Ponad milion osób mogłoby skorzystać, gdyby Rada Ministrów zdecydowała, że ci z dochodem do 8 tys. zł nie zapłacą podatku. To wielka grupa wyborców.
Gabinet Beaty Szydło rozważa różne scenariusze dotyczące możliwego wzrostu kwoty wolnej. Najmniej kosztowny z nich zakłada zwolnienie z płacenia podatku dla osób, które nie zarabiają więcej niż 8 tys. zł rocznie. Dla nich stawka PIT wyniosłaby 0 proc. Dla reszty obowiązywałaby dzisiejsza kwota wolna, czyli 3091 zł. Jak pokazują dane resortu finansów z rozliczenia podatków za 2015 r., osób, których roczny dochód nie przekracza 8 tys. zł, jest blisko 4 mln. Na podwyżce jednak skorzystałaby jedna czwarta z tej liczby – dochód reszty nie przekracza kwoty wolnej w dzisiejszej wysokości. Takich podatników rozliczających się PIT-36, a więc także prowadzących jednoosobową działalność gospodarczą, jest 180 tys. Wśród zatrudnionych w innych formach oraz rencistów i emerytów, którzy wypełniają PIT-37, ponad 960 tys.
Ile by na tym zyskali? W praktyce podatek 18 proc. od 8 tys. zł to 1440 zł, ale już dziś jest mniejszy o 556 zł, bo kwota wolna wynosi 3091 zł. Czyli gdyby taki dochód został zwolniony z podatku PIT, zysk wyniósłby 884 zł. Jak wynika z naszych szacunków, w grupie osób o dochodach od 3091 zł do 8 tys. zł ogólny zysk z podniesienia kwoty wolnej wyniósłby ponad 460 mln zł. Koszty publiczne wydają się niewielkie: ponieważ podatek PIT w ponad połowie idzie do samorządów, to w praktyce dochody budżetu z tego tytułu byłyby niższe o ok. 200 mln zł. Jest jednak jeden problem – osoba, która zarobiłaby 8 tys. zł, nie zapłaciłaby ani grosza podatku, ale ktoś o dochodzie wyższym o złotówkę zapłaciłby tyle co dziś, czyli 884 zł. Możliwe, że by uniknąć tak drastycznej różnicy, trzeba by opracować mechanizm płynnego podnoszenia podatków dla osób, których dochód niewiele przekracza 8 tys. zł.
Jak pisaliśmy wczoraj, rząd zostawił sobie jeszcze furtkę na ograniczoną podwyżkę kwoty wolnej od przyszłego roku i zastanawia się, czy go na to stać. Janusz Jankowiak, główny ekonomista Polskiej Rady Biznesu, uważa, że biorąc pod uwagę to, co się dzieje w gospodarce, budżetu państwa nie stać na podnoszenie kwoty wolnej i jak rząd by się nie starał, to nie ma tutaj manewru.
Mimo wszystko to najmniej kosztowny dla budżetu scenariusz podwyżki kwoty wolnej, a jednocześnie może przynieść rządzącym korzyści polityczne. I to spore. – PiS zaczyna rozumieć obostrzenia budżetowe i chce upiec dwie pieczenie przy jednym ogniu: dopiąć budżet i nie rozbić finansów, a równocześnie chwalić się dotrzymaniem obietnicy wyborczej. – I z tego będą wynikały kolejne decyzje – zauważa politolog Marek Migalski.
ikona lupy />
Struktura podatników płacących podatek dochodowy wg PIT-36 (m.in. jednoosobowi przedsiębiorcy opodatkowani wg skali podatkowej) i PIT-37 / Dziennik Gazeta Prawna
A konstytucyjność takiego rozwiązania? – Trybunał wskazywał na pewne aspekty, choćby fakt braku waloryzacji i za niską kwotę wolną, która powinna być wyższa od minimum egzystencji. Gdyby w rządowym rozwiązaniu była zerowa stawka PIT na dochody do 8 tys. zł oraz zaproponowano by mechanizm waloryzacji, to ta koncepcja dałaby się obronić – zauważa konstytucjonalista prof. Marek Chmaj.
Z kolei zdaniem Janusza Jankowiaka lepszym rozwiązaniem byłaby degresywna kwota wolna jako korzystniejsza dla znacznie większej grupy podatników.
– To problem rządu, jak wywiązać się z obietnic, które się złożyło, a nie jest się w stanie wprowadzić jednolitego podatku. On sam mógłby załatwić problem, „rozsmarowując” koszty podwyżki na cały system, tak by ponieśli je ludzie o średnich i wyższych dochodach. A skoro tak się nie uda, to trzeba będzie to zrobić etapami z wykorzystaniem degresji – mówi ekonomista.
Co oznacza, że kwota nie rosłaby dla podatników o najwyższych dochodach. Jedno jest pewne – rząd raczej nie pójdzie na nawet niższą, ale powszechną podwyżkę kwoty wolnej z uwagi na koszty takiego rozwiązania: podwyższenie kwoty wolnej dwukrotnie do 6200 zł oznacza wpływy z PIT mniejsze o blisko 13 mld zł. Natomiast gdyby ją podnieść do 7 tys. zł, byłoby to już 16,5 mld zł. Zbyt dużo, by finanse publiczne mogły to udźwignąć.
Według zestawienia sporządzonego przez firmę doradczą PwC polska kwota wolna od podatku należy do najniższych w Unii Europejskiej, ale są kraje, w których takiego rozwiązania w ogóle nie ma, jak na Węgrzech, w Rumunii czy Bułgarii. Te państwa stosują jednak liniowy PIT (Bułgaria 10 proc., Węgry 15 proc., Rumunia 16 proc.). Najwyższą kwotę wolną ma Cypr: 19,5 tys. euro. Na drugim miejscu jest Finlandia (16,7 tys. euro), na trzecim Wielka Brytania (ok. 14,1 tys. euro). Nie wszędzie kwota wolna jest równa dla wszystkich. Na przykład na Słowacji mają do niej prawo tylko podatnicy o rocznych dochodach poniżej 19,8 tys. euro (kwota wynosi wówczas 3,8 tys. euro). W Słowenii jej wielkość również jest uzależniona od dochodu, waha się w przedziale 3,3 tys. euro – 6,5 tys. euro. Degresywną kwotę wolną – czyli malejącą wraz ze wzrostem zarobków podatnika – stosuje Litwa. Z kolei w Holandii zwolnienie dochodu od opodatkowania (2,1 tys. euro) jest uznaniowe, stosowane w indywidualnych wypadkach. W Irlandii są trzy progi kwoty wolnej: 1,65 tys. euro, 3,3 tys. euro oraz 2,19 tys. euro. Pierwszy, najniższy mogą stosować single. Drugi jest dedykowany małżonkom, trzeci – wdowcom. Kryterium „stanu cywilnego” stosuje również Malta. Małżeństwa mają 11,9 tys. euro kwoty wolnej, osoby rozliczające się indywidualnie 8,5 tys. euro.
OPINIA
Wyroki TK powinny być wykonywane, a kwota wolna musi być wyższa
ikona lupy />
Katarzyna Jędrzejewska, kierownik działu podatki / Dziennik Gazeta Prawna
Jeżeli rząd już w 2017 r. nie zwiększy, choćby w minimalnym stopniu, kwoty dochodu wolnej od PIT, da wyraźną wskazówkę, jak w prosty sposób można obchodzić orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego. Za każdym razem, gdy zapadnie wyrok o niezgodności jakiegokolwiek przepisu (niekoniecznie podatkowego) z konstytucją, wystarczy uchwalić w to miejsce nową regulację, identyczną z zakwestionowaną już przez TK.
Tak właśnie stało się 15 listopada br., gdy Sejm zdecydował, że „w latach 2016 i 2017 obowiązuje skala podatkowa (...) w brzmieniu obowiązującym w 2015 r.”. Czyli dokładnie ta, którą – ze względu na brak waloryzacji kwoty wolnej – trybunał uznał rok temu za niezgodną z konstytucją.
Nie wiadomo, co gorsze: niewykonywanie latami wyroków TK (głośny ostatnio przykład świadczeń dla opiekunów dorosłych osób niepełnosprawnych) czy uchwalenie nowych przepisów w żadnym stopniu nieróżniących się od tych, które zostały już uznane za niekonstytucyjne.
Rządzący podają dwa powody na wytłumaczenie nowelizacji z 15 listopada. Po pierwsze, trwają prace nad jednolitym podatkiem i jeśli wejdzie on w życie od 2018 r., to będzie też uwzględniał zmiany w kwocie wolnej. Po drugie, gdyby nie nowela, to podatnicy jeszcze bardziej by stracili, bo w 2017 r. płaciliby PIT już od pierwszej zarobionej złotówki.
Żaden z tych argumentów mnie nie przekonuje. Skoro od 2018 r. miałaby wejść w życie duża reforma, to cóż stoi na przeszkodzie, żeby teraz, na raptem rok, wykonać trybunalskie orzeczenie? Podwyżka, choćby niewielka, automatycznie uchroniłaby nas też przed konsekwencjami wygaśnięcia niekonstytucyjnego przepisu.
Uważam, że o wiele gorsze są skutki uchwalenia nowelizacji w brzmieniu identycznym jak ten zakwestionowany już przez TK. To czytelny sygnał, że rządzący za nic mają trybunalskie orzeczenia. Że wystarczy obietnica przyszłej reformy albo postraszenie skutkami braku normy prawnej, by nadal działać wbrew konstytucji. I że jeśli ktoś z obywateli nie zgodzi się na takie traktowanie, to niech sobie zaskarży nowy przepis do TK.
Najwyższa pora, żeby rząd wycofał się z takiej praktyki. Ma jeszcze czas. Korzystna dla podatników zmiana nie musi zostać uchwalona do końca listopada. Ta zasada dotyczy wyłącznie zmian na niekorzyść opodatkowanych.