Przepisy mające przeciwdziałać unikaniu opodatkowania zaczęły obowiązywać 15 lipca 2016 r. Organy podatkowe zdają się tego nie dostrzegać i wydają decyzje tak, jakby regulacje te obowiązywały zawsze.
Po uzyskaniu potężnego oręża, jakim jest klauzula antyabuzywna zawarta w art. 119a ordynacji podatkowej, fiskus zaczął weryfikować także te działania podatników, a może przede wszystkim te, które miały miejsce przed 15 lipca 2016 r. Można powiedzieć, że w wielu przypadkach poczuł się w tych działaniach absolutnie bezkarny. Nie bierze pod uwagę daty wejścia w życie przepisów antyabuzywnych.

Luka czasowa

Pominięcie skutków prawnych wcześniejszych czynności podatników byłoby w niektórych przypadkach możliwe w dawnym porządku prawnym, pod rządami art. 24b par. 1 ordynacji, ale przepis ten już dawno nie obowiązuje. Trybunał Konstytucyjny uznał go w 2004 r. za niezgodny z konstytucją (sygn. akt K 4/03).
Natomiast prawo przeciwko unikaniu opodatkowania obowiązuje dopiero od 15 lipca 2016 r. Kwestie związane ze stosowaniem artykułów tej klauzuli w czasie zostały wyraźnie uregulowane w przepisach przejściowych (art. 7 ustawy zmieniającej z 13 maja 2016 r., Dz.U. z 2016 r. poz. 846). Wynika z nich, że nowe zasady „mają zastosowanie do korzyści podatkowej uzyskanej po dniu wejścia w życie niniejszej ustawy”. Zatem klauzulę przeciwko unikaniu opodatkowania stosuje się do korzyści podatkowych uzyskanych po dniu wejścia w życie ustawy zmieniającej, a więc od 15 lipca 2016 r.

Zawsze znajdzie się paragraf

W odniesieniu do działań podatników mających miejsce po wyroku Trybunału Konstytucyjnego, a przed wejściem w życie nowej klauzuli antyabuzywnej, fiskus stosuje art. 199a ordynacji. Mówi on o czynnościach pozornych i stosuje się go wyłącznie wtedy, gdy przy czynności pozornej występują te same strony, co przy czynności, której skutki podatnicy rzeczywiście chcą osiągać. Taka sytuacja najczęściej nie ma miejsca, jednak organy podatkowe zwykle ten aspekt pomijają i, stosując art. 199a ordynacji, używają takiej argumentacji, jakby przepisy te stanowiły klauzulę generalną przeciwko unikaniu opodatkowania. Jest to działanie niezgodne z prawem.
Na temat niedopuszczalności traktowania art. 199a jako generalnej klauzuli przeciw unikaniu opodatkowania wielokrotnie wypowiadały się zarówno wojewódzkie sądy administracyjne, jak i Naczelny Sąd Administracyjny (przykładem wyroki o sygn. akt II FSK 112/16, II FSK 2691/15, I FSK 1832/15, II FSK 3162/13, II FSK 809/14, II FSK 2671/11, I SA/Bk 43/19, I SA/Op 401/18, I SA/Op 378/18, III SA/Wa 4199/17, I SA/Wr 144/18).
W wyrokach tych sądy potwierdzały, że w okresie od 31 maja 2004 r. do 14 lipca 2016 r. nie istniały w polskim porządku prawnym przepisy mające charakter generalnej klauzuli antyabuzywnej. Można z pewnością mówić, że w tej kwestii wykształciła się ugruntowana linia orzecznictwa. Fiskus nie bierze jej jednak pod uwagę w wydawanych decyzjach.

Czy to zgodne z prawem?

Lekceważenie przez fiskusa linii orzecznictwa sądów administracyjnych z pewnością nie jest zgodne z prawem.
Problem polega na tym, że ordynacja nie mówi wprost o obowiązku respektowania orzecznictwa w decyzjach fiskusa. Nakłada na organy podatkowe obowiązek uwzględnia linii orzeczniczej w wydawanych interpretacjach podatkowych (art. 14 a par. 1).
Czy to oznacza, że organy podatkowe nie mają takiego obowiązku przy wydawaniu decyzji podatkowych? Nic bardziej mylnego. Decyzje są jedną z form stosowania prawa podatkowego przez organy. Interpretacje natomiast mają za zadanie wskazywać podatnikom, jak to prawo należy stosować. Czy można zatem przyjąć, że we wskazówkach dla podatników organy podatkowe mają obowiązek uwzględniania orzecznictwa sądów, a potem, gdy to prawo same stosują, już takiego obowiązku nie mają? Przecież byłby to absurd.
Najczęstszym argumentem stosowanym przy odmowie zastosowania orzecznictwa sądów, nawet już tego ugruntowanego, jest odmienny stan faktyczny w sprawach rozstrzygniętych przez sądy w porównaniu do stanu faktycznego sprawy będącej przedmiotem wydawanej decyzji. Argument ten jest jednak często chybiony. Sądy w wydawanych wyrokach zwykle dają wskazówki, które mają charakter w dużej mierze uniwersalny co do zakresu i sposobu interpretacji określonych przepisów podatkowych.

Nie marnujmy już więcej pieniędzy podatników

Koszty działań fiskusa można rozpatrywać przynajmniej w dwóch aspektach.
Pierwszy rodzaj kosztów można określić mianem straconych możliwości. Potężna machina urzędnicza, zaangażowana latami w sprawy beznadziejne, to strata dla nas wszystkich. Urzędnicy, często z dużym doświadczeniem, z pewnością mogliby zajmować się ewidentnymi oszustwami podatkowymi, których, jak wiemy, nie brakuje. Niestety, łatwiej jest wydawać decyzje wymiarowe pozornie zgodne z prawem i egzekwować je od zidentyfikowanych podatników. A tym, co będzie później i jakie są tego koszty, nikt się nie przejmuje.
Oprócz kosztów straconych możliwości, działania fiskusa wiążą się z potężnymi wydatkami, związanymi z prowadzeniem postępowań w obu instancjach podatkowych i w sądach administracyjnych, tłumaczeniem dokumentów, kosztami zastępstwa procesowego, które po przegranej sprawie należy w mniejszym lub większym zakresie zwrócić podatnikowi itp. Często też przegrane fiskusa łączą się z koniecznością zwrotu wyegzekwowanego czy wpłaconego z ostrożności przez podatnika podatku. A wtedy dochodzą jeszcze odsetki. – niemałe, bo postępowania trwają zwykle kilka lat.
Nie od rzeczy wydaje się więc postawienie pytania, czy wobec urzędników decydujących o wydawaniu decyzji skazanych na porażkę, bo ewidentnie sprzecznych z ugruntowaną linią orzeczniczą sądów, i marnujących w ten sposób pieniądze podatników, nie powinny być wszczynane postępowania dyscyplinarne.
Organy podatkowe mają obowiązek uwzględniania orzecznictwa sądów przy wydawaniu interpretacji. Czyżby potem, gdy to prawo same stosują, już takiego obowiązku nie miały?