Kto sprzedaje przez internet, nie może uchylać się od podatku, twierdząc, że obrót wypracował małżonek. Liczy się to, w czyim imieniu była prowadzona sprzedaż, na jaki rachunek wpływały pieniądze i gdzie były gromadzone towary.
Wyrok NSA zapadł w sprawie kobiety, która w 2011 r. sprzedawała przez internet zegarki, breloki i zawieszki na torebki m.in. za pośrednictwem portali aukcyjnych. W rozliczeniu rocznym zadeklarowała stratę z tej działalności. To wzbudziło podejrzenia fiskusa. Dyrektor ówczesnego urzędu kontroli skarbowej (obecnie urząd celno-skarbowy) przeprowadził postępowanie kontrolne i ustalił, że podatniczka nie zaewidencjonowała całej swojej sprzedaży. W 2011 r. wpłynęło bowiem na jej rachunek ponad 2,5 mln zł.
Kobieta twierdziła, że tylko 681 tys. zł było zapłatą za towary, które sprzedała na własny rachunek. Reszta to pieniądze zarobione przez męża, który działał we własnym imieniu – twierdziła.
Dyrektor UKS nie dał jednak temu wiary. Zwrócił uwagę na to, że mąż podatniczki zakończył działalność gospodarczą pod koniec marca 2010 r. i tego samego dnia firmę uruchomiła żona. Małżonkowie sami więc ustalili, kto z nich jest przedsiębiorcą – podkreślił dyrektor UKS.
Zauważył ponadto, że mężczyzna sprzedawał towary należące do żony, podając się za nią i korzystając z zasobów jej firmy. Trudno więc uznać, że prowadził niezarejestrowaną działalność gospodarczą na własny rachunek.
Fiskus ustalił, że należności ze sprzedaży wpływały na jeden i ten sam rachunek bankowy, którym swobodnie dysponowała żona, a towary były przechowywane we wspólnym domu małżonków.
Stwierdził zatem, że kobieta nie ewidencjonowała należycie całości obrotów z działalności, którą formalnie prowadziła osobiście, a faktycznie – wspólnie z mężem.
W związku z tym oszacował jej dochód według jednej z metod określonych w art. 23 ordynacji podatkowej i na tej podstawie wyliczył, że kobieta powinna zapłacić za 2011 r. ponad 200 tys. zł PIT.
Decyzję tę utrzymał w mocy dyrektor izby skarbowej. Stwierdził, że w postępowaniu zgromadzono wystarczająco wiele dowodów potwierdzających nierzetelność ewidencji prowadzonej przez kobietę. Zgodził się też, że w tej sprawie mąż nie działał na własny rachunek.
Tego samego zdania były WSA w Warszawie i Naczelny Sąd Administracyjny. Oba sądy uznały, że zebrany w tej sprawie materiał dowodowy był kompletny i logicznie ze sobą powiązany. Zgodziły się z fiskusem, że nie było potrzeby przeprowadzania kolejnych dowodów na okoliczność, kto był sprzedającym w odniesieniu do poszczególnych, nieewidencjonowanych transakcji. Żądała tego podatniczka, ale – jak zauważyły sądy – sama w jednym z pism do dyrektora UKS napisała, że to ona sprzedawała za pośrednictwem portalu, używając określonego nicku i sama wystawiła wszystkie faktury. Oświadczyła także, że jest współwłaścicielem rachunku bankowego, na który wpływała zapłata.
Sędzia NSA Stefan Babiarz nawiązał do innych wyroków, jakie zapadły w sprawie tej kobiety, a dotyczyły VAT (z 15 listopada 2017 r., sygn. akt I FSK 2230/15 oraz z 25 stycznia 2018 r., sygn. akt I FSK 565/16). Wnioski z nich płynące były podobne.
Wyrok jest prawomocny.
ORZECZNICTWO
Wyrok NSA z 13 kwietnia 2018 r., sygn. akt II FSK 977/16.