Resort rodziny szacuje koszty spełnienia postulatów rodziców niepełnosprawnych dzieci, a resort finansów zastanawia się, na co stać budżet.
Dziennik Gazeta Prawna
Ministerstwo Pracy ponownie oszacowało wczoraj propozycje protestujących w Sejmie rodziców dzieci niepełnosprawnych. Postulat, którego spełnienie już obiecano, czyli zrównanie renty socjalnej z najniższą rentą za niezdolność do pracy w ZUS, resort oszacował na 554,4 mln zł. Natomiast aż do 9 mld zł wzrósł szacunek wydatków na nowy dodatek rehabilitacyjny w wysokości 500 zł, którego żądają protestujący. Oni sami obliczyli, że kosztowałby budżet 1,6 mld zł. Różnica w szacunkach wynika z kręgu beneficjentów. Rodzice okupujący Sejm chcą, by przyznać go osobom pobierającym renty socjalne – jak oceniają, jest ich 280 tys.
Tymczasem zdaniem urzędników kolejne grupy niepełnosprawnych także zażądają takiego dodatku. W efekcie wypłacać trzeba będzie go znacznie większej grupie ludzi, czyli 943 tys. uprawnionych do świadczenia ze znacznym stopniem niepełnosprawności oraz 266 tys. osób pobierających w ramach ZUS, KRUS, MSWiA i MON dodatek pielęgnacyjny. Resort dolicza do tego także osoby powyżej 75. roku życia. To łącznie nawet 1,5 mln osób, stąd takie duże koszty. Liczy się z tym, że ta grupa może się powiększać. „Sytuacja taka miała miejsce w latach 2010–2012, gdy świadczenie pielęgnacyjne obowiązywało bez kryterium dochodowego. Tym samym koszty mogą być zdecydowanie większe” – argumentuje resort.
Dziennik Gazeta Prawna
Opodatkować krezusów
Ministerstwo Finansów w wydanym oświadczeniu poinformowało, że razem z resortem rodziny i innymi instytucjami odpowiedzialnymi za zabezpieczenie społeczne rozpoczęło analizy, których efektem ma być stworzenie daniny solidarnościowej, która będzie jednym z elementów finansowania wsparcia dla dorosłych niepełnosprawnych. Projekt ustawy ma być gotowy za ok. dwa tygodnie. Udało nam się ustalić, że resort finansów dostał zlecenie przeprowadzenia symulacji związanych z wprowadzeniem trzeciej, najwyższej stawki PIT, która miałaby dotknąć najlepiej zarabiających. Premier Mateusz Morawiecki zapowiadał już, że danina dotyczyłaby ok. 0,5 proc. osób o najwyższych dochodach. – MF dostał m.in. za zadanie przygotowanie analizy, na jakim poziomie można wprowadzić taką stawkę w PIT i jaki powinien być próg dochodowy. To jeden z rozważanych wariantów, ale decyzje w tej sprawie zapadną najwcześniej po majówce – mówi nam osoba z kręgów rządowych.
Ze źródeł w KPRM usłyszeliśmy, że najlepiej byłoby podatkiem lub daniną objąć milionerów, czyli osoby wykazujące dochód powyżej 1 mln zł. Takich podatników jest w Polsce około 20 tys. (dane za 2016 r.), jednak gros z nich rozlicza się według 19-proc. stawki liniowej na działalności gospodarczej. Dlatego wprowadzenie nowej stawki do PIT nie objęłoby ich, a dodatkowo skłoniłoby kolejne osoby do założenia firmy. – Faktycznie, gdybyśmy chcieli podatkiem objąć tylko milionerów, wówczas powinna to być stawka także dla działalności gospodarczych. To jednak zlikwiduje liniowość, a według 19-proc. PIT rozliczają się też prawdziwi przedsiębiorcy, a nie tylko osoby korzystające z arbitrażu w formach zatrudnienia – zwraca uwagę nasz rozmówca z rządu. Wskazuje, że danina solidarnościowa miałaby wymiar bardziej symboliczny, bo wpływy z niej i tak nie rozwiążą sprawy wzrostu nakładów na pomoc dorosłym niepełnosprawnym.
180 tys. zł rocznie? Trzecia stawka
Ale to niejedyny wariant nałożenia nowego obciążenia. Gdyby trzymać się obecnej skali podatkowej, 0,5 proc. najwięcej zarabiających, o których mówił premier, to ok. 124 tys. podatników. Na taką grupę mogłaby być nałożona trzecia stawka podatku. Według danych za 2015 r. – są najnowsze – do tej grupy zaliczali się ci, których roczne dochody z pracy wyniosły 175–180 tys. zł. A więc ich miesięczne dochody brutto to ok. 14,5–15 tys. zł. Nowym progiem mogłaby więc być kwota rzędu 180 tys. zł.
Ten wariant trudniej byłoby jednak obronić ekonomicznie, bo zarobki rzędu 14,5 tys. zł osiągają wysoko wykwalifikowani specjaliści, których i tak na rynku brakuje. Dodatkowy podatek zwiększyłby więc koszty pracy, które – przy obecnej sytuacji na rynku – zostałyby przerzucone na pracodawców. Albo – co równie prawdopodobne – byłby dodatkowym argumentem za stosowaniem arbitrażu podatkowego. Czyli np. ucieczką w samozatrudnienie i przejściem na liniowy 19-proc. PIT. To mogłoby postawić pod znakiem zapytania powodzenie całego planu, czyli uzyskania dodatkowych dochodów w budżecie na pomoc niepełnosprawnym.
Głośne rozważania wprowadzenia trzeciej stawki mają również wydźwięk polityczny. Opozycja zarzuca rządowi, że chce w ten sposób skłócić protestujących z resztą społeczeństwa. Z kolei w PiS można usłyszeć, że to metoda na powstrzymanie Nowoczesnej przed mocnym wspieraniem protestu matek, gdyż to zapewne bogaci wyborcy tej partii i PO zostaliby dotknięci nową stawką PIT. Na razie w sprawie protestu panuje w Sejmie pat. – Jesteśmy zszokowani, że nadal jesteśmy tu z naszymi dziećmi. Będziemy tu siedzieli do skutku. Z niecierpliwością czekam na posiedzenie 9 maja, aby posłowie przyszli i powiedzieli naszym dzieciom, że 900 zł starczy im na życie – mówi Iwona Hartwich, jedna z protestujących.
Plusy ujemne
Prace nad nowym podatkiem może utrudniać... zbyt dobra sytuacja w budżecie. Rządowi niełatwo będzie wytłumaczyć się z głębszego sięgania do kieszeni podatników w sytuacji, gdy w państwowej kasie trzeci miesiąc z rzędu notowana jest nadwyżka. Na koniec marca wynosiła ona 3,1 mld zł. I był to wynik znacznie lepszy od planu. Według roboczej nieoficjalnej wersji wykonania ustawy budżetowej na ten rok po I kwartale w budżecie miała być już ponad 7-mld dziura.
Pieniądze są, bo wydatki są znacznie poniżej planu. Na koniec marca były nawet niższe niż rok temu, i to aż o ponad 2 mld zł. Według założeń Ministerstwa Finansów miały wynieść 91,1 mld zł, a wyniosły 85,3 mld zł.
MF oszczędza m.in. na kosztach obsługi długu (zysk to 0,5 mld w porównaniu z ubiegłym rokiem), ale to nie jest główny powód. Źródło niskich wydatków jest na rynku pracy, dzięki któremu rosną wpływy ze składek emerytalnych. Dzięki temu w mniejszym zakresie trzeba dotować Fundusz Ubezpieczeń Społecznych. W sumie przez I kwartał przekazano mu 5,2 mld zł, czyli dokładnie o połowę mniej niż rok temu. Wypłaty do FUS to jak dotąd niewiele ponad 11 proc. rocznego planu.
Dobra sytuacja na rynku pracy to również przyczyna wysokich dochodów z PIT. Fiskus pozyskał z tego podatku 12,8 mld zł, o 1,8 mld zł więcej niż rok wcześniej. To efekt nie tylko coraz niższego bezrobocia, ale też rosnących płac. Za to trudno ministerstwu powtórzyć ubiegłoroczne wysokie dynamiki wzrostu dochodów z VAT – co było głównym motorem budżetowego sukcesu w 2017 r. Po I kwartale były one zbliżone do ubiegłorocznych.
Karol Pogorzelski, ekonomista Banku ING, uważa, że budżet może notować nadwyżki aż do listopada. Swoje przewidywania opiera na dotychczasowej polityce MF, które przez większość miesięcy trzymało deficyt w ryzach, by skokowo zwiększyć go dopiero w grudniu.
– Być może będzie tak i tym razem. Przemawia za tym słabe wykonanie planu wydatków, którym ministerstwo może bezpośrednio zarządzać. Ale zapowiedzi szykowania nowego podatku mnie nie dziwią, bo MF zapewne już zakłada, że w całym roku będzie te dwadzieścia kilka miliardów złotych deficytu – mówi Karol Pogorzelski.