Sprawa z opłatami egzekucyjnymi i manipulacyjnymi jest bardziej absurdalna, niż mogłoby się to wydawać jeszcze w czerwcu, gdy usłyszeliśmy wyrok Trybunału Konstytucyjnego. Wtedy chodziło o 35 mln zł pobranych z tytułu egzekucji podatku. Kwota była horrendalna i samo to było już absurdem (pomijając fakt, że spółka, przyparta do muru, sama zaspokoiła roszczenia budżetu, przenosząc na Skarb Państwa swoje akcje).
Sprawa z opłatami egzekucyjnymi i manipulacyjnymi jest bardziej absurdalna, niż mogłoby się to wydawać jeszcze w czerwcu, gdy usłyszeliśmy wyrok Trybunału Konstytucyjnego. Wtedy chodziło o 35 mln zł pobranych z tytułu egzekucji podatku. Kwota była horrendalna i samo to było już absurdem (pomijając fakt, że spółka, przyparta do muru, sama zaspokoiła roszczenia budżetu, przenosząc na Skarb Państwa swoje akcje).
Jeszcze większy paradoks ujawnił się, gdy na skutek wyroku TK zapadło pierwsze orzeczenie sądu kasacyjnego (opisaliśmy je w DGP w artykule „Brak publikacji wyroku TK nie jest przeszkodą dla NSA”, DGP nr 157/2016).
Bo oto mamy sytuację, w której burmistrz miasta musi wydać z gminnej kasy 80 tys. zł, mimo że to nie on był dłużnikiem, a wręcz przeciwnie – wierzycielem. Na tyle bowiem wycenił swój wysiłek naczelnik urzędu skarbowego, który w tej sprawie działał jako organ egzekucyjny. Egzekucja się nie powiodła, więc naczelnik poszedł do burmistrza i zażądał... 70 tys. zł za samo tylko zajęcie rachunku bankowego.
Nie sposób winić urzędnika, gdy pozwala mu na to wadliwe prawo. Spróbujmy jednak spojrzeć na to z większej perspektywy. Burmistrz jest związany dyscypliną finansów publicznych i musi dochodzić budżetowych należności. Gdyby tego nie robił, groziłaby mu odpowiedzialność karna.
Z drugiej strony nie ma on wpływu na egzekucję, bo tym zajmuje się całkiem inny organ i jeśli się ona nie powiedzie, włodarz musi wyłożyć z miejskiej kasy 80 tys. zł (bo oprócz opłaty za zajęcie rachunku naczelnik urzędu zażądał jeszcze 11 tys. zł opłaty manipulacyjnej i 3 zł za sporządzenie protokołu o stanie majątkowym).
A to przecież tylko jedna nieudana egzekucja. Trudno podejrzewać urzędników fiskusa o działanie z premedytacją, ale coś jest na rzeczy, skoro nawet sam trybunał w swoim wyroku przyznał, że system opłat egzekucyjnych „nie mobilizuje organu egzekucyjnego do podejmowania szybkich działań czy sprawnego postępowania”.
Przypomnijmy, że zanim uchylono starą ustawę o finansach publicznych (tę z 2005 r.), urzędy skarbowe mogły gromadzić na rachunku dochodów własnych wpływy z opłat egzekucyjnych. Finansowały z nich wydatki bieżące i inwestycyjne (materiały biurowe, szkolenia i inne wydatki związane z działaniem naczelnika urzędu skarbowego jako organu egzekucyjnego). A także – co nie mniej istotne – wynagrodzenie prowizyjne.
To się zmieniło od 2010 r. Obecnie zadania te i wynagrodzenia są finansowane wprost z budżetu państwa.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama