodzenia środków zgromadzonych w poprzednich latach związane są te najbardziej nieprawdopodobne historie opowiadane inspektorom - tłumaczyła Renata Wolanin.
Skoro w sytuacji, gdy podczas kontroli podatnik wskaże źródło dochodów, będzie musiał zapłacić podatek dochodowy według skali plus odsetki od zaległości podatkowych zamiast 75-proc. sanacyjnego PIT, powstaje pytanie, dlaczego podatnicy nie chcą przyznać się skąd mają pieniądze?
Według naszej rozmówczyni, nie wystarczy wskazać jakiegokolwiek źródła. Przede wszystkim musi być ono prawdziwe - inspektor to sprawdzi. Tymczasem ukrywanie przychodów związane jest najczęściej z innymi naruszeniami przepisów. W przypadku kodeksu karnego sprawa może mieć znacznie poważniejsze konsekwencje - niezależnie od odpowiedzialności osobistej, przepadek całego majątku uzyskanego w wyniku przestępstwa. Trzeba też pamiętać, że ukrywanie przychodów łączy się z przekonaniem, że służby skarbowe da się oszukać i że wymyślenie dobrej historii pozwoli nieuczciwej osobie nie płacić podatku w ogóle.
Te same wyjaśnienia
Podatnicy, którzy przechodzą przez kontrole nieujawnionych źródeł dochodów, bardzo często wskazują na sztampowe już wytłumaczenia: darowizny, pożyczki, spadki, nierząd.
- Bardzo dużo osób, jako wytłumaczenie posiadanych pieniędzy deklaruje, że trzymało pieniądze w przysłowiowej skarpecie, wskazując, że nie wierzą bankom. Po czym kontrola skarbowa stwierdza, że ten podatnik ma pięć różnych kont bankowych - stwierdziła Renata Wolanin.
Dodała, że czasami ktoś wskazuje na pieniądze, które zarobił w latach 80.
- Ale dostęp nawet do zarobków z lat 80. nie jest niczym nadzwyczajnym. Jesteśmy w stanie ustalić, ile moż-na było zarobić na uprawie ogórków w 1988 roku. Często po szacunkach dochodzimy do wniosku, że podatnik potrafił nawet kilkakrotnie zawyżyć dochody - podkreśliła Renata Wolanin.
Bardzo częstym wytłumaczeniem jest nierząd, czy też usługi towarzyskie osób obojga płci. Często też podatnicy powołują się na darowizny lub pożyczki. Trzeba jednak pamiętać, że podatnik kontrolowany, który powoła się na pożyczkę, spowoduje podjęcie czynności kontrolnych u osoby, która rzekomo takiej pożyczki udzieliła. Co więcej, osoba pożyczająca będzie musiała wykazać, że pożyczyła daną sumę i w dodatku była to suma już opodatkowana. Jeśli dało się komuś milion, trzeba było go mieć i trzeba było go opodatkować - podkreśliła nasza rozmówczyni.
Często podatnicy przedstawiają umowy darowizny lub pożyczki od osób zmarłych.
- Na sprawdzenie wiarygodności takich umów też są sposoby. Powoływany jest biegły grafolog, który potwierdza prawdziwość takiego dokumentu. Trzeba wiedzieć, że podpisy znajdują się np. w urzędach i potwierdzenie podpisu nawet zmarłej osoby nie jest niczym trudnym - ostrzegała ekspert.
Ważne!
Podatnicy często nie mają świadomości, że bardzo wiele informacji funkcjonuje w sferze urzędowej. Wszystkie dane można potwierdzić. Gdy wskazuje się osobę, kontrola idzie do niej
PRZYKŁAD: PIENIĄDZE NA KUPNO DOMU
Załóżmy, że jest student, który podjął pracę. Przez dwa lata zarabia po 100 tys. zł rocznie. Po dwóch latach kupuje dom za 500 tys. zł. Kontrola pyta studenta, skąd miał pieniądze na zakup domu. Student, jako pierwsze wytłumaczenie, podaje kredyt. Kontrola wychodzi i sprawdza studenta w banku. Gdy okazuje się, że informacja studenta była nieprawdziwa, podaje on drugie wytłumaczenie - napisałem książkę dla francuskiego wydawnictwa, za którą otrzymałem 500 tys. zł honorarium. I student przedstawia umowę z wydawnictwem i przelew bankowy (zakładamy, że prawdziwość umowy nie budzi wątpliwości). Zatem student zarobił 500 tys. zł i nie opodatkował tych pieniędzy. Kontrola informuje więc studenta o możliwości złożenia korekty zeznania. Płaci on PIT według skali podatkowej - 40 proc. - plus odsetki od zaległości podatkowych. Gdyby student nie chciał wykazać skąd wziął pieniądze, musiałby zapłacić 75-proc. podatek.
EWA MATYSZEWSKA