Ustawę poparło 56 senatorów, 22 było przeciw, dwóch się wstrzymało.
Ustawa zakłada wprowadzenie dwóch stawek podatku od handlu - 0,8 proc. od przychodu między 17 mln zł, a 170 mln zł miesięcznie i 1,4 proc. od przychodu powyżej 170 mln zł miesięcznie. Kwota wolna od podatku w skali roku będzie więc wynosić 204 mln zł.
Przedmiotem opodatkowania będzie przychód ze sprzedaży detalicznej, czyli sprzedaży dokonywanej na rzecz konsumentów (osób fizycznych nieprowadzących działalności gospodarczej oraz rolników ryczałtowych). Przychód ze sprzedaży detalicznej nie będzie obejmował należnego podatku VAT. W podstawie opodatkowania nie będzie uwzględniana sprzedaż na rzecz przedsiębiorców.
Nie przewiduje się opodatkowania sprzedaży dokonywanej przez internet.
Ustawę przygotował rząd, ale w czasie prac sejmowych wprowadzono do niej szereg zmian. Posłowie doprecyzowali m.in. pojęcie działalności gospodarczej, opierając je na definicji zawartej w ustawie o podatku od towarów i usług (VAT). Ustawa zakłada też, że podatek pobierać się będzie od usług towarzyszących sprzedaży, jeśli będą one odrębnie zaewidencjonowane.
Ustawa ma wejść w życie 1 września 2016 roku. Wiceminister finansów Wiesław Janczyk poinformował w piątek senatorów, że w 2016 roku wpływy z tej ustawy, jeżeli wejdzie ona w życie od 1 września, będą wynosić brutto 473 mln zł, a netto 383 mln zł.
Z kolei w 2017 roku, gdy podatek będzie obowiązywał cały rok, rząd szacuje wpływy z niego na 1,9 mld zł brutto.
Jednocześnie, jak dodał, mniejsze wpływy dla samorządów w wyniku wejścia w życie tego podatku będą wynosić 82,1 mln zł. "Jeżeli podzielimy to na kasy samorządów, wychodzi bardzo niewielka kwota" - przekonywał Janczyk.
Podczas piątkowej debaty w Senacie Robert Dowhan (PO) pytał wiceministra Janczyka, jak w myśl ustawy można będzie zweryfikować, co jest, a co nie - sprzedażą detaliczną. Zwracał uwagę, że każdy może wziąć w sklepie fakturę, nawet jeśli nie prowadzi działalności gospodarczej, a wtedy nie będzie to już sprzedaż detaliczna.
"Uważam, że osoba, która nie prowadzi działalności nie będzie brała faktury" - odpowiadał Janczyk. "Jeśli ktoś weźmie taką fakturę, to kto ma być karany, że nie zapłaci podatku?" - dopytywał.
Po jakimś czasie Janczyk odpowiedział, że handlowiec zawsze będzie mógł sprawdzić, czy ktoś może posłużyć się NIP jako osoba prowadząca działalność gospodarczą, czy tej działalności nie prowadzi.
Senacki sprawozdawca ustawy Grzegorz Bierecki (PiS) przekonywał, że ustawa jest potrzebna także dlatego, że międzynarodowe sieci handlowe często nie płacą w Polsce podatków, a niejednokrotnie nie płacą ich też w innych krajach i w ten sposób "grają na nosie wszystkim państwom". Na końcu te pieniądze znajdują się gdzieś pod palmami, gdzie są najmniejsze podatki - mówił.
Dzięki ustawie o podatku od handlu detalicznego ryzyko unikania opodatkowania, przekonywał szef senackiej komisji budżetu i finansów, znacznie się zmniejsza.
Bierecki zwrócił również uwagę, że kredyt na "opanowanie polskiego rynku" dał kilku wielkim sieciom handlowym Europejski Bank Odbudowy i Rozwoju. "Na ten kredyt musieli się zgodzić polscy przedstawiciele w EBOiR, którymi byli m.in. Hanna Gronkiewicz-Waltz, Jan Krzysztof Bielecki i Kazimierz Marcinkiewicz" - mówił Bierecki.
Ustawa o tzw. podatku od marketów budziła od początku dużo emocji. Komisja finansów odrzuciła m.in. wniosek o wysłuchanie publiczne w jej sprawie.
Celem ustawy o podatku od sprzedaży detalicznej - jak mówili w trakcie prac parlamentarnych przedstawiciele PiS - jest zbliżenie zasad funkcjonowania małych osiedlowych sklepów i dużych sieci handlowych. Istniejące dotąd dysproporcje w podatkach powodowały bowiem - argumentowali - że rodzinne sklepiki znikały z rynku, a wielkie sieci handlowe się rozrastały.
Daninę od hipermarketów PiS zapowiadało w kampanii wyborczej. Miała dotyczyć przede wszystkim zagranicznych sieci handlowych. Pierwszą wersję podatku MF przedstawiło 2 lutego br. Zakładała ona, że podatek miał mieć dwie zasadnicze stawki. Stawka 0,7 proc. miała obciążać przychód nieprzekraczający w danym miesiącu kwoty 300 mln zł, stawka 1,3 proc. miała być płacona od nadwyżki przychodu ponad 300 mln zł w miesiącu. Inne stawki podatku od sprzedaży miały obowiązywać w soboty, niedziele i święta - 1,3 proc. (dla uzyskujących przychód poniżej 300 mln zł miesięcznie) oraz 1,9 proc. (powyżej tego progu). Kwota wolna od podatku miała wynosić 1,5 mln zł miesięcznie (18 mln zł rocznie).
Propozycje te wzbudziły jednak protesty wielu zainteresowanych środowisk, przede wszystkim handlowców. Podczas posiedzenia Rady Dialogu Społecznego 18 lutego minister finansów Paweł Szałamacha przyznał, że wersja projektu z 2 lutego jest w trakcie przepracowywania, jest bowiem szereg kwestii, które MF musi brać pod uwagę, np. to, że Komisja Europejska zdecydowanie negatywnie wypowiada się o stawce progresywnej. Mówił też, że wiele było głosów za podwyższeniem kwoty wolnej powyżej 18 mln zł rocznie, co uznał za zrozumiałe. Dodał też, że należy zważyć argumenty o zniesieniu oddzielnej stawki weekendowej.
13 kwietnia, podczas posiedzenia kierowanego przez Adama Abramowicza zespołu parlamentarnego, szef Komitetu Stałego Rady Ministrów Henryk Kowalczyk oraz wiceminister Janczyk przedstawili nowe założenia projektu. Zawierały one trzy progresywne stawki podatku: 0,4 proc. od miesięcznego przychodu między 1,5 mln i 17 mln zł, 0,8 proc. od przychodu między 17 mln i 170 mln zł, 1,4 proc. od przychodu miesięcznego ponad 170 mln zł. Kwota wolna miała wynosić 1,5 mln zł miesięcznie (18 mln zł rocznie). Nie było już - oprotestowanej przez handlowców - oddzielnej stawki weekendowej i opodatkowania sieci franczyzowych. W ostatecznej wersji projektu rząd, który zaakceptował projekt 14 czerwca br., wycofał się z najniższej stawki.
Kowalczyk już w ubiegłym tygodniu przyznał w rozmowie z PAP, że nie uda się utrzymać zapowiadanego na 1 sierpnia terminu wejścia w życie ustawy. "To trudna sprawa, oczywiście mogę żałować, że podatek ten nie został wprowadzony szybko i energicznie, ale staraliśmy się konsultować tę propozycję przede wszystkim z handlowcami. Pierwotne założenie, które mieliśmy - opodatkowania w zależności od powierzchni - zostało w toku konsultacji skrytykowane przez większość podmiotów. To spowodowało zmianę koncepcji. Kryterium powierzchni zastąpiliśmy kryterium obrotu" - tłumaczył, dopytywany o opóźnienia w pracach nad projektem.