Sprawa jest wielowątkowa i skomplikowana, dlatego sąd kasacyjny odroczył ogłoszenie wyroku (sygn. akt I FSK 1860/17). W sumie w 207 łańcuchach transakcji uczestniczyło łącznie 57 podmiotów, z których 26 było tzw. znikającymi podatnikami.
Bufory i brokerzy
Chodziło o spółkę, która od 25 lat handluje elektroniką. Jej problemy zaczęły się, gdy dyrektor Urzędu Kontroli Skarbowej w Olsztynie wpadł na trop karuzeli VAT, wykorzystującej obrót telefonami.
Fiskus ustalił, że towar istniał, ale transakcje były pozorowane, aby móc wyprowadzić VAT z budżetu. „Znikający podatnicy” wystawiali puste faktury i znikali bez regulowania podatku należnego. Podatek z tych faktur odliczały tzw. bufory, czyli firmy o długiej historii działalności, które następnie sprzedawały towar do „brokera”, a ten zbywał go za granicą i występował do urzędu skarbowego o zwrot VAT.
Urzędnicy ustalili, że spółka była brokerem (gdy jej dostawcy pełnili rolę buforów) albo – gdy jej klientami były spółki polskie – pełniła rolę bufora. Fiskus uznał, że pełniła te role świadomie, aby wyprowadzić z budżetu 50 mln zł VAT, który nie został uregulowany na wcześniejszych etapach obrotu.
UKS zgromadził w tej sprawie bogaty materiał dowodowy (99 tomów akt). Wśród dowodów znalazły się m.in. protokoły z zapisu podsłuchanych rozmów. Wskazywały na to, że spółka wiedziała, iż bierze udział w przestępstwie.
Sama decyzja w jej sprawie liczyła 500 stron uzasadnienia. Wynikało z niej, że spółka nie miała prawa odliczyć podatku naliczonego ani starać się o zwrot VAT, bo transakcje nie miały rzeczywistego charakteru. Skoro natomiast wystawiała faktury, to powinna uregulować podatek należny na podstawie art. 108 ustawy o VAT.
WSA nie znalazł podstaw
Spółka przekonywała, że nie tylko nie była świadoma oszustwa, ale nawet nie miała powodów, by cokolwiek podejrzewać. Zawsze sprawdzała swoich bezpośrednich kontrahentów i wszyscy oni byli czynnymi podatnikami VAT, rozliczali się z budżetem na bieżąco, nie mieli żadnych zaległości. Towar był i wyjeżdżał granicę – argumentowała.
Przekonało to WSA we Wrocławiu (sygn. akt I SA/Wr 1341/16). Sąd stwierdził, że z materiału dowodowego nie wynika, aby firma świadomie uczestniczyła w przestępstwie i nie dołożyła należytej staranności. Sąd zwrócił uwagę na to, że większość ustaleń fiskusa nie dotyczyła niej samej, tylko podmiotów, które działały na wcześniejszych etapach obrotu. Chcąc natomiast ustalić prawo spółki do odliczenia i zwrotu VAT, należało badać jej transakcje z bezpośrednimi kontrahentami.
Sąd nie uznał także jako dowód otrzymanych od prokuratury protokołów z zapisu podsłuchanych rozmów. Stwierdził, że dowodem mogły być wyłącznie same nagrania, które powinny zostać udostępnione spółce i sądowi.
Walka z wyłudzeniami
Na rozprawie przed NSA pełnomocnik dyrektora Izby Skarbowej we Wrocławiu argumentował, że jeżeli wyrok I instancji się utrzyma, to organy podatkowe będą mieć związane ręce. Zawsze bowiem na końcu łańcucha stwarzane są pozory legalności i poprawności transakcji. Tak działają karuzele – tłumaczył.
Dlatego przekonywał, że trzeba patrzeć całościowo, a nie na pojedyncze transakcje. Nie można pomijać tego, że celem całego łańcucha jest oszustwo. Nie można przystawać na odliczenie i zwrot podatku dlatego, że na ostatnim etapie rozliczenia formalnie wyglądają na poprawne.
Z kolei pełnomocnicy spółki tłumaczyli, że fiskus nie może przerzucać odpowiedzialności na tych, którzy nieświadomie zostali wplątani w karuzelę. W takiej sytuacji bowiem na wyłudzeniu korzystają oszuści, budżet niczego nie traci, ale koszty ponoszą uczciwi podatnicy.