Wyrok Sądu Okręgowego w Warszawie (sygn. akt XII K 116/13) został opublikowany 17 kwietnia br. Jest nieprawomocny, ale już przy lekturze jego sentencji rodzi się pytanie, jak to się stało, że sąd uniewinnił byłego prezesa spółki z o.o. od wszystkich zarzutów postawionych mu przez prokuratora. Było ich niemało, prezes został bowiem oskarżony o to, że w latach 2010–2012, gdy pełnił swoją funkcję:
- dwukrotnie dopuścił do niesporządzenia sprawozdania finansowego (czyn z art. 77 pkt 2 ustawy o rachunkowości),
- dopuścił do prowadzenia ksiąg rachunkowych niezgodnie z przepisami ustawy o rachunkowości (czyn z art. 77 pkt 1 tej ustawy),
- nie złożył wniosku o upadłość spółki, pomimo powstania przesłanek to uzasadniających (czyn z art. 586 kodeksu spółek handlowych),
- w sytuacji grożącej niewypłacalności i upadłości spółki wyrządził jej szkodę majątkową w wielkich rozmiarach w ten sposób, że zawarł umowę zbycia jej zorganizowanej części przedsiębiorstwa znacznie poniżej wartości rynkowej, a zbycie tego składnika majątku udaremniło lub uszczupliło zaspokojenie wielu wierzycieli spółki (czyn z art. 296 par. 1 i 3 kodeksu karnego w zbiegu z art. 300 par. 1 i 3 k.k. w związku z art. 11 par. 2 k.k.),
- nie mogąc zaspokoić wszystkich wierzycieli, spłacał i zabezpieczał tylko niektórych, czym działał na szkodę pozostałych wierzycieli (czyn z art. 302 par. 1 k.k.).
W uzasadnieniu wyroku sąd szczegółowo uzasadnił swoje rozstrzygnięcie.
Superbiznes, który nie wyszedł
Chodziło o prezesa (a zarazem wspólnika) spółki, która zajmowała się zarządzaniem flotami pojazdów, monitoringiem i lokalizacją pojazdów przez GPS, a także świadczyła usługi w zakresie likwidacji szkód komunikacyjnych, a w nocy – usługę linii alarmowej. Początek działalności był obiecujący, spółka była jedną z najlepiej prosperujących firm zarządzających flotami samochodowymi, a ponadto miała niewielką konkurencję w zakresie lokalizacji przez GPS. Gdy przynosiła już znaczne dochody, wspólnicy przestali ją dofinansowywać z własnych środków.
Do 2008 r. 10 banków i instytucji leasingowych, które współpracowały ze spółką i weryfikowały jej zdolność kredytową, zapewniało jej prezesa, że w tym i w następnych latach nie będzie żadnych problemów z pozyskiwaniem przez nią finansowania. Dlatego wspólnicy podjęli decyzję o rozwoju wynajmu długoterminowego floty samochodowej. Wynajem ten bazował na leasingu.
Problemy pojawiły się wraz z nastaniem kryzysu bankowego. Wówczas instytucje finansowe wstrzymały finansowanie, przez co spółka nie była w stanie zapewnić kontrahentom, z którymi łączyły ją umowy, pojazdów w celu ich długoterminowego najmu. Musiała sfinansować dla nich pojazdy zastępcze. Kłopoty finansowe się nawarstwiały, zwłaszcza gdy klienci przestali opłacać faktury za najem pojazdów. Z tego powodu spółka z opóźnieniem regulowała własne zobowiązania.
Gdy problemy z płatnościami się pogłębiały, jej prezes, a zarazem wspólnik, zaczął namawiać pozostałych dwóch wspólników, by wznowili na rok lub dwa dopłaty do spółki z prywatnych kieszeni. Ci jednak się nie zgodzili, za to zadeklarowali chęć zbycia przedsiębiorstwa. W rezultacie wszyscy trzej sprzedali za symboliczną kwotę swoje udziały w spółce, przy czym ten, który był prezesem, pozostał na tym stanowisku.
Transakcja nie pomogła
Nabywca szybko doszedł do wniosku, że spółka nie przynosi mu oczekiwanych zysków i postanowił zbyć wszystkie jej udziały oraz odzyskać wpłacony kapitał – pożyczkę w wysokości 500 tys. zł. Jednym z dwóch nabywców był prezes spółki (ten sam, który wcześniej był jednym z jej wspólników), ale sytuacja spółki bynajmniej się nie poprawiła. Na koniec 2009 r. firma miała stratę w bilansie, ale zatrudniona główna księgowa nie informowała prezesa, że zaistniały podstawy do ogłoszenia upadłości.
Na początku 2010 r. kończyły się zawarte z instytucjami finansowymi umowy leasingów pojazdów. Wskutek tego spółka przestała zarabiać na długoterminowym wynajmie, za to stanęła przed koniecznością sfinansowania zapłaty bardzo wysokich rat balonowych związanych z wykupem pojazdów. Z powodu rosnących zaległości nie stać jej było na wykup, więc została obciążona karami i opłatami za bezumowne korzystanie z pojazdów. To pogłębiało jej zadłużenie i to nie tylko wobec firm leasingowych, ale też dostawców telekomunikacyjnych obsługujących usługi GPS.
W końcu prezes postanowił sprzedać zorganizowaną część przedsiębiorstwa (ZCP) spółki polegającą na świadczeniu usług GPS. Nie było to jednak proste, bo system spółki był awaryjny i nie miał fachowej obsługi, a konkurencja deptała po piętach. Konkurencyjną działalność założyli nie tylko byli pracownicy spółki, ale także dwaj byli wspólnicy, którzy znali know-how i dysponowali kopią systemów, za to nie musieli mierzyć się z długami.
W tej sytuacji działalność GPS spółki została sprzedana innej spółce z o.o. Jej właścicielem był prezes spółki sprzedającej. On sam zbył jeszcze swoje mieszkanie, w którym mieszkał z rodziną. Pieniądze ze zbycia przeznaczył na spłatę zobowiązań spółki. W pierwszej kolejności fundusze szły na wynagrodzenia dla pracowników, świadczenia publicznoprawne i najstarsze zobowiązania wobec kontrahentów lub te, które generowały najwyższe koszty.
Na początku 2011 r. udało się sfinalizować wykup kilku aut z leasingu, ale nie powiodło się wykupienie wszystkich. Wskutek tego część została odebrana od klientów, mimo że ci wcześniej wpłacili już zaliczki na zakup samochodu. Prezes proponował im jeszcze zawarcie ugody, ale klienci nie godzili się na proponowane warunki.
W styczniu 2011 r. główna księgowa złożyła wypowiedzenie. Zgodziła się sporządzić jeszcze sprawozdanie finansowe za 2010 r., ale uzależniła to od otrzymania zaległego wynagrodzenia oraz dostarczenia jej niezbędnych dokumentów. Zaległe wynagrodzenie dostała w maju i czerwcu 2011 r., gdy nie pracowała już w spółce. Wtedy prezes ponownie poprosił ją o sporządzenie zaległego sprawozdania za 2010 r. Było to jednak niemożliwe, bo nie udało się uzgodnić z firmami leasingowymi sald zadłużenia.
Wbrew ustawie o rachunkowości
Sąd okręgowy uniewinnił byłego prezesa od postawionych mu zarzutów dotyczących naruszenia ustawy o rachunkowości, mimo że zgodnie z jej art. 4 ust. 5 kierownik jednostki ponosi odpowiedzialność za wykonywanie obowiązków w tym zakresie, w tym z tytułu nadzoru, również wtedy, gdy zostaną powierzone one innej osobie. Sąd podkreślił jednak, że czyny, o których mowa w art. 77 pkt 1 i 2 ustawy o rachunkowości, można popełnić tylko umyślnie, co wynika z art. 8 kodeksu karnego. Zgodnie z art. 9 par. 1 k.k. czyn zabroniony popełniony jest umyślnie, jeżeli sprawca ma zamiar jego popełnienia, tj. chce go popełnić (tzw. zamiar bezpośredni) albo przewidując możliwość jego popełnienia, na to się godzi (tzw. zamiar wynikowy).
W tej sprawie – jak stwierdził sąd – oskarżony (były prezes) miał świadomość obowiązku sporządzenia sprawozdania finansowego, niemniej jednak był przekonany, że karalne jest nie tyle jego niezłożenie, co podanie w nim danych niezgodnych ze stanem rzeczywistym. Prezes spytał bowiem księgową, czy wobec braku informacji o saldach zadłużenia wobec firm leasingowych (dokumentów niezbędnych do sporządzenia sprawozdania finansowego) mogłaby sama oszacować te dane, aby wypełnić obowiązek sprawozdawczy. W odpowiedzi księgowa pouczyła go, że oszacowanie danych jest nielegalne.
Ponadto – według sądu – były prezes faktycznie dążył do wypełnienia obowiązków w zakresie rachunkowości, ponieważ nie mając niezbędnej wiedzy, zatrudniał profesjonalistów z dziedziny księgowości, systematycznie korzystał z doradztwa prawnego, a także zwrócił się na piśmie do firm leasingowych o potwierdzenie sald zadłużenia. Te jednak nie udzieliły odpowiedzi, wobec czego nie było możliwe sporządzenie bilansu za 2010 r. Brak tego bilansu uniemożliwił z kolei sporządzenie go również za rok 2011, a brak obu bilansów nie pozwolił przygotować sprawozdań finansowych za te lata.
Brak potwierdzenia sald zadłużenia, brak bilansów i sprawozdań finansowych skutkował prowadzeniem ksiąg rachunkowych spółki niezgodnie z przepisami ustawy o rachunkowości – stwierdził sąd, ale uznał, że były prezes temu nie zawinił.
Brak wniosku o upadłość
Sąd uniewinnił też prezesa od zarzutu niezłożenia wniosku o upadłość spółki (mimo powstania przesłanek to uzasadniających). Podkreślił, że zgodnie z obowiązującą w polskim prawie karnym procesową zasadą domniemania niewinności należy udowodnić oskarżonemu winę w zakresie zarzucanego mu czynu zabronionego, a nie tylko ją uprawdopodobnić. Sąd przytoczył wyrok z 24 lutego 1999 r. (sygn. akt V KKN 362/97), w którym Sąd Najwyższy podkreślił, że „udowodnienie winy oskarżonemu musi być całkowite, pewne, wolne od jakichkolwiek wątpliwości”, a niedające się usunąć wątpliwości należy rozstrzygać na korzyść oskarżonego.
W tej sprawie z wyjaśnień byłego prezesa wynikało, że nie miał on świadomości, iż wystąpiły podstawy do złożenia wniosku o ogłoszenie upadłości. Księgowa go o tym nie poinformowała, a – jak podkreślił sąd – „stopień skomplikowania przepisów w zakresie prawa upadłościowego wymaga profesjonalnej wiedzy finansowo-księgowej do podejmowania wymaganych ustawą decyzji w zakresie działalności gospodarczej”. W tej sprawie nie było dowodu, z którego wynikałoby, że oskarżony nie złożył wniosku, do sądu upadłościowego o ogłoszenie upadłości, mając świadomość wystąpienia takiego obowiązku lub odkładał w czasie jego wypełnienie – podsumował SO.
Zgodnie więc z zasadą nakazującą rozstrzyganie wątpliwości na korzyść oskarżonego (art. 5 par. 2 kodeksu postępowania karnego) sąd uniewinnił byłego prezesa od zarzutu popełnienia czynu, o którym mowa w art. 586 kodeksu spółek handlowych.
Zbycie zorganizowanej części przedsiębiorstwa
Sąd nie znalazł też podstaw do skazania prezesa za przestępstwo z art. 296 par. 1 kodeksu karnego. Stwierdził, że w świetle zgromadzonych w sprawie dowodów zbycie zorganizowanej części przedsiębiorstwa (ZCP) nie spowodowało wyrządzenia spółce znacznej szkody majątkowej.
Przede wszystkim – co podkreślił sąd – były prezes zdecydował się na zbycie ZCP w celu zaspokojenia wierzycieli, a nie w celu udaremnienia ich spłaty. Po wybuchu kryzysu gospodarczego spółka balansowała bowiem na granicy płynności finansowej, jej kontrahenci zalegali z płatnościami, a ona sama, mimo braku wpływów, musiała regulować swoje zobowiązania wobec instytucji finansujących, dostawców telekomunikacyjnych i kadry pracowniczej. Prezes nie miał więc wyjścia – stwierdził sąd – musiał sprzedać część przedsiębiorstwa. Zaraz potem sprzedał też swoje własne, jedyne mieszkanie. Z uzyskanych w ten sposób pieniędzy spłacił część zobowiązań wobec firm leasingowych, zabezpieczając tym samym interes chociaż części klientów, którzy wpłacili zaliczki na zakup samochodów. Natomiast nabywca ZCP przejął na siebie solidarną odpowiedzialność za zobowiązania spółki jako zbywcy (zgodnie z art. 554 kodeksu cywilnego), co też nie było bez znaczenia.
Faworyzowanie wierzycieli
Sąd nie stwierdził również, by doszło do preferowania niektórych wierzycieli kosztem innych, wobec których spółka także zalegała z płatnościami. Przestępstwo z art. 302 par. 1 kodeksu karnego popełnia ten, „kto w razie grożącej mu niewypłacalności lub upadłości, nie mogąc zaspokoić wszystkich wierzycieli, spłaca lub zabezpiecza tylko niektórych, czym działa na szkodę pozostałych”.
Sąd zwrócił jednak uwagę na to, że wpłacone przez klientów zaliczki były przeznaczane na wykup leasingowanych samochodów, spłatę rat leasingu za samochody oraz rat z tytułu przedłużanych umów, a w zasadzie bezumownego korzystania (z powodu nieuregulowania całości należności firm leasingowych). Osobom wpłacającym zaliczkę trzeba było niezwłocznie wydać samochody do użytkowania i zawrzeć umowę przedwstępną sprzedaży. Dopiero gdyby nie doszło do umowy sprzedaży, a spółka nie zwróciłaby wpłaconej zaliczki, można byłoby mówić o ewentualnym faworyzowaniu wierzycieli – stwierdził sąd.
Zwrócił też uwagę na to, że ani prokurator, ani przeprowadzone postępowanie nie dostarczyły dowodu świadczącego o faworyzowaniu którejkolwiek ze spółek leasingowych. W tej sytuacji sąd uniewinnił byłego prezesa również od tego zarzutu. ©℗
Podstawa prawna
Wyrok Sądu Okręgowego w Warszawie (sygn. akt XII K 116/13) www.serwisy.gazetaprawna.pl/orzeczenia