Od 2021 r. zostanie wprowadzona zachęta do inwestowania, taka jak w Estonii. Oprócz tego więcej przedsiębiorców skorzysta z 9-proc. CIT i z ryczałtu od przychodów ewidencjonowanych.
DGP

Przedsiębiorcy nie zapłacą podatku, jeśli zysk zainwestują, zamiast przeznaczać go na dywidendy. Więcej firm skorzysta też z 9-proc. stawki CIT oraz ryczałtu

Wynika to z przyjętego właśnie przez rząd Krajowego Programu Reform. To dokument nie tylko podatkowy, ale tam, gdzie mowa o publicznych daninach, szykują się fundamentalne zmiany, i to już od 1 stycznia 2021 r.

Jedną z nich jest tzw. estoński CIT, ale tylko dla mikro i małych przedsiębiorstw. Ma polegać na tym, że dochód tak długo nie będzie opodatkowany, jak długo będzie zatrzymany w firmie i reinwestowany. Fiskus pobierze daninę dopiero w momencie wypłaty dywidendy.

– To zmiana o rewolucyjnym charakterze. Była już wcześniej zapowiadana, ale w obliczu kryzysu taki wehikuł mógłby być bardzo pożyteczny dla polskich przedsiębiorców. Przyczyniłby się do zwiększenia poziomu inwestycji i pomógł w odbudowie firm po koronawirusie – komentuje Bartosz Mazur, doradca podatkowy i menedżer w Gekko Taxens.

Rozwiązanie to chwali również Dariusz Bednarski, partner zarządzający departamentem doradztwa w Grant Thornton. Dziś – jak mówi – każda inwestycja w przedsiębiorstwie jest niejako dwukrotnie opodatkowana: nie tylko stawką 23 proc. VAT, ale też 19 proc. CIT. – Jeśli firma chce zainwestować cały uzyskany w minionym roku zysk, to musi najpierw odprowadzić 19 proc. CIT do budżetu państwa, a tylko pozostałe 81 proc. może przeznaczyć na rozwój – tłumaczy ekspert.

Krajowy Program Reform zakłada też inną ważną zmianę w CIT – rozszerzenie prawa do stawki 9 proc. Podwyższony miałby zostać – z 1,2 mln euro do 2 mln euro – limit przychodów dający prawo do tej preferencji.

Więcej podmiotów będzie też mogło skorzystać z ryczałtu od przychodów ewidencjonowanych. To korzystna forma opodatkowania, którą już teraz co roku wybiera ponad milion podatników. Po zmianach prawo do niej byłoby jeszcze szersze: obecny limit 250 tys. euro przychodów zostałby docelowo podniesiony ośmiokrotnie (najpierw w 2021 r. wzrósłby do 1 mln euro, a od 2022 r. miałby wynosić 2 mln euro).

Z planów rządu wynika też, że każdy podatnik będzie miał swój elektroniczny profil dla celów podatkowych. Za jego pośrednictwem będzie można online załatwić sprawy urzędowe dotyczące zobowiązań wobec fiskusa. Swoje konto mieliby też płatnicy, pełnomocnicy, komornicy i notariusze.

Wynika tak z przyjętego przez rząd 28 kwietnia br. Krajowego Programu Reform. Dotyczy on nie tylko podatków, ale tam, gdzie mowa o publicznych daninach, wiele zmian miałoby zacząć obowiązywać już od 1 stycznia 2021 r. Rząd miałby zająć się nimi już w II i III kwartale (i tak to jest zakładane), a Sejm uchwalić w drugiej połowie roku.

Jak w Estonii

Jedna z najistotniejszych zmian polegałaby na wprowadzeniu nowej formy opodatkowania mikro i małych przedsiębiorstw, które rozliczają się według CIT (nie PIT).
Idea – na wzór tzw. estońskiego CIT – polega na tym, że dochód nie jest opodatkowany tak długo, jak długo jest zatrzymany w firmie. Dopóki więc przedsiębiorca reinwestowałby zyski, dopóty nie płaciłby podatku. Fiskus pobrałby daninę dopiero w momencie wypłaty dywidendy.
Dzięki temu mikro i małe firmy nie musiałyby kredytować się na zewnątrz albo pozyskiwałyby zewnętrzne finansowanie w mniejszym zakresie.
Eksperci popierają to rozwiązanie. Wskazują, że estońskie rozwiązanie jest zbieżne z obecnymi postulatami wielu przedsiębiorców, by na czas pandemii i wywołanego nią kryzysu zwolnić firmy z podatku dochodowego lub przynajmniej odroczyć płatność zaliczek na ten podatek (patrz opinia).

9 proc. CIT

Krajowy Program Reform przewiduje również podwyżkę z 1,2 mln euro do 2 mln euro limitu przychodów z bieżącego roku, wpływającego na prawo do 9 proc. stawki CIT. Dzięki temu więcej podatników mogłoby oddawać fiskusowi 9 proc. swojego dochodu, a nie 19 proc.
Przypomnijmy, że zgodnie z przepisami nie wystarczy mieć odpowiednio niskie przychody z poprzedniego roku. Limit ten wynosi 2 mln euro, co oznacza, że w ubiegłym roku nie można było mieć więcej niż 8 747 000 zł brutto, czyli wraz z należnym VAT (tj. 2 mln euro przeliczone po kursie NBP z 1 października 2019 r.).
Liczą się też przychody bieżące, czyli w roku, w którym podatnik chce korzystać z 9-proc. stawki. Ten limit jest niższy – wynosi 1,2 mln euro, co oznacza, że w trakcie 2020 r. przychody podatnika nie mogą przekroczyć 5 109 000 zł netto, czyli bez należnego VAT (tj. 1,2 mln euro przeliczone po kursie NBP z 2 stycznia 2020 r.).
Ten właśnie drugi limit miałby zostać podwyższony z 1,2 mln euro do 2 mln euro.
Dzięki temu w 2021 r. prawo do 9-proc. CIT mieliby podatnicy, których przychody:
  • w 2020 r. nie przekroczą 2 mln euro brutto, tj. wraz z należnym VAT (przeliczone po kursie NBP z 1 października 2020 r.), i
  • w trakcie 2021 r. nie przekroczą 2 mln euro netto, czyli bez należnego VAT (przeliczone po kursie NBP z 4 stycznia 2021 r.).

Przykład

Załóżmy, że spółka w 2019 r. osiągnęła przychód ze sprzedaży w wysokości 1,7 mln euro. W 2020 r., ze względu na koronawirusa popyt na jej usługi zmaleje, przez co jej przychód spadnie do 1,4 mln euro.
Mimo spadku przychodów spółka nie będzie mogła za 2020 r. stosować stawki 9 proc. CIT, bo jej przychody za ten rok przekroczą 1,2 mln euro.
Gdyby analogiczna sytuacja wystąpiła rok później, po planowanych zmianach, to w 2021 r. spółka miałaby prawo do 9 proc. CIT.

Limity zostałyby zatem zrównane. Nadal natomiast limit przychodów bieżących byłby liczony bez VAT (netto), a limit przychodów z poprzedniego roku – z należnym VAT (czyli brutto), chyba że i to zostanie zmienione.

Ryczałt od przychodów

Więcej podatników miałoby też prawo do ryczałtu ewidencjonowanego. To korzystna forma opodatkowania, którą już teraz co roku wybiera ponad milion podatników (w 2018 r. zrobiło tak ok. 1,2 mln osób, w tym także ci, którzy rozliczają najem prywatny). Po zmianach prawo do ryczałtu byłoby jeszcze bardziej powszechne.
Krajowy Program Reform zakłada, że obecny limit 250 tys. euro zostałby podniesiony do 2 mln euro. Podwyżka ma być wprowadzana dwuetapowo:
  • w 2021 r. limit byłby podniesiony do 1 mln euro, czyli czterokrotnie w stosunku do obecnie obowiązującego,
  • od 2022 r. limit miałby wynosić 2 mln euro.
Przypomnijmy, że w 2020 r. ryczałt mogli wybrać podatnicy, którzy w 2019 r. uzyskali przychody nie wyższe niż 1 mln 93 tys. 350 zł.
Podwyższenie limitu ma być dodatkową zachętą do podejmowania i rozwijania działalności gospodarczej. Przedsiębiorcy nie będą się obawiać, że rozwój ich biznesu narazi ich na utratę prawa do uproszczonego sposobu opodatkowania.

Projekt e-Urząd

Każdy podatnik ma mieć swoje konto dla celów podatkowych. Po zalogowaniu mógłby online załatwić sprawy urzędowe dotyczące jego zobowiązań wobec fiskusa. W jednym miejscu będzie też miał komplet informacji, które urząd skarbowy o nim zebrał, w tym o dokumentach złożonych przez samego podatnika i wysłanych do niego przez urząd skarbowy, o saldzie rozliczeń i statusie poszczególnych spraw.
Oprócz tego swoje konto mieliby też płatnicy, pełnomocnicy, komornicy i notariusze. Dostęp do e-konta w I kwartale 2021 r. otrzymaliby komornicy i notariusze, w II kwartale 2021 r. – płatnicy, natomiast I kwartale 2022 r. – podatnicy i pełnomocnicy.
DGP
OPINIE

Polska jedną strefą ekonomiczną

Dariusz Bednarski, partner zarządzający departamentem doradztwa w Grant Thornton
DGP
Co oznacza wprowadzenie podatku estońskiego w Polsce? Przede wszystkim byłaby to swoista ulga podatkowa na inwestycje. Według obecnych przepisów każda inwestycja w firmie jest niejako dwukrotnie opodatkowana – obłożona jest nie tylko stawką 23 proc. VAT, ale też 19 proc. CIT. Jeśli bowiem firma chce zainwestować cały uzyskany w minionym roku zysk, musi najpierw odprowadzić 19 proc. CIT do budżetu państwa, a tylko pozostałe 81 proc. może przeznaczyć na rozwój. Po wprowadzeniu podatku estońskiego reinwestowane mogłoby być 100 proc. zysku. Byłoby to spełnienie promowanego obecnie pomysłu „cała Polska strefą ekonomiczną” i to bez kosztownej administracji stref.
W efekcie podatek estoński z jednej strony stymulowałby rozwój inwestycji prywatnych, których niedobór od lat jest systemową barierą w rozwoju polskiej gospodarki, a z drugiej – ułatwiałby kumulowanie kapitału wewnątrz sektora przedsiębiorstw oraz zniechęcałby do wypłaty dywidendy za granicę przez firmy z obcym kapitałem. Nie do przecenienia jest też wartość deregulacyjna podatku estońskiego. Podatnicy CIT zostaliby zwolnieni z obowiązku prowadzenia ewidencji księgowej dla celów podatkowych, ponieważ do ustalenia wysokości podatku wystarczyłoby udokumentowanie wypłaty dywidendy. Zasady odprowadzania CIT byłyby proste (likwidacji musiałyby ulec wszelkie wyjątki od reguły, np. ulgi podatkowe czy zwolnienia) i takie same dla wszystkich podatników.
Podatek estoński byłby zresztą zbieżny z obecnymi postulatami wielu przedsiębiorców, by na czas pandemii i wywołanego nią kryzysu zwolnić firmy z podatku dochodowego lub przynajmniej odroczyć płatność zaliczek na ten podatek. Wprowadzenie podatku estońskiego zrealizowałoby postulat odroczenia terminu płatności podatku. Firmy, które chcą kumulować kapitał, aby przetrwać kryzys bądź na przyszłe inwestycje, nie płaciłyby na bieżąco CIT. Warto jednak mieć świadomość, że w Polsce ten przywilej planowany jest tylko dla mikro i małych firm działających jako osoby prawne i płacących CIT, więc dla średnich i dużych podatników tego podatku, a także dla osób prowadzących działalność gospodarczą bądź działających w formie spółek osobowych i płacących PIT, nic się na razie nie zmieni.

Zmiany dobre, ale mogą być jeszcze lepsze

Bartosz Mazur, doradca podatkowy i menedżer w Gekko Taxens
Estoński CIT to zmiana o rewolucyjnym charakterze. Była już wcześniej zapowiedziana, ale w obliczu kryzysu taki wehikuł mógłby być bardzo pożyteczny dla polskich przedsiębiorców. Przyczyniłby się do zwiększenia poziomu inwestycji i pomógł w odbudowie firm po koronawirusie. Obawiam się jednak, że zastrzeżenie tej formy opodatkowania tylko dla mikro i małych przedsiębiorstw niewiele zmieni w tym zakresie.
Podwyższenie limitów przychodu dla 9-proc. stawki CIT i ryczałtu od przychodów ewidencjonowanych pozwoli na skorzystanie z tych preferencji większej grupie podatników. Niemniej moim zdaniem należy jak najszybciej odejść od limitu przychodów na rzecz progresji podatkowej w CIT, ponieważ aktualny system demotywuje małe firmy do rozwoju, a może raczej zachęcać do kombinowania.
Pochwalić trzeba też kolejne kroki w stronę informatyzacji kontaktów podatników oraz pełnomocników z Krajową Administracją Skarbową. Trzeba jednak przyznać, że w ostatnich latach wiele w tym zakresie zmieniło się już na lepsze. Przykładowo, elektroniczna wymiana pism z organami podatkowymi sprawia, że postępowanie jest znacznie bardziej nowoczesne niż sądowe. Ministerstwo Finansów powinno teraz postawić na automatyzację pracy urzędników, aby więcej osób mogło się zająć pracą merytoryczną.