Estoński CIT zwiększa siłę kapitałową firm i daje bodziec do inwestowania - ocenił szef PFR Paweł Borys. Zwolnienie z podatku CIT firm o obrotach do 50 mln zł, tak długo, jak nie będą wypłacać zysków - zapowiedział w środę premier Mateusz Morawiecki.

"Podatek estoński to z jednej strony dobry mechanizm zwiększenia siły kapitałowej firm, a z drugiej bodziec do inwestowania, które jest bardzo ważne przy wychodzeniu z kryzysu" - napisał szef Polskiego Funduszu Rozwoju Paweł Borys na Twitterze.

Koncepcję wprowadzenia w Polsce tzw. estońskiego CIT-u przedstawił w środę premier Mateusz Morawiecki. Według jego zapowiedzi firmy o obrotach do 50 mln zł nie będą musiały płacić CIT, tak długo, jak nie będą wypłacać zysków. Według oceny szefa rządu rozwiązanie to obejmie 97 proc. spółek i mogłoby wejść w życie za ok. pół roku.

Jak mówił premier, proponowane rozwiązania mają służyć polskim firmom, wzmocnić polski kapitał i polską klasę średnią. Morawiecki podkreślił też, że to rozwiązanie ma także na celu stworzenie nowych miejsc pracy. "W oparciu o nasze założenia, o nasze analizy, dzięki temu rozwiązaniu stworzymy kilkaset tysięcy nowych miejsc pracy w perspektywie najbliższych paru lat" - tłumaczył premier.

Zgodnie z informacja podaną przez KPRM, ok. 200 tys. firm będzie mogło skorzystać z estońskiego CIT-u. Chodzi o podmioty, które zatrudniają co najmniej trzech pracowników, w których wspólnikami są wyłącznie osoby fizyczne. Jednocześnie większość dochodów spółki musi pochodzić z działalności operacyjnej. Z systemu będzie można korzystać przez 4 lata, z możliwością przedłużenia.

Wskutek zmian spodziewany jest wzrost stopy inwestycji w Polsce o 2 pkt proc. do 2021 r. oraz utworzenie do 120 tys. miejsc pracy do 2021 r., przy czym koszt dla sektora finansów publicznych wyniesie 4,35 mld zł.

Estonia to rozwiązanie podatkowe dla firm wprowadziła dwadzieścia lat temu, niedawno zrobiły to Gruzja i Łotwa. Podobne rozwiązania, dedykowane małemu biznesowi, funkcjonują m.in. w Szwecji i w Niemczech.

Z powodu restrykcji gospodarczych płynność wielu firm została osłabiona; nowe rozwiązanie podatkowe, jakim jest estoński CIT, daje szansę na jej poprawę - ocenił PAP Jakub Sawulski z Polskiego Instytutu Ekonomicznego. Według niego moment na wprowadzenie takiej zmiany jest bardzo dobry.

Zwolnienie z podatku CIT firm o obrotach do 50 mln zł, tak długo, jak nie będą wypłacać zysków - zapowiedział w środę premier Mateusz Morawiecki. W Polsce estoński CIT obejmie 97 proc. spółek. Premier liczy, że nowe rozwiązanie wejdzie w życie za ok. pół roku.

Sawulski zwrócił uwagę, że doświadczenia innych państw, które wprowadziły estoński CIT lub podobne rozwiązania pokazują, że faktycznie reformy te mają pozytywny wpływy na inwestycje firm i wielkość zatrudnienia w gospodarce. "Wedle zapowiedzi te dwa elementy mają być podstawowymi celami proponowanej zmiany" - zaznaczył.

Dodał, że w warunkach kryzysu nie mniej ważne jest także to, że estoński CIT poprawia płynność przedsiębiorstw. "Z powodu restrykcji gospodarczych płynność wielu firm została osłabiona – nowe rozwiązanie podatkowe daje szansę na jej poprawę. Moment na wprowadzenie takiej zmiany wydaje się być bardzo dobry" - ocenił.

W opinii ekonomisty ważne jest także to, że estoński CIT będzie motywował część firm będących obecnie podatnikami PIT, czyli prowadzonych w formie jednoosobowej działalności gospodarczej lub spółek osobowych, do zmiany formy działalności na taką, która podlega pod CIT, czyli spółki z o.o. oraz akcyjne. "To o tyle istotne, że w Polsce mamy od wielu lat zaburzone proporcje dotyczące liczby firm, które są prowadzone w uproszczonych formach wobec liczby firm, które są prowadzone w formie nadającej firmie osobowość prawną" - wskazał.

Zdaniem Sawulskiego estoński CIT ma jednak także wady. "Po pierwsze, zmniejszy dochody państwa z CIT – wedle zapowiedzi o około 5 mld zł w pierwszej fazie reformy. Po drugie, tworzy nowe pole do optymalizacji podatkowej" - wyliczył. Dodał, że część firm może wykorzystywać nowe przepisy niezgodnie z intencją ustawodawcy, płacąc niższe podatki, a nie dając gospodarce korzyści, które ustawodawca zakłada. "Niektóre mogą na przykład celowo wpasowywać się w limity ustanowione przez ustawodawcę – dotyczące wielkości zatrudnienia czy obrotów – po to, żeby załapać się na nowe rozwiązanie" - ocenił.