Polska danina dla detalistów znacznie różni się od podatków węgierskich, które zakwestionowała Komisja Europejska – uważa resort finansów. Dlatego jest spokojny o losy nowego obciążenia.
Zacznie on obowiązywać już 1 września. Kilka dni temu, w odpowiedzi na poselską interpelację, wiceminister finansów Wiesław Janczyk przyznał jednak, że „dalsze postępowanie władz polskich jest uzależnione od oficjalnego stanowiska KE w sprawie oceny podatku jako statuującego lub nie pomoc publiczną”.
Ministerstwo Finansów poinformowało DGP, że nie otrzymało dotychczas takiego stanowiska.
To nie pomoc
Komisja Europejska przesłała dotychczas do polskiego ministerstwa trzy pisma (4 lutego, 30 maja i 6 lipca tego roku), domagając się wyjaśnień w tej sprawie. Pytania dotyczyły celu wprowadzenia podatku, jego konstrukcji, zwolnień i stawek progresywnych.
Komisja powołała się na postępowania dotyczące trzech węgierskich danin, których wspólną cechą była progresja. Polski podatek też ją zakłada.
Wiceminister finansów Wiesław Janczyk nie zgadza się jednak z dotychczasową oceną Komisji. – Można z niej wysnuć wniosek, że uznaje ona stosowanie stawek progresywnych w podatkach o charakterze przychodowym za pomoc publiczną – stwierdził w odpowiedzi na interpelację.
Jego zdaniem jednak automatyczne traktowanie progresji podatkowej jako pomocy publicznej nie wynika ani z przepisów UE, ani z orzecznictwa Trybunału Sprawiedliwości UE. Zdaniem wiceministra, gdyby KE w takich przypadkach automatycznie nakazywała zawieszenie poboru podatku, oznaczałoby to nieuzasadnione ograniczenie autonomii państw członkowskich do określania stawek podatkowych lub ustanawiania takich danin.
Różnimy się od Węgier
Wiceminister nie obawia się też, że Komisja potraktuje polski podatek od sprzedaży detalicznej w takim sam sposób, jak zakwestionowała trzy daniny węgierskie: składkę na cele zdrowotne wnoszoną przez sektor tytoniowy, opłatę w sprawie łańcucha żywnościowego i podatek od reklam. Przekonuje, że znacznie się one różnią.
Wszystkie węgierskie podatki były oparte na tzw. progresji globalnej. Stawka zależała więc od całości przychodów podatnika. Natomiast w polskim podatku wprowadzono progresję szczeblową. Oznacza to, że do pewnego poziomu przychodów (a w praktyce podstawy opodatkowania) podatnik płaci daninę według niższej stawki, a według wyższej dopiero po przekroczeniu określonego progu – wskazuje wiceminister.
Przypomina także, że na Węgrzech przewidziano rozliczenie roczne i wprowadzono dużą progresję: od 0,2 do 4,5 proc. – w podatku od wyrobów tytoniowych, od 0 do 50 proc. w podatku od reklam i od 0 do 6 proc. w opłacie za kontrolę dostaw żywności. Tymczasem w Polsce rozliczenie będzie miesięczne, a progresja łagodna, bo z dwiema stawkami: 0,8 i 1,4 proc.
Wiceminister odpiera też zarzuty o selektywność polskiego podatku, czyli premiowanie określonej grupy przedsiębiorstw. Jego zdaniem obawy Komisji (wyrażone w przesłanych już pismach), że podatek od sprzedaży jest środkiem przyznającym korzyść niektórym przedsiębiorstwom, nie zostały merytorycznie uzasadnione.
Podatek będzie dotyczyć całego sektora handlu detalicznego i będzie obowiązywać w całej Polsce. Nie będzie wyłączenia dla firm o określonej wielkości ani dla prowadzących działalność w konkretnych sektorach – argumentuje Wiesław Janczyk.
Odpowiedź na interpelację nr 4959 z 4 sierpnia 2016 r. (sygn. PS2.054.14.2016)
Limit 187 mln zł nie wpłynie na dochody budżetu
Zdaniem ekspertów podatkowych wyższa stawka podatku od sprzedaży detalicznej (1,4 proc.) będzie stosowana od przychodu miesięcznego wynoszącego 187 mln zł, a nie 170 mln zł, jak twierdziło dotychczas Ministerstwo Finansów. Stawka ma się bowiem odnosić do nadwyżki podstawy opodatkowania, a nie do przychodu. Tymczasem zgodnie z uchwaloną już ustawą, podstawą opodatkowania będzie przychód przekraczający 17 mln zł. W efekcie stawka 1,4 proc. będzie miała zastosowanie do przychodu powyżej 187 mln zł (pisaliśmy o tym w poniedziałkowym DGP nr 152/2016).
Resort finansów potwierdził to w odpowiedzi na pytania DGP. W stanowisku przesłanym wczoraj PAP dodał, że nie spowoduje to zmniejszenia przychodów z podatku od sprzedaży detalicznej, jak prognozują eksperci.