Polski budżet traci miliardy złotych przez podatkowe preferencje. Komisja Europejska zachęca nasz kraj, by zlikwidował chociaż część z nich, a jednocześnie pracuje nad reformą, która pozwoli na przyznawanie podatnikom nowych ulg.
Skutki zmiany VAT dla budżetu / Dziennik Gazeta Prawna
Jan Tokarski dyrektor w dziale doradztwa prawnopodatkowego w PwC / Dziennik Gazeta Prawna
Radosław Maćkowski doradca podatkowy, MVP TAX / Dziennik Gazeta Prawna
Schizofrenia? Niekoniecznie. Stawki obniżone w podatku od towarów i usług są dla Brukseli (i innych organizacji międzynarodowych, takich jak OECD) tematem niewygodnym. Ujmuje się je w rachunku zysków i strat ekonomicznych w publikowanych cyklicznie raportach na temat sytuacji gospodarczej danych krajów. W odniesieniu do Polski (ale też innych krajów) rekomendacje co do stawek są zawsze podobne. Wskazuje się, że utrzymujemy zbyt wiele preferencji w VAT, a te kosztują nas zbyt dużo.
W ostatnim dokumencie (z 22 lutego) Bruksela odwołała się do szacunków podanych przez analityków z CASE, według których stawki obniżone kosztują nas prawie 16 proc. potencjalnych wpływów z VAT. Jest to drugi najwyższy wynik w Unii Europejskiej (wpływy z daniny co roku wahają się w przedziale 125 -130 mld zł). Innymi słowy, powinniśmy podwyższyć obniżone stawki podatku i ewentualnie pozostawić bez zmian tylko najbardziej konieczne preferencje. Choć i tu Bruksela jest sceptyczna. W lutowym raporcie odwołała się do dokumentu sprzed roku, gdzie oceniła stawki obniżone VAT jako niewydolny element polityki społecznej. Uznała wtedy, że nie powinniśmy pomagać biednym przez nakładanie niższego podatku od towarów i usług, bo nie daje to spodziewanych efektów.
Unijny plan działań
Takie restrykcyjne stanowisko KE nie jest jednak oficjalną wykładnią. Bruksela potwierdziła to w Planie działania na rzecz reformy VAT (opublikowanym w połowie 2016 r.). Wynika z niego, że państwa członkowskie będą miały większą swobodę w... obniżaniu stawek daniny. Obecnie zgodnie z art. 98 dyrektywy Rady 2006/112/WE w sprawie wspólnego systemu podatku od wartości dodanej (Dz.Urz. UE z 2006 r. L 347, s. 1 ze zm.) mogą one swobodnie stosować jedną lub dwie stawki obniżone, ale wyłącznie w odniesieniu do towarów lub usług określonych w załączniku III do dyrektywy. Preferencje nie dotyczą usług świadczonych drogą elektroniczną (np. zakup e-booka w sieci), a ich zakres powinien być określony jak najprecyzyjniej przy użyciu nomenklatury scalonej.
Wprowadzenie stawki obniżonej bez zgody Brukseli kończy się skargą do Trybunału Sprawiedliwości UE, który najczęściej zgadza się z urzędnikami KE. Skutkiem tego państwo członkowskie musi płacić milionowe kary za zbytni liberalizm. Takie reguły nie podobały się jednak większości krajów członkowskich i w konsekwencji odejdą do lamusa. W planie reformy Bruksela przyznała, że rozumie pretensje pod swoim adresem i jest gotowa zrezygnować z części kompetencji.
W grze pozostały dwa scenariusze takiej reformy. Jeden z nich brzmi radykalnie z punktu widzenia zarówno interesów poszczególnych krajów, jak i lutowego raportu KE. Gdyby Bruksela się na niego zdecydowała, to Polska (i inne państwa) miałaby pełną swobodę w obniżaniu stawek na towary lub usługi (nawet do 0 proc.). Bruksela zastrzegła jednak bardzo ważny warunek. Obniżka nie mogłaby naruszyć zasad funkcjonowania jednolitego rynku (uczynić danego kraju zbyt konkurencyjnym) i nie powinna dotykać niektórych towarów, np. tych łatwych do transportowania. To w praktyce mocno ograniczyłoby zakres obowiązywania nowych preferencji.
Drugą opcją jest poszerzenie istniejących już dziś w UE preferencji na inne kraje. Jeśli więc np. w danym kraju ubranka dziecięce objęte są stawką 0 proc., to na reformie skorzystałyby wszystkie inne, które obecnie zgodnie z dyrektywą musza je opodatkować według stawki podstawowej.
Już w lipcu 2016 r. się okazało, że liberalizm KE nie podoba się europosłom z komisji gospodarczej i monetarnej. Zaproponowali, aby tylko żywność pozostała ze stawką 0 proc. VAT, a w pozostałych przypadkach obowiązywał ogólnounijny (ustalany wspólnie na szczeblu UE) wykaz towarów i usług objętych preferencją. Byłoby ich jednak o wiele mniej niż obecnie, a więc ceny wielu zakupów wzrosłyby.
E-booki symbolem
Na razie KE nie wybrała jeszcze preferowanego scenariusza liberalizacji. Jedyny konkret, na jaki się zdecydowała, to obniżka stawki podatku na elektroniczne książki i czasopisma. Zgodnie z opublikowanym 1 grudnia 2016 r. projektem nowelizacji dyrektywy państwa członkowskie będą mogły dokonać takiej zmiany bez narażenia się na jakiekolwiek sankcje ze strony Brukseli. Taki krok poparła już komisja w Parlamencie Europejskim (głosowanie plenarne przewidziane jest na 31 maja br.)
Mimo to polskie Ministerstwo Finansów jest ostrożne i na pytanie posłów, kiedy zdecydujemy się na ten krok, odpowiada, że dopiero po wejściu w życie dokumentu (najprawdopodobniej za rok). Inne kraje (Włochy, Malta) nie czekają bądź nie czekały i na obniżki zdecydowały się już teraz. Co więcej, nie spotkały je za to żadne nieprzyjemności. Trudno też przesądzać, czy polska ostrożność nie będzie nas kosztować zbyt wiele. Chociaż bowiem KE jest zdeterminowana, aby reforma weszła jak najszybciej w życie, to nieoficjalnie wiadomo, że nie wszystkie kraje członkowskie cieszą się z niższego VAT na e-booki (przykładem są Węgry).
Pytanie o kary
Mimo że Włochy i Malta nie zostały zaskarżone za obniżki stawek, otwarte pozostaje też pytanie, czy jakiekolwiek obniżki stawek, na które zdecyduje się Polska, nie skończą się skargą Brukseli do TSUE. Potwierdza to chociażby wyrok unijnego trybunału z 7 marca 2017 r. (sygn. C-390/15) w sprawie wątpliwości dotyczących stawki podatku na e-booki. TSUE podkreślił, że obecne zróżnicowanie stawek na obniżoną (dla publikacji papierowych) i podstawową (dla elektronicznych) jest zgodne z przepisami.
Co na to rząd
Polska mimo zachęt ze strony posłów nie decyduje się na obniżki stawek VAT. W 2011 r. zdecydowała się na tymczasową (trwa do dziś) podwyżkę stawki podstawowej 22 do 23 proc. oraz stawek obniżonych z 3 i 7 do 5 i 8 proc.
Jedyne oprócz tego podwyżki stawek były konsekwencją porażek w TSUE. Przykładem jest głośna sprawa ubranek dziecięcych. Do końca 2011 r. były one w naszym kraju opodatkowane według stawki obniżonej. Polska przegrała jednak 28 października 2010 r. sprawę przed TSUE (sygn. C-49/09) i zmuszona była zaostrzyć przepisy. Podwyżka wzbudziła duże niezadowolenie społeczne i polityczne, a do tej pory mimo ubiegłorocznego komunikatu KE rząd nie zdecydował się na powtórną obniżkę.
Kolejna znana porażka dotyczyła sprzętu przeciwpożarowego. Polska stosowała stawkę obniżoną do początku 2016 r. Do podwyżki zmusił ją jednoznaczny werdykt TSUE z 18 grudnia 2014 r. (sygn. C-639/13).
Wydawało się, że poniesiemy także druzgocącą porażkę w sprawie wyrobów medycznych. Tu jednak TSUE nakazał podwyżkę tylko w ograniczonym zakresie (wyrok z 4 czerwca 2015 r., sygn. C-678/13). Polska zwlekała ze zmianami stawki i ostatecznie z nich zrezygnowała. Jak potwierdzili DGP przedstawiciele Komisji Europejskiej, w świetle planowanej liberalizacji podejścia do stawek obniżonych Bruksela już dziś przychylniej patrzy na podobne sytuacje i nie dąży do kłopotliwych politycznie podwyżek. Można więc założyć, że ewentualne dyskusje o obniżce stawki na e-booki bądź ubranka dziecięce już w 2017 r. zakończyłyby się sukcesem. To jednak miałoby konkretny wymiar finansowy.
OPINIE EKSPERTÓW
Podwyżki to krok bardziej polityczny niż ekonomiczny
Dwugłos Komisji Europejskiej w sprawie stawek obniżonych może dziwić w mniejszym stopniu, jeśli weźmiemy pod uwagę, że chodzi o krok stricte polityczny. W dokumentach oceniających sytuację ekonomiczną Bruksela nawołuje do „poszerzenia bazy podatkowej”, ale kwestią dyskusyjną jest to, czy to likwidacja stawek preferencyjnych byłaby tu priorytetem.
Czysto technicznie niewątpliwie najlepsze są stawki jednolite, proste w stosowaniu. Warto jednak zauważyć, że podwyżka, gdyby dotknęła np. żywność albo inne artykuły pierwszej potrzeby, przełożyłaby się na sytuację osób ubogich. A więc ostrożność wobec takiego kroku jest uzasadniona.
Moim zdaniem warto też przemyśleć wykorzystanie obecnego klimatu politycznego w Brukseli i wejść w dyskusję o ewentualnych obniżkach dotyczących chociażby ubranek dziecięcych. Ewentualne ubytki budżetowe mogłyby być zrekompensowane np. przez uszczelnianie systemu VAT.
KE powinna walczyć z oszustwami, a nie z niższym VAT na leki czy żywność
T o prawda, że polski system preferencyjnych stawek i zwolnień VAT nie jest prosty czy przyjazny w użyciu. Dodatkowo organy skarbowe potrafią go jeszcze skomplikować rozbieżnymi interpretacjami.
Wyjściem z tej plątaniny mogłoby być uproszczenie systemu poprzez zastosowanie jednolitej, uniwersalnej stawki VAT. Jednak dość trudno jest sobie wyobrazić budżetowe, polityczne i społeczne skutki takiego ruchu. I nie chodzi mi tu tylko o żywność czy usługi komunalne, lecz także o inne usługi i towary pierwszej potrzeby, w tym przede wszystkim związane z szeroko pojętym zdrowiem: usługi medyczne, wyroby medyczne czy farmaceutyki. Zwykły obywatel mógłby odczuć taką podwyżkę VAT nie tylko w kieszeni, lecz także na swoim zdrowiu. Innym negatywnym efektem podwyżki VAT byłoby pewnie zwiększenie szarej strefy.
Komisja Europejska chce ratować kurczące się wpływy z VAT, ale wysyła przy tym sprzeczne sygnały. Z jednej strony naciska na Polskę, żeby ograniczyła stosowanie obniżonych stawek, a z drugiej szykuje reformę, która może zwiększyć zakres ich stosowania. Moim zdaniem błąd tkwi jednak w samym założeniu, bo walkę z kurczącymi się wpływami z VAT warto prowadzić nie tyle podwyżkami stawek, ile skutecznym zwalczaniem karuzel podatkowych.