Przedsiębiorca odliczy maksymalnie 225 tys. zł odpisów amortyzacyjnych od e-aut. Taki limit obejmie też pojazdy w leasingu, o ile zgodzi się na to Komisja Europejska.
Rząd nie ustaje w zachęcaniu przedsiębiorców do kupna aut elektrycznych. Najnowszym pomysłem na to jest podwyższenie limitu dla amortyzacji tych pojazdów. Jak wynika z wersji projektu nowelizacji ustaw o PIT i CIT, nad którym trwają obecnie prace w parlamencie (druk sejmowy 2854), ma on wynosić 225 tys. zł. Rząd wprawdzie nie uzasadnił szerzej kolejnej zmiany zdania, ale można się domyślić, że chodzi o zapowiadaną już nieraz pomoc właścicielom nowoczesnych i ekologicznych pojazdów. Ta jednak wymagać będzie złożenia wniosku notyfikacyjnego w Brukseli. Zapewne więc powtórzy się sytuacja, którą przeżyliśmy już po wejściu w życie ustawy z 11 stycznia 2018 r. o elektromobilności (Dz.U. poz. 317 ze zm.) – wyższe limity – choć figurujące w ustawach podatkowych – nie będą na razie stosowane, dopóki nie zgodzi się na to Komisja Europejska. A to oznacza, że do tego czasu w przypadku samochodów elektrycznych będą stosowane takie same limity jak dla samochodów spalinowych i hybrydowych, tj. 150 tys. zł – oczywiście o ile nowelizacja zostanie uchwalona.
Déjà vu
Obecnie obowiązujące limity zapisane są w art. 23 ust. 1 pkt 4 ustawy z 26 lipca 1991 r. o podatku dochodowym od osób fizycznych (t.j. Dz.U. z 2018 r. poz. 1509 ze zm.; dalej: ustawa o PIT). Jest to odpowiednio 20 tys. euro (dla aut innych niż elektryczne) i 30 tys. euro (dla pojazdów elektrycznych). Brak jest natomiast jakichkolwiek podobnych ograniczeń przy leasingu, dzierżawie bądź najmie aut. Sytuacja jest o tyle ciekawa, że limit 30 tys. euro dla aut elektrycznych obowiązuje tylko formalnie. W praktyce jest to 20 tys. euro, tak jak dla pozostałych pojazdów. Dlaczego? Zgodnie bowiem z art. 85 ustawy o elektromobilności na stosowanie tej preferencji (jak i na zakupy aut elektrycznych bez akcyzy) również miała się zgodzić Bruksela.
Rząd wprawdzie liczył na szybką notyfikację, ale to z kolei nie jest aż takie proste, o czym pisaliśmy szerzej jeszcze w DGP 45/2018 „Ustawa o elektromobilności jest, ale nie do końca działa”. Powstała więc sytuacja, w której przepisu nie można stosować, mimo że formalnie jest zapisany w ustawie. Istotne jest, że rząd wycofał wniosek o notyfikację nowych preferencji pod koniec lutego br. Przy czym zapowiadał, że z preferencji dla pojazdów elektrycznych nie zrezygnował.
Kolejnym pomysłem polskiego rządu było ustalenie jednego limitu dla wszystkich samochodów, co pozwoliłoby uniknąć konieczności zgody Brukseli. Resort finansów jeszcze na etapie wstępnych prac nad projektem uzasadniał to tym, że limit 30 tys. euro (dla samochodów elektrycznych) nie dość, że nie może być stosowany, to jeszcze przy obecnym kursie europejskiej waluty jest niższy od 150 tys. zł, które mogliby odliczyć podatnicy wykorzystujący pozostałe auta. To nie tylko nie pomagałoby właścicielom pojazdów elektrycznych (taki był cel rządu), ale wręcz stawiałoby ich w gorszej sytuacji. To jednak też już nie jest aktualne, bo pojawił się wspomniany wyżej projekt nowelizacji z limitem 225 tys. zł.
Inne kraje też czekały
Problem z szybką zgodą KE na stosowanie preferencji dla nowoczesnych aut nie dotyczy jednak tylko Polski, miały go też inne kraje. Przykładowo Niemcy otrzymały dwie zgody Komisji Europejskiej. Pierwsza z 13 lutego 2018 r. dotyczyła rządowych dopłat do stacji ładowania pojazdów elektrycznych (sprawa o sygn. akt SA. 46574). Przy czym wniosek o notyfikację w tym zakresie był składany jeszcze w październiku 2016 r. Z kolei 26 lutego 2018 r. nasz zachodni sąsiad otrzymał za to zgodę na dopłaty do zakupów elektrycznych i hybrydowych autobusów. W tym przypadku wniosek o notyfikację był składany w maju 2017 r. Z kolei Czechy otrzymały zgodę na dopłaty do stacji ładowania samochodów elektrycznych w sierpniu 2017 r., a wniosek o notyfikację złożyły w kwietniu 2016 r. Ponad rok na podobną zgodę czekała również Holandia, która pismo w sprawie preferencji złożyła w maju 2014 r., a zgodę otrzymała w sierpniu 2015 r.
/>
opinia eksperta
E-auta oddane do używania przed decyzją UE nie skorzystają z preferencji
WSejmie jest obecnie procedowana niezwykle istotna nowelizacja ustaw o podatkach dochodowych, w ramach której od 2019 r. mają być dokonane rewolucyjne zmiany w przepisach dotyczących samochodów osobowych, a dokładniej rozliczania kosztów z nimi związanych. Z jednej strony prawodawca zamierza podwyższyć i ustalić na sztywno – bo w złotych polskich – limit, w ramach którego odpisy amortyzacyjne od wartości początkowej samochodu osobowego będą kosztem uzyskania, z drugiej po raz pierwszy limitowane mają być koszty podatkowe determinowane opłatami leasingowymi.
Zgodnie z przygotowywanymi zmianami podatnicy nie zaliczą do kosztów podatkowych odpisów z tytułu zużycia samochodu osobowego, dokonywanych według zasad określonych w przepisach dotyczących amortyzacji, w części ustalonej od wartości samochodu przewyższającej równowartość 150 tys. zł.
Z kolei podatnicy, którzy będą korzystać z samochodów w ramach umowy leasingu, najmu, dzierżawy i zobligowani będą do stosowania nowych regulacji, nie uwzględnią w kosztach podatkowych, dotyczących danego samochodu osobowego, opłat wynikających z umowy leasingu, umowy najmu, dzierżawy lub innej umowy o podobnym charakterze, z wyjątkiem opłat z tytułu składek na ubezpieczenie samochodu osobowego, w wysokości przekraczającej ich część ustaloną w takiej proporcji, w jakiej kwota 150 tys. zł pozostaje do wartości samochodu osobowego będącego przedmiotem tej umowy.
Jednak zarówno w przypadku amortyzacji, jak i rozliczania w kosztach podatkowych opłat ponoszonych na podstawie umów o używanie (leasingu, najmu, dzierżawy) dla samochodów elektrycznych kwota, za pomocą której identyfikowany będzie wskaźnik kosztowy, ma być wyższa niż dla pozostałych pojazdów. Ma ona wynieść nie 150 tys. zł, a 225 tys. zł.
Pamiętając o obowiązku notyfikacji, w przepisie przejściowym prawodawca zamierza zastrzec, że w odniesieniu do samochodu osobowego będącego pojazdem elektrycznym nowe przepisy – a zatem również limit 225 tys. zł dla środków trwałych czy dla opłat ponoszonych na podstawie umowy leasingu, najmu, dzierżawy czy kontraktu o podobnym charakterze – będą stosowane dopiero:
1) od dnia ogłoszenia pozytywnej decyzji Komisji Europejskiej o zgodności pomocy publicznej przewidzianej w tych przepisach ze wspólnym rynkiem lub stwierdzenia przez Komisję Europejską, że przepisy te nie stanowią pomocy publicznej;
2) w odniesieniu do pojazdów elektrycznych w rozumieniu tej ustawy oddanych do używania po dniu określonym zgodnie z pkt 1.
Co prawda ustawodawca wskazał, że do dnia ogłoszenia decyzji pojazdy elektryczne traktowane są jak pozostałe samochody osobowe, jednak należy zwrócić uwagę, że te e-auta, które byłyby oddane do używania przed ogłoszeniem decyzji, będą już przez cały czas używania niekorzystnie postrzegane na gruncie CIT i PIT.
Jednak odsunięcie w czasie to niejedyny problem zwolenników samochodów elektrycznych. Kolejny raz ustawodawca wprowadza zmiany, ale są one jedynie częściowe. Tak samo bowiem, jak to jest w obecnym stanie prawnym, podwyższenie limitu kosztowego dla samochodów elektrycznych nie będzie dotyczyło kosztów ich ubezpieczenia.
Aby to wyjaśnić, w pierwszej kolejności należy wskazać, że od nowego roku zmieniona ma być również kwota, za pomocą której limitowane są koszty ubezpieczenia AC samochodów osobowych. Dotychczasowa równowartość 20 tys. euro ma być zastąpiona kwotą 150 tys. zł, czyli taką jak dla obliczenia przy amortyzacji czy opłatach na podstawie umów o używanie pojazdu. Na szczególną uwagę zasługuje jednak to, że chociaż pojazdy elektryczne są nieco lepiej traktowane przy ich amortyzacji (bo zastosowanie będzie miał limit 225 tys. zł, a nie 150 tys. właściwy dla hybryd i spalinowych), to jeżeli chodzi o koszty ubezpieczenia, nie jest to różnicowane ze względu na rodzaj napędu. Jednym słowem, nawet jeżeli zaczną obowiązywać wyższe limity właściwe dla samochodów elektrycznych, podatnik, który będzie ubezpieczał taki samochód, będzie musiał pamiętać, że akurat przy tych kosztach ustawodawca potraktuje go jak właściciela/użytkowania każdego innego samochodu osobowego. Limitując w kosztach podatkowych składki na ubezpieczenie, podatnik nie posłuży się więc wskaźnikiem obliczonym przy zastosowaniu kwoty 225 tys. zł, a „zwykłych” 150 tys. zł.