Fiskus nie byłby sobą, gdyby nie próbował zepsuć nawet tego, co sam zaproponował, chcąc ułatwić życie podatnikom. Jak to możliwe?
Począwszy od 2012 roku, przedsiębiorcy nie regulują w grudniu podwójnej zaliczki na podatek dochodowy, ale jedynie należność za listopad, za grudzień zaś – do 20 stycznia następnego roku. Z tego ostatniego rozwiązania mogą w ogóle zrezygnować, jeśli w tym samym terminie złożą roczne zeznanie, co oczywiście ma sens przede wszystkim wtedy, gdy przemawia za tym rachunek ekonomiczny – czyli wówczas, gdy dzięki temu dopłacają mniej, niż wynosiłaby zaliczka lub mają nadpłatę.
Jakkolwiek była to spora zmiana (w tym także przyzwyczajeń), nie ma wątpliwości, że zasadniczo korzystna, zwłaszcza dla małych firm, które nie optymalizowały rozliczeń pod koniec roku (nie napędzały kosztów w listopadzie, a przychodów w grudniu). Trzeba ją docenić tym bardziej, że fiskus zdecydował się na nowe rozwiązanie w trudnym czasie spowolnienia gospodarczego, choć wiązało się to z (jednorazowym, ale zawsze) przesunięciem części wpływów budżetowych.
Uznajmy, że to beczka miodu. Zdarza się jednak, że przedsiębiorcy spóźniają się z zapłatą zaliczki, nie tylko przecież grudniowej. Przyczyny bywają różne. Czasem to niedopatrzenie, niekiedy problemy z płynnością, innym razem chęć skorzystania z „kredytu podatkowego”. Oczywiście, pierwsza dolegliwość, jaka za to grozi, to odsetki za zwłokę. Fiskus znalazł sposób na „hodowanie” tych odsetek. I to jest łyżka dziegciu. Uznaje bowiem, że spóźniona, choćby o dzień, wpłata zaliczki za grudzień oznacza, że w ogóle nie została ona uregulowana. A zatem do czasu złożenia zeznania rocznego (na co jest przecież czas do końca kwietnia lub marca w przypadku płacących CIT) należą się odsetki za zwłokę.
Pieniądze oczywiście nie przepadają. Są uwzględniane na poczet rozliczenia rocznego: w wariancie, że suma zaliczek, razem z tą spóźnioną, odpowiada podatkowi należnemu, przedsiębiorca nie będzie musiał nic dopłacać. Z wyjątkiem jednak wspomnianych odsetek od „niezapłaconej” zaliczki, a te mogą być wysokie. Ministerstwo Finansów popiera to stanowisko, o czym informowaliśmy.
Zaraz po wprowadzeniu zmian pojawiły się pytania i wątpliwości, w tym także dotyczące późniejszej zapłaty zaliczki. Teraz fiskus odpowiada na nie po swojemu – zamiast doprecyzować przepis lub wydać interpretację ogólną. Nie, nie kieruje się zdrowym rozsądkiem, wręcz przeciwnie. A podobno miał dobre intencje i chciał pomóc.