Wystarczy, że podatnik sprzeda kontrahentowi towary za 0,5 mln zł, a ten zapłaci kartą służbową za kawę w Monako lub na lotnisku w Hongkongu, a już powstaje wymóg sporządzenia lokalnej dokumentacji cen transferowych.
To efekt zmian w CIT obowiązujących od 1 stycznia br. Celem miało być kolejne uderzenie w transakcje z podmiotami z rajów podatkowych, takich jak Hongkong, Monako, Andora, Bahrajn. Rykoszetem dostaną jednak polskie firmy, które na pierwszy rzut oka nie mają nic wspólnego ze sprzedażą ani z zakupami od podmiotów z rajów.
Wystarczy jednak, że kontrahent polskiej firmy, np. z Niemiec, Francji albo krajowy, kupi coś od podmiotu z raju podatkowego, a polska spółka musi już sporządzić tzw. lokalną dokumentację cen transferowych, i to nawet gdy nie jest w żaden sposób powiązana z niemieckim czy francuskim kontrahentem. Znaczenie ma tylko to, że zrealizuje z nim transakcje na ponad 0,5 mln zł rocznie.
Takie rozumienie przepisów potwierdza też Ministerstwo Finansów w projekcie objaśnień podatkowych.
Małgorzata Samborska, partner w Grant Thornton, podaje przykład: kontrahent polskiego podatnika, lecąc do Chin, ma przesiadkę w Hongkongu i na lotnisku zapłaci firmową kartą za kawę. To powoduje, że polski podatnik musi sporządzić dokumentację cen transferowych, jeżeli tylko zawarł z tym kontrahentem transakcję o wartości ponad 0,5 mln zł rocznie. Podobnie będzie, gdy kontrahent uda się np. do Monako czy Andory i wykupi tam nocleg lub zje obiad za firmowe pieniądze.
‒ Nowe wymogi prowadzą do absurdu – komentują zgodnie eksperci.
Jak w praktyce badać, czy partner kupił cokolwiek w raju podatkowym lub sprzedał cokolwiek do podmiotu z raju? Nikt tego nie wie.
Ministerstwo Finansów podpowiada, że wystarczy uzyskać od kontrahentów odpowiednie oświadczenie. Powstaje tylko pytanie, czy faktycznie będą oni chcieli współpracować, skoro mówimy również o podmiotach niepowiązanych.
– Nie ma prawnych narzędzi, aby skłonić kontrahenta do złożenia takiego oświadczenia i ujawnienia tajemnic handlowych – zauważa Ewelina Nowakowska, partner w HLB M2.
Problem jest niebagatelny również ze względu na sankcje, jakie grożą podatnikom za brak sporządzenia dokumentacji cen transferowych.
Podatkowy absurd
Do takich absurdów prowadzi obowiązująca od 1 stycznia br. nowelizacja przepisów o cenach transferowych (art. 11o ust. 1a i 1b). Nakazuje ona sporządzenie lokalnej dokumentacji cen transferowych podatnikowi, który zrealizował transakcje z kontrahentem (powiązanym lub niepowiązanym, zagranicznym lub krajowym) na kwotę 0,5 mln zł rocznie, jeśli kontrahent ów z kolei dokonał jakiegokolwiek rozliczenia z podmiotem z raju podatkowego.
– Każde rozliczenie kontrahenta podatnika z podmiotem z raju podatkowego może być z założenia traktowane jako przerzucenie dochodów do raju podatkowego. Wynika tak zarówno z literalnego brzmienia przepisów, jak i z projektu objaśnień Ministerstwa Finansów (w zakresie cen transferowych nr 4) – potwierdza Magdalena Marciniak, doradca podatkowy, szef Zespołu Cen Transferowych i partner w MDDP.
Eksperci nie mają wątpliwości, że obecne przepisy zbyt daleko ingerują w relacje niepowiązanych ze sobą firm i nakładają nadmierne obowiązki dokumentacyjne.
Co się zmieniło
Do końca 2020 r. przepisy nakazywały sporządzać lokalną dokumentację cen transferowych podatnikowi, który zapłacił należność bezpośrednio na rzecz podmiotu z raju podatkowego.
Od 1 stycznia br. lokalną dokumentację muszą także sporządzać podatnicy:
- którzy przeprowadzają transakcje z podmiotem niepowiązanym, jeżeli ma on miejsce zamieszkania, siedzibę lub zarząd na terytorium raju podatkowego, a wartość tej transakcji za rok podatkowy przekracza 100 tys. zł,
- którzy dokonują transakcji z podmiotem powiązanym lub niepowiązanym, jeśli rzeczywisty właściciel należności ma miejsce zamieszkania, siedzibę lub zarząd na terytorium raju podatkowego, a wartość transakcji za rok podatkowy przekracza 500 tys. zł.
Co więcej, domniemywa się, że rzeczywisty właściciel ma miejsce zamieszkania, siedzibę lub zarząd w raju podatkowym, jeżeli druga strona transakcji dokonuje rozliczeń z takim podmiotem (art. 11o ust. 1b ustawy o CIT). Przy ustalaniu, kto jest rzeczywistym właścicielem, podatnik musi dochować należytej staranności.
Kawa na lotnisku w Hongkongu
Celem tych zmian miało być uszczelnienie podatkowe, w tym zaostrzenie restrykcji wobec transakcji z podmiotami z rajów podatkowych.
W praktyce jednak chodzi o jakąkolwiek, nawet zupełnie nieistotną transakcję z jednym z 26 państw lub terytoriów wymienionych w rozporządzeniu ministra finansów, uznawanych za raje podatkowe. Na liście są m.in. Hongkong i Księstwo Monako.
Wystarczy – jak tłumaczy Małgorzata Samborska, doradca podatkowy i partner w Grant Thornton – że kontrahent polskiego podatnika przy okazji lotu transferowego zapłaci firmową kartą za kawę na lotnisku w Hongkongu, a polski podatnik musi sporządzić dokumentację cen transferowych, jeżeli tylko zawarł z tym kontrahentem transakcję o wartości 0,5 mln zł rocznie.
– Podobnie będzie w razie zakupu z Hongkongu np. jakiejś elektroniki (komputera, telefonu) albo innych transakcji z Chinami, które są realizowane za pośrednictwem podmiotów zarejestrowanych w Hongkongu. Nie są to bynajmniej rzadkie przypadki – wskazuje Samborska.
Ewelina Stamblewska-Urbaniak, szefowa zespołu cen transferowych CRIDO, dodaje, że problem może dotyczyć również zakupów w Chinach. Tamtejsi eksporterzy mają bowiem najczęściej relacje handlowe z podmiotami zarejestrowanymi w Hongkongu. – Tym samym domniemanie, o którym mowa w art. 11o ust. 1b ustawy o CIT, może mieć zastosowanie praktycznie do każdej transakcji o wartości 0,5 mln zł, dotyczącej importu towarów z Chin – uważa ekspertka CRIDO.
Nocleg w Monako
Magdalena Marciniak wskazuje kolejne przykłady, w których mają zastosowanie obecne przepisy. Podatnik zajmujący się sprzedażą mieszkań lub drogich samochodów musi sprawdzać, czy którykolwiek z kupujących nie dokonał w roku podatkowym płatności na rzecz podmiotu z raju podatkowego, lub takiej płatności nie otrzymał. Wystarczy, że nabywca odbył podróż służbową do Monako i zapłacił za tamtejszy hotel czy usługę gastronomiczną, a już powstaje obowiązek sporządzenia dokumentacji cen transferowych przez podatnika zajmującego się sprzedażą mieszkań lub drogich samochodów.
Nawet ze szpitalem
– Nie mają znaczenia status i charakter podatnika. W każdym przypadku, gdy wartość należności lub zobowiązań przekracza roczny limit 0,5 mln zł, podatnik musi zbadać, czy jego kontrahent dokonuje w danym roku rozliczeń z podmiotem z raju podatkowego – mówi Małgorzata Samborska.
Przykładowo – mówi – takim krajowym kontrahentem może być np. państwowy szpital, na rzecz którego podatnik wykonuje zamówienie, a cena została ustalona w ramach przetargu.
Zakupy od różnych firm
Przepisy nakładają też obowiązek sporządzenia lokalnej dokumentacji cen transferowych, jeśli podatnik świadczy na rzecz kontrahentów (różnych) jednorodną transakcję, a oni z kolei dokonali zakupów w raju.
W praktyce – jak tłumaczy Ewelina Stamblewska-Urbaniak – jeżeli podatnik realizuje rocznie 5000 jednorodnych transakcji za co najmniej 100 zł (5000 x 100 zł = 0,5 mln zł) z różnymi kontrahentami (np. grupa energetyczna dokonuje transakcji z pośrednikami energii elektrycznej, a przedsiębiorca prowadzi sprzedaż detaliczną na rzecz osób fizycznych), to musi weryfikować każdą z nich pod kątem ewentualnego wystąpienia obowiązku dokumentacyjnego.
– To niewspółmierna uciążliwość względem podatników, którzy realizują transakcje z dużą liczbą kontrahentów, np. prowadzą handel detaliczny lub sprzedają bilety kolejowe – ocenia Stamblewska-Urbaniak.
Brak logiki
Co więcej – zauważa ekspertka – przepisy nakładają większe obowiązki na podatników, którzy realizują transakcje z kontrahentem niepowiązanym, niż obowiązki, jakie ma ów niepowiązany kontrahent.
– W przypadku transakcji między podatnikiem a jego niepowiązanym kontrahentem będzie istniał obowiązek dokumentacyjny, a w przypadku transakcji między kontrahentem a podmiotem z raju podatkowego nie będzie takiego obowiązku, jeżeli transakcja będzie poniżej progu 100 tys. zł – zauważa Ewelina Stamblewska-Urbaniak.
Jej zdaniem logika nakazywałaby, by było odwrotnie. – To podatnik, który dokonuje transakcji bezpośrednio z podmiotami z rajów podatkowych, powinien mieć szersze obowiązki sprawozdawcze i dokumentacyjne – mówi ekspertka.
Jak przymusić kontrahenta
Jak w praktyce badać, czy kontrahent kupił cokolwiek w raju podatkowym lub sprzedał cokolwiek do podmiotu z raju? Nikt tego nie wie.
Ministerstwo Finansów wskazuje w projekcie objaśnień podatkowych, że wystarczy uzyskać od kontrahentów odpowiednie oświadczenie. W projekcie czytamy: „dla dochowania należytej staranności przy dokonywaniu transakcji z podmiotami niepowiązanymi, niezależnie od miejsca ich rezydencji, wystarczające jest pozyskanie przez podatnika oświadczenia wiedzy od drugiej strony transakcji, z którego wynika, że ta druga strona transakcji nie dokonuje żadnych rozliczeń, w roku podatkowym podatnika, z podmiotem rajowym”.
Powstaje pytanie, czy kontrahenci będą faktycznie chcieli w tym zakresie współpracować, skoro mówimy o podmiotach niepowiązanych.
– Nie ma prawnych narzędzi, aby skłonić kontrahenta do złożenia takiego oświadczenia i ujawniania tajemnic handlowych – zwraca uwagę Ewelina Nowakowska, doradca podatkowy i partner w HLB M2.
Co więcej, z ministerialnego projektu objaśnień wynika, że oświadczenie należy uzyskać ex post, po zakończeniu roku.
– To by oznaczało, że oświadczenia można wymagać wiele miesięcy po zakończeniu transakcji. Jakie narzędzia ma polski podatnik, żeby wyegzekwować takie oświadczenie od kontrahenta? – pyta Małogorzata Samborska. I sama odpowiada zaraz na to pytanie: Żadne.
Żądanie niemożliwego
Ekspertka zwraca też uwagę na inny wniosek płynący z projektu objaśnień MF: nawet jeśli podatnikowi uda się pozyskać oświadczenie od kontrahenta potwierdzające, że nie dokonywał on transakcji od podmiotów z rajów podatkowych, ale podatnik w praktyce wiedział lub powinien był wiedzieć, że kontrahent dokonał takiego rozliczenia, to oświadczenie będzie niewystarczające.
– W naszej ocenie taki zapis powinien zostać usunięty z objaśnień podatkowych. A jeśli tak się nie stanie, to objaśnienia powinny podawać przykłady, kiedy podatnik powinien był wiedzieć, że posiadane przez niego oświadczenie nie jest rzetelne – uważa Magdalena Marciniak.
Małgorzata Samborska spodziewa się, że w wielu przypadkach polskim podatnikom po prostu nie uda się pozyskać oświadczeń. – Będą więc musieli ustalić, kto jest rzeczywistym beneficjentem (choć nie ma wskazówek, jak to zrobić) lub przygotować dokumentację cen transferowych, co nawet jeśli jest wykonalne, wydaje się całkowicie absurdalnym i zbędnym dodatkowym obciążeniem – ocenia Samborska.
Mogą być sankcje
Problem jest niebagatelny również ze względu na sankcje, jakie grożą podatnikom za brak sporządzenia dokumentacji cen transferowych. Firmy nie mogą pominąć obowiązku sporządzania dokumentacji cen transferowych czy potraktować go po macoszemu.
Za brak dokumentacji grozi bowiem dodatkowe zobowiązanie podatkowe, które może wynieść 10, 20 lub 30 proc. niewykazanego w całości, lub w części dochodu do opodatkowania. Można tego uniknąć tylko, jeśli w ciagu 14 dni firma sporządzi jednak dokumentację.
Co więcej, w grę wchodzą też sankcje karnoskarbowe (do 720 stawek dziennych) dla kierownika jednostki, a więc np. członka zarządu, odpowiedzialnego za brak dokumentacji.
– Niektórzy z naszych klientów mają kilka bądź nawet kilkanaście tysięcy kontrahentów. Zarządzenie i zorganizowanie wysyłki i weryfikacji takiej liczby oświadczeń (o ile uda się je uzyskać) może okazać się działaniem angażującym niektóre działy na miesiące – mówi Magdalena Marciniak.