Pieniądze zarobione w internecie, np. dzięki popularnemu kanałowi YouTube, trzeba rozliczyć z urzędem skarbowym. To w wielu wypadkach może oznaczać konieczność rejestracji firmy
Popularność ogólnoświatowej sieci komputerowej sprawiła, że coraz więcej osób zaczyna mniej lub bardziej regularnie publikować autorskie treści na swoich stronach internetowych czy też publikować filmiki w popularnym serwisie YouTube. Motywy są różne: jedni robią to dla zabawy, inni dzielą się swoim hobby, dla wielu jednak impulsem do działania są informacje o niebotycznych zarobkach, jakie można osiągnąć z tego typu działalności. Oficjalnych danych nie ma, ale jeśli wierzyć informacjom ujawnianym przez tych, którzy takie dochody otrzymują, za wyjątkowo popularny filmik umieszczony w serwisie YouTube udało się zarobić nawet kilkaset tysięcy złotych. Podstawowym źródłem dochodu są umieszczane na stronach reklamy (czasem mogą to być też darowizny i inne tego typu przychody, np. ze strony firm kosmetycznych czy odzieżowych). Popularnemu internaucie już same reklamy potrafią przynieść wysokie wpływy. Wtedy jednak do gry wkracza fiskus.
Jak rozliczać
Fiskus często jest zdania, że internauta osiąga przychody ze źródła, jakim jest pozarolnicza działalność gospodarcza. I nie ma dla niego przy tym znaczenia, że działalność nie została zarejestrowana w Centralnej Ewidencji i Informacji o Działalności Gospodarczej. Zgodnie bowiem z art. 5a pkt 6 ustawy o PIT z 26 lipca 1991 r. (t.j. Dz.U. z 2012 r. poz. 361 ze zm.) za działalność gospodarczą należy uznać działalność zarobkową, prowadzoną we własnym imieniu, w sposób zorganizowany i ciągły, bez względu na jej rezultat, w tym działalność usługową i handlową. Dodatkowo przychody z niej uzyskiwane nie mogą być zaliczone do innych źródeł, np. z najmu.
Wystarczy więc spełnić takie warunki, aby fiskus uznał, że rozliczać się powinniśmy tak jak inni przedsiębiorcy. Jak potwierdziło Ministerstwo Finansów w odpowiedzi na pytanie DGP, nie ma przy tym znaczenia, czy internauta posiada status przedsiębiorcy w rozumieniu odrębnych przepisów, np. ustawy o swobodzie działalności gospodarczej, oraz to, czy dokonał rejestracji w organie ewidencyjnym i statystycznym. A jak wyjaśnia Krystian Pawłowicz, doradca podatkowy z kancelarii Olesińscy i wspólnicy – taka kwalifikacja niesie określone konsekwencje. Przychody oraz koszty ich uzyskania należy oczywiście wykazać we właściwym zeznaniu rocznym. Uzyskany dochód podlegać będzie opodatkowaniu. Co więcej, na podatnikach osiągających dochody z działalności gospodarczej ciąży obowiązek wpłacania miesięcznych zaliczek na PIT. Niedopełnienie tych obowiązków może skutkować koniecznością zapłaty należnego podatku wraz z ewentualnymi odsetkami karnymi. Dodatkowo podatnik naraża się na odpowiedzialność karno-skarbową.
Niezależnie od tego nieostrożny przedsiębiorca naraża się na mandat z art. 60 kodeksu wykroczeń (t.j. Dz.U. z 2013 r. poz. 482 ze zm.). Przepis ten mówi, że osoba, która wykonuje działalność gospodarczą bez wymaganego zgłoszenia, wpisu do rejestru albo wymaganej koncesji bądź zezwolenia narażona jest na karę ograniczenia wolności albo grzywny.
Gdzie granica
Przedsiębiorcą nie będzie każdy internauta. Jak wyjaśnia Mateusz Wąsik, ekspert podatkowy w KPMG w Polsce, pomocna może być ocena, czy internauta np. prowadzi kilka blogów, jego nastawienie do współpracy z reklamodawcami (poprzez umieszczenie na stronach www cennika reklam czy bezpośrednio odwołania do kontaktu z reklamodawcami). W praktyce więc dotyczy to osoby, która nie traktuje działalności w internecie jako hobby, a jako ważne źródło zarobku.
Nie ma jednak jasnych i czytelnych kryteriów, kiedy taka osoba spełni definicję działalności gospodarczej. Zdaniem urzędników decydujące znaczenie ma nie efekt działań internauty, lecz ich cel i zamiar, który mu przyświecał.
W praktyce fiskus nie powinien uznać, że umieszczenie kilku popularnych filmów na internetowym serwisie jest równoznaczne z obowiązkiem rozliczeń jako przedsiębiorca. Internauta w tym początkowym okresie najczęściej ma zawartą umowę z Google i to amerykańska korporacja zajmuje się pozyskiwaniem reklam (jeśli jednak internaucie to nie wystarcza i sam regularnie podejmie kroki w tym zakresie, to trudno będzie mu się obronić przed zarzutem, że prowadzi niezarejestrowaną firmę).
Inaczej będzie, jeśli dany internauta prowadzi stronę, na której prezentuje autorskie treści. Samodzielne jej utrzymanie i uzyskanie rozpoznawalności w sieci wymaga wielu wydatków, m.in. na infrastrukturę, odpowiednią wydajność, grafikę i pozycjonowanie. Bez poniesienia takich kosztów strona i zawarte na niej treści nie wyróżni się niczym szczególnym i nie przyniesie zysków. Duże wydatki na stronę poniesione przez internautę bez żadnych pośredników mogą zwiększyć prawdopodobieństwo uznania, że działa on jak przedsiębiorca i nastawił się na pozyskiwanie dochodów z reklam.
Wynajem strony
Internauta, który nie spełnia definicji działalności gospodarczej, także musi podzielić się z fiskusem pieniędzmi z reklam. Do niedawna urzędnicy byli zdania, że powinien je rozliczyć jako tzw. przychód z innych źródeł według skali podatkowej (18 i 32 proc.) do 30 kwietnia roku następującego po roku, w którym uzyskiwał dochody, kiedy to należy złożyć zeznanie roczne. Internauci często wybierali jednak ryczałtową stawkę 8,5 proc., uważając, że w praktyce wynajmują swoje strony reklamodawcom. Fiskus początkowo twierdził, że umowa stanowiąca podstawę do udostępniania powierzchni na stronie internetowej, m.in. w celach reklamowych, jest umową nienazwaną, której nie można jednoznacznie przypisać cech umowy najmu lub dzierżawy. Innego zdania były sądy administracyjne, m.in. Naczelny Sąd Administracyjny w wyrokach z 9 marca 2012 r. (sygn. akt II FSK 1548/10), z 19 czerwca 2012 r. (sygn. akt. II FSK 2485/10) i z 27 lutego 2013 r. (sygn. akt II FSK 1305/11). Minister finansów ostatecznie zmienił zdanie i 5 września 2014 r. wydał interpretację ogólną nr DD2/033/55/KBF/14/RD-75000, w której potwierdził, że to podatnicy mają rację. Dziś można więc wybrać stawkę 8,5 proc. Wymaga to spełnienia kilku formalności, tj. zgłoszenia takiej formy rozliczeń do 20 stycznia danego roku (bądź 20. dnia miesiąca po osiągnięciu pierwszego przychodu). Zeznanie roczne internauta złoży już do końca stycznia danego roku na druku PIT-28. W trakcie roku będzie musiał samodzielnie obliczać i wpłacać do urzędu skarbowego zaliczki na daninę do 20. dnia następnego miesiąca po tym, w którym uzyska przychód. Zaliczkę za grudzień należy wpłacić w terminie złożenia zeznania podatkowego, czyli do 31 stycznia następnego roku podatkowego. Możliwe jest także rozliczanie kwartalne według podobnych zasad.
Ryczałt jest korzystny dla internautów, którzy nie osiągają jeszcze wysokich przychodów lub mają niskie koszty jego uzyskania. W tym wypadku mają prawo płacić tylko 8,5 proc. od uzyskanego przychodu, a nie 18 bądź 32 proc. (choć dalej mają prawo rozliczyć się w ten sposób). Jednak ryczałtowcy nie będą mogli tak jak internauci-przedsiębiorcy rozliczyć kosztów podatkowych. Podatnicy rozliczający się według zasad przewidzianych dla przedsiębiorców mogą odliczyć od przychodu koszty jego uzyskania (np. wydatki na zakup kamery czy gadżetów użytych do produkcji filmików) i dopiero tak ustalony dochód podlega opodatkowaniu.
VAT tylko zagraniczny
Udostępnienie strony internetowej dla reklam może przynieść także obowiązki w podatku od towarów i usług. Internauta świadczy bowiem na rzecz Google usługę drogą elektroniczną, a ta zgodnie z ogólną zasadą z art. 28b ustawy o VAT (t.j. Dz.U. z 2011 r. nr 177, poz. 1054 ze zm.) powinna być ona rozliczona w kraju siedziby nabywcy świadczenia. W przypadku Google będzie to Irlandia, gdyż to tamtejszy oddział jest stroną umowy z internautą. Co to oznacza dla internauty? Przed uzyskaniem pierwszych zarobków powinien (nawet jeśli korzysta ze zwolnienia) zarejestrować się jako podatnik VAT-UE. Jeśli jest podatnikiem VAT, powinien wystawić fakturę ze stawką „np.” (nie podlega opodatkowaniu w Polsce) i z adnotacją „odwrotne obciążenie”. Nie musi jej wysyłać nabywcy usługi. Ma natomiast prawo do odliczenia podatku naliczonego od wydatków, które służyły działalności opodatkowanej. Zasady te będą dotyczyły internautów, którzy nie korzystają ze zwolnienia podmiotowego lub którzy z niego zrezygnowali.