Niektórzy uważają, że międzynarodowa konkurencja podatkowa jest nie tylko nieunikniona, ale i potrzebna. Nie jest przecież ani możliwe, ani wskazane ujednolicenie systemów we wszystkich krajach.
Ponadto zawsze znajdą się państwa czy terytoria skłonne wyjątkowo ostro rywalizować pod tym względem z innymi. Na tym nie koniec. Normalne jest konkurowanie niższymi kosztami pracy, większymi kwalifikacjami zatrudnionych, jakością infrastruktury, sprawnością administracji itd. itp. Dlaczego podatki miałyby być traktowane szczególnie? Na świecie trwa właśnie największa od dziesięcioleci wojna walutowa. Państwa zabiegają, by w trudnych czasach ich własny pieniądz dawał im fory w międzynarodowym obrocie, dlatego np. celowo obniżają jego wartość. Skoro można na wielką skalę manipulować kursami walutowymi, aby rozwijać eksport i zapewniać na innych rynkach przewagę własnym firmom, to dlaczego nie można ściągać kapitału czy korporacji, oferując im przywileje podatkowe?
Inni uważają z kolei, że konkurencja podatkowa – tu pojawia się najczęściej dodatkowe określenie: nieuczciwa – powinna zostać bardzo ograniczona lub wyeliminowana. Mają dobre argumenty. Jednym z kluczowych są patologie, do których doszło. LuxLeaks czy SwissLeaks to wierzchołek góry lodowej. Nieuczciwa konkurencja napędza potężny przemysł unikania opodatkowania, którego elementem jest bardzo agresywna optymalizacja połączona z inżynierią finansową – zupełnie nieproduktywna ze społecznego punktu widzenia i wywołująca uzasadniony sprzeciw. Ostatnia wypowiedź Jarosława Nenemana, wiceministra finansów, który uznał, że jest ona nieuczciwa i niemoralna, nawet jeżeli jest legalna (sic!), nie spotka się zapewne z wielką falą krytyki. Unia Europejska chciałaby skończyć na swoim obszarze z nieuczciwą konkurencją, a być może z konkurencją podatkową w ogóle. Proponuje – to tylko przykład, ale istotny dla wielu polskich przedsiębiorców – by przychody z praw własności intelektualnej mogły być traktowane przez państwo członkowskie w uprzywilejowany pod względem podatkowym sposób tylko wtedy, gdy są osiągane przez firmy faktycznie prowadzące w tym kraju działalność gospodarczą. Ten pomysł może się Polsce spodobać, inne – mniej dla nas korzystne – niekoniecznie. Niezależnie od planów UE (raczej odległych w czasie) i nadziei na bardziej moralne prowadzenie się podatników nasz fiskus powinien mieć rozległą wiedzę o konkretnych rozwiązaniach z zakresu konkurencji podatkowej (stosowanych przez inne państwa) i agresywnej optymalizacji (wykorzystywanej przez nasze firmy) oraz o ich skutkach dla budżetu. Pytanie, czy ją ma. I jakie narzędzia, od kiedy oraz z jakimi efektami wykorzystuje w trosce o polskie interesy fiskalne. Niestety, ani w jednej, ani w drugiej sprawie nie jestem optymistą.