Problem: W ostatnich dniach bar mleczny „Poranek” wygrał przed Wojewódzkim Sądem Administracyjnym w Warszawie spór o zwrot dotacji do posiłków. Jak stwierdziła sędzia Barbara Mleczko-Jabłońska, „skoro dyrektor Izby Skarbowej w Gdańsku wiedział, w jaki sposób bar ewidencjonuje surowce, i na tej podstawie obliczał wysokość należnych dotacji, to nie może po latach zmienić zdania i wyciągać konsekwencji, twierdząc, że karty kalkulacyjne zawierały błędy. Tym bardziej że urzędnicy weryfikowali te rozliczenia co pół roku w ramach doraźnych kontroli”. Wyrok stał się głośny, bo w podobnej sytuacji jest co najmniej kilkaset barów mlecznych w Polsce. Czy i one mają szansę wygrać z fiskusem? Zdaniem ekspertów za wcześnie, by świętować zaczęli wszyscy przedsiębiorcy.
„Poranek” – podobnie jak bary mleczne w całej Polsce – oferował klientom posiłki dotowane z budżetu państwa. Zanim wystąpił o dotację, upewnił się – zasięgając opinii dyrektora Izby Skarbowej w Gdańsku – jak prawidłowo rozumieć przepisy rozporządzenia ministra finansów w sprawie dotacji do posiłków w barach mlecznych (Dz.U. z 2006 r. nr 112, poz. 760 oraz Dz.U. z 2010 r. nr 254, poz. 1705). Zgodnie z nimi warunkiem uzyskania dofinansowania było stosowanie marży gastronomicznej nie wyższej niż 30 proc. wartości produktów wymienionych w załączniku nr 1 do rozporządzenia.
„Poranek” nie był pewien, czy wniosek o dofinansowanie musi obejmować wszystkie składniki z listy, czy może tylko niektóre i czy wolno mu używać produktów spoza listy. Wątpliwości rozwiał dyrektor gdańskiej izby, który w piśmie z 2006 r. stwierdził, że załącznik ma charakter fakultatywny. W związku z tym bar wrzucał do zupy składniki dotowane (z narzutem 30-proc.) i niedotowane (z marżą wyższą). Korzyść była podwójna.
Nie wiadomo, jaki narzut na produkty niedotowane stosował „Poranek”. Znane są jednak historie innych barów, w których marża na sól potrafiła wynieść nawet 2200 proc., a na kostkę rosołową czy pieprz po 1000 proc. Dzięki umiejętnemu łączeniu dotacji z ekstremalnie wysoką marżą cena dania była niższa niż w okolicznych barach, ale na tyle wysoka, by dało się na tym przyzwoicie zarobić. Jak wskazują więc niektórzy prawnicy, trudno w takiej sytuacji mówić o barze mlecznym skrzywdzonym przez fiskusa, bo skrzywdzeni zostali klienci, którzy mieli jeść tanio dzięki pomocy państwa.
Czy fiskus wiedział o ekstramarży? W ogóle go to nie interesowało, bo weryfikował jedynie listy składników dotowanych i pilnował, by tu narzuty nie były wyższe niż 30 proc.
Wolta urzędników
W 2012 r. zmieniła się interpretacja przepisów. Wraz z nią ruszyły pierwsze kontrole. W 2013 r. kontrolowano już bary w całej Polsce. Efekt był przerażający. Dotacji nie powinien otrzymać praktycznie żaden bar. Dlaczego? Bo dotacja była do posiłku, a nie do produktów, w związku z tym marża całego dania nie mogła przekroczyć 30 proc., podczas gdy w skrajnych przypadkach dochodziła nawet do 500 proc.
Zdaniem Mirosława Siwińskiego z Instytutu Studiów Podatkowych prof. Modzelewskiego mimo tych nieuczciwych praktyk bary nie powinny zwracać dotacji.
– Dopiero w 2014 roku stało się jasne, że marża ma być na danie, a nie na poszczególne surowce – podkreśla ekspert. Przypomina, że dopiero w 2015 roku Ministerstwo Finansów wyraźnie zabroniło używania składników spoza listy.
– Bez wątpienia jednak stosowanie tak wysokich narzutów jest czynem nieuczciwej konkurencji i mogłoby się stać przedmiotem zainteresowania prezesa Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów, ale nie może stanowić przyczyny zwrotu dotacji – zauważa Mirosław Siwiński.
Za późno
WSA w Warszawie, który zajmował się sprawą „Poranka”, zgodził się z wynikiem ostatecznej kontroli. Orzekł, że bar nie powinien dostać dotacji, skoro łączył produkty dotowane z niedotowanymi. – Skoro jednak fiskus o tym wiedział, to nie może po latach wyciągać konsekwencji wobec podatnika – stwierdził sąd. Fiskus wiedział, bo procedura jest taka, że każdy bar oprócz wniosku o dotację składa do izby skarbowej listę kalkulacyjną, na podstawie której urzędnicy obliczają dotację (jej wysokość to 40 proc. wartości użytych produktów, powiększone o nie wyższą niż 30 proc. marżę).
Eksperci twierdzą, że jest za wcześnie, by inne bary już mogły zacząć świętować, ale niewątpliwie w mrocznym tunelu pojawiło się światełko. Jednak jak przekonuje jeden z prawników, w takich sytuacjach nigdy nie wiadomo, czy to światło zapowiada zwycięstwo, czy raczej rozpędzoną lokomotywę fiskusa, która przejedzie po przedsiębiorcach. Niewątpliwie przedsiębiorcy, którzy zwrócili już dotację lub od których urzędnicy domagają się zwrotu, powinni wystąpić do wojewódzkiego sądu administracyjnego. A tam powołanie się na sprawę „Poranka” może się okazać całkiem dobrym argumentem.
Będzie kasacja
Na razie powodów do nadmiernej radości nie mają nawet właściciele „Poranka”, izba skarbowa bowiem już przygotowuje skargę do Naczelnego Sądu Administracyjnego.
– A tam może się zdarzyć wszystko – uważa Mirosław Siwiński. Ekspert zwraca uwagę na ostatni wzrost liczby profiksalnych orzeczeń i przestrzega przed otwieraniem butelek szampana. Uważa jednak, że inne bary mleczne nie powinny czekać na stanowisko NSA, tylko skarżyć decyzje fiskusa i to jak najprędzej.
– Nawet jeśli wyrok sądu kasacyjnego w sprawie „Poranka” będzie niekorzystny, to bary mleczne i tak powinny walczyć o wykładnię nieobowiązujących już przepisów – uważa Mirosław Siwiński. Dodaje, że zawsze trzeba mieć nadzieję, bo pomimo pogorszenia jakości orzeczeń liczne składy NSA wciąż wydają wyważone, rozsądne, rzetelne i zgodne z prawem wyroki.
– W państwie prawa powinno być tak, że urzędnicy udzielający informacji (nawet jeśli jest to tylko informacja ustna) co do praw czy obowiązków obywatela są nią związani na przyszłość – uważa Artur Ratajczak z Tax Corner. I dodaje, że wynik kontroli za dany okres nie powinien być kwestionowany w przyszłości.
– Respektowanie tych zasad buduje zaufanie obywateli do organów państwa. To ważne, bo przepisy są nieprecyzyjne i zawiłe, a obywatel podatnik musi mieć pewność co do stosowania prawa – mówi ekspert. Nie można zrzucać winy na obywatela, w sytuacji gdy urzędnicy nie wiedzą, jak prawidłowo stosować przepisy.
OPINIA EKSPERTA
Dorota Wolicka wiceprezes Związku Przedsiębiorców i Pracodawców
Sąd podjął najlepszą możliwą, a zarazem moim zdaniem jedyną słuszną decyzję. Jeżeli urzędnicy błędnie interpretują przepisy, to oni powinni ponosić konsekwencje tej interpretacji. Przedsiębiorca zaś jest zobowiązany do stosowania przepisów prawa, co jest oczywiste, ale nie wydaje mi się, by powinien polemizować ze stanowiskiem izby skarbowej, które otrzymuje na piśmie. Tak więc sytuacja, w której właściciel baru mlecznego przez wiele lat stosuje się do urzędniczej interpretacji, a po zmianie tej interpretacji jest w praktyce karany za poprzednie lata – to absurd. Fakt, że przedsiębiorcy muszą walczyć w sądach o to, by nie ponosili konsekwencji złej interpretacji urzędniczej, jest bulwersujący. A to, że jakikolwiek urząd planuje odwołanie się od tak rozsądnego wyroku sądu, to najzwyczajniej w świecie wstyd.