Jesteśmy konsekwentni we wzmacnianiu przedsiębiorczej postawy Polaków. Wszystkie działania premiera Mateusza Morawieckiego, a także moje i wielu innych członków rządu oraz jego agend, nakierowane są na poprawę sytuacji przedsiębiorców. O tym, że nie są to puste słowa, świadczy nasz dorobek legislacyjny z ostatnich ponad trzech lat. Mamy już na koncie setki probiznesowych rozwiązań: Konstytucję biznesu, Pakiet MSP, 100 zmian dla firm, w tym ustawę o zarządzie sukcesyjnym i mały ZUS, Platformę Przemysłu Przyszłości czy deregulację specjalnych stref ekonomicznych, funkcjonujących obecnie w całym kraju pod nazwą Polska Strefa Inwestycji. Ciągle pracujemy nad kolejnymi ułatwieniami. Na ostatniej prostej, przed drugim czytaniem w Sejmie, jest – stworzona z myślą o start-upach – ustawa o Prostej Spółce Akcyjnej. Lada dzień rząd przyjmie nasz projekt dotyczący przeciwdziałania zatorom płatniczym, a przed wakacjami – projekt nowego Prawa Zamówień Publicznych. W tej kadencji mamy dla przedsiębiorców jeszcze jeden prezent – Pakiet Przyjazne Prawo, który jest już po konsultacjach i uzgodnieniach. Przyznaje on prawo do błędu w pierwszym roku prowadzenia działalności oraz ochronę konsumencką dla przedsiębiorców z CEIDG w sytuacji, gdy dana czynność prawna nie ma dla nich charakteru zawodowego. Przewiduje również wydłużenie terminu rozliczenia VAT w imporcie, by poprawić pozycję polskich portów w konkurencji z zagranicznymi.
Wielokrotnie powtarzam, że to właśnie przedsiębiorcy są prawdziwą solą tej ziemi i to oni są głównymi bohaterami naszego obecnego sukcesu gospodarczego – potwierdzonego we wczorajszym komunikacie Komisji Europejskiej. Polska jest drugą najszybciej rozwijającą się gospodarką w UE za sprawą dobrych regulacji, ale przede wszystkim witalności, innowacyjności polskiego gospodarczego „mrowiska”. Dlatego od początku sprzeciwiałam się koncepcji testu przedsiębiorcy. Wskazywałam, że wprowadzenie tego rozwiązania jest ryzykowne dla polskiej gospodarki, ponieważ oddzielenie osób samozatrudnionych od „prawdziwych” przedsiębiorców jest niezwykle trudne, a może nawet niemożliwe. Każdy tego rodzaju test będzie więc cechowała do pewnego stopnia arbitralność i brak precyzji, co stworzy ryzyko nadużyć po stronie urzędników taki test przeprowadzających.
Podkreślałam też, że wątpliwości na tle interpretowania kryteriów testu przełożą się na spory na linii przedsiębiorcy–fiskus. Nie mówiąc już o tym, że praktyka biznesowa zawsze wyprzedza ustawodawcę – w konsekwencji każdy test będzie prawdopodobnie omijany. Jeżeli przedsiębiorcą nie będzie ten, kto wystawia jedną fakturę w miesiącu, wówczas istnieje ryzyko skonstruowania umów w taki sposób, że faktur będzie więcej – usługa będzie więc sztucznie dzielona. Przestrzegałam też przed ryzykiem zachęt do tworzenia fikcyjnych łańcuchów zależności, tzw. karuzel, w których samozatrudnieni wspólnie z kontrahentami będą wzajemnie wystawiali faktury. Jak również przed tym, że zastosowanie testu i zakwestionowanie samozatrudnienia spowoduje istotne konsekwencje: powstanie zaległości z tytułu składek ZUS, zakwestionowanie odliczeń VAT kontrahentów samozatrudnionego czy spory między samozatrudnionymi a ich kontrahentami. Mogłoby to doprowadzić do upadku wielu firm. Część kontrahentów samozatrudnionych zrezygnowałaby ze współpracy, jeżeli musieliby płacić wyższy ZUS.
Warto jednak w tym miejscu rozwiać kilka mitów, które narosły wokół tematu testu przedsiębiorcy. Obowiązujące przepisy ustawy o podatku dochodowym od osób fizycznych zawierają rozwiązania, które mają na celu eliminowanie z życia gospodarczego nadużyć w zakresie przechodzenia na samozatrudnienie. Od 2007 r. ustawa o podatku dochodowym od osób fizycznych z zakresu przedmiotowego definicji działalności gospodarczej wyłącza czynności przedsiębiorcy, jeżeli ŁĄCZNIE spełnione są następujące warunki: 1) odpowiedzialność wobec osób trzecich za rezultat tych czynności oraz ich wykonywanie, z wyłączeniem odpowiedzialności za popełnienie czynów niedozwolonych, ponosi zlecający wykonanie tych czynności, 2) są one wykonywane pod kierownictwem oraz w miejscu i czasie wyznaczonych przez zlecającego te czynności, 3) wykonujący te czynności nie ponosi ryzyka gospodarczego związanego z prowadzoną działalnością. Stwierdzenie, czy w praktyce nastąpiła ŁĄCZNIE realizacja przesłanek określonych w pkt od 1 do 3, możliwa jest wyłącznie w konkretnym stanie faktycznym. Dopiero wówczas można w sposób wiążący stwierdzić, czy usługi świadczone w ramach jednoosobowej firmy mogą zostać uznane za działalność gospodarczą w rozumieniu przepisów ustawy o podatku dochodowym od osób fizycznych i w konsekwencji, czy osoba prowadząca taką firmę może korzystać np. z opodatkowania według jednolitej 19-proc. stawki podatku, tj. podatku liniowego. Warto podkreślić, że przepis ten nie wyłącza z zakresu działalności gospodarczej danej kategorii podatników (np. lekarzy, dziennikarzy), lecz określone czynności wykonywane w warunkach określonych w przepisie. W praktyce KAS nie zawsze radzi sobie z tym przepisem i niewiele dzieje się w kontekście reklasyfikacji działalności gospodarczej na umowę o pracę.
Zarazem obowiązujące przepisy prawa podatkowego umożliwiają osobom fizycznym prowadzącym działalność gospodarczą wybór formy opodatkowania osiąganych dochodów i prawo to należy respektować. Warto zauważyć, że nasi średni oraz mali przedsiębiorcy bardzo sobie cenią podatek liniowy i jest to dla nich ważny bodziec rozwojowy. Co więcej, naruszenie swobody prowadzenia działalności gospodarczej uderzyłoby w najmniejsze podmioty, którą są podstawą polskiej gospodarki. Firmy mikro to ponad 96 proc. wszystkich aktywnych przedsiębiorstw, a więc ok. 2 mln podmiotów, a w publikowanych badaniach, np. Polskiego Instytutu Ekonomicznego, wysokie podatki to najczęściej wskazywana przez mikroprzedsiębiorców bariera rozwojowa.
Spójrzmy jeszcze krótko na statystyki. Według danych GUS w IV kw. 2018 r. mieliśmy 1,8 mln osób pracujących na własny rachunek (z wyłączeniem osób prowadzących gospodarstwo rolne). Pracowników najemnych było z kolei średnio 13 mln, z czego 12,3 mln (94,6 proc.) miało umowę o pracę, 376 tys. (2,9 proc.) umowę zlecenia, a 26 tys. (0,2 proc.) umowę o dzieło. W tym gronie grupa pracujących z umową na czas określony liczyła 3,1 mln osób, co stanowiło 23,4 proc. ogółu pracowników najemnych. Z kolei w badaniu GUS na podstawie danych z 2017 r. wskazano, że najczęstszą przyczyną podjęcia pracy na własny rachunek było kontynuowanie lub przejęcie rodzinnej działalności gospodarczej (26 proc.). Przy czym powód ten częściej był wymieniany przez mieszkańców wsi, co wskazuje na kontynuowanie rodzinnej działalności w rolnictwie. Drugim w kolejności argumentem była chęć uzyskiwania wyższych dochodów (16,5 proc.). Najrzadziej występującą, ale bardzo istotną z punktu widzenia oceny pełnego obrazu omawianej zbiorowości przyczyną było wymaganie byłego pracodawcy, aby respondent podjął pracę w formie samozatrudnienia. Powód taki wskazało 85 tys. (tj. 2,9 proc.) prowadzących własną działalność gospodarczą.
Zjawisko samozatrudnienia ma jednak wiele odcieni. Z jednej strony nie można zgodzić się z tezą, że samozatrudnieni to przedsiębiorcy, którzy de facto nie ponoszą ryzyka gospodarczego, ponieważ pracują dla jednego pracodawcy, któremu wystawiają jedną fakturę miesięcznie. Samozatrudnieni ponoszą ryzyko prowadzenia działalności tak samo, jak i inni przedsiębiorcy. Prowadzenie własnej działalności wiąże się również z tym, że osoby, które się jej podejmują, same decydują o skali swojej aktywności, dopasowując ją do życia rodzinnego, planów dotyczących rozwoju umiejętności i nauki, stanu zdrowia itp. Prowadzenie działalności to obowiązki, ale również i prawa, takie jak prawo o decydowaniu, dla kogo świadczę usługi/produkuję oraz kiedy to robię. Wiele osób zaczyna swoją przedsiębiorczą przygodę od świadczenia usług jednemu podmiotowi, co nie wyklucza rozwoju w kierunku bardziej rozbudowanej działalności, także potężnych rozmiarów. Może być to zatem element strategii biznesowej. Ograniczoną aktywność w pierwszej fazie działalności można rozpatrywać jako czas potrzebny na zdobycie odpowiedniego know-how, kontaktów, biznesowego obycia, tj. zaplecza, którymi nie dysponują rozpoczynający swoją przygodę z biznesem.
Dla uzyskania pełnego obrazu tego zagadnienia warto jeszcze porównać skalę tego zjawiska w Polsce i innych krajach UE. Według danych Eurostatu w 2018 r. w całej Unii samozatrudnionych było 32,6 mln osób w wieku 15–74 lata. Udział tych osób w ogólnej populacji zatrudnionych wynosił 14 proc. Dla porównania, w Polsce liczba osób pozostających na samozatrudnieniu wynosiła w 2018 r. 2,9 mln, a ich udział w ogólnej liczbie zatrudnionych sięgał 17,8 proc. Polska była zatem na trzecim miejscu w UE pod względem udziału samozatrudnionych w ogólnej liczbie pracujących. Wyższy wskaźnik od nas (a przypomnę, że jesteśmy liderami europejskiego wzrostu) odnotowano tylko w krajach zmagającego się z kryzysem Południa – w Grecji (29,8 proc.) oraz we Włoszech (21,5 proc.). Najniższy był on w Luksemburgu (7,6 proc.) i Danii (7,7 proc.). W Niemczech wyniósł 9,4 proc., a we Francji 11,3 proc. W obliczu tych danych zasadne wydaje się zatem pytanie, czy skala samozatrudnienia w Polsce jest adekwatna do kondycji naszej gospodarki oraz czy właściwe jest zjawisko wypychania na samozatrudnienie w niektórych branżach.
Z całą pewnością dziś można powiedzieć jedno – nasze wysiłki powinny być w pierwszej kolejności skierowane na egzekucję istniejącego prawa. I takie rozstrzygnięcie zaproponował premier Mateusz Morawiecki podczas dyskusji na Radzie Ministrów. Mechanizmem, który pozwala nam skutecznie sprawdzić, czy przedsiębiorca jest istotnie przedsiębiorcą, czy też został wypchnięty na działalność gospodarczą przez swojego pracodawcę, jest np. jednolity plik kontrolny. Nie chodzi jednak tylko o mechanizmy kontrolne, ale również o szeroką akcję edukacyjno-informacyjną, refleksję nad tym, jak kształt rynku pracy przekłada się na nasze życie – zarówno gospodarcze (równa konkurencja), jak i społeczne (jakość życia). Naszym celem powinno być wprowadzenie równych zasad konkurencji dla wszystkich podmiotów gospodarczych, a nie utrudnianie życia przedsiębiorcom. Jeśli chcemy utrzymać tempo wzrostu – nie możemy sobie pozwolić na ograniczenia administracyjne czy fiskalne uderzające w najmniejsze podmioty na rynku.