Włochy i Węgry już wprowadziły windfall tax, o którym myśli Komisja Europejska w odniesieniu do firm energetycznych, i mają z nim problemy. Analiza doświadczeń wskazuje, że trudno go egzekwować i może przełożyć się na wzrost cen.

Rząd Węgier decyzję o podatku od zysków nadzwyczajnych ogłosił pod koniec maja. W czerwcu linia lotnicza Ryanair wezwała do zniesienia opłaty, argumentując, że przewoźnicy nie mogą być traktowani na równi z firmami z branży energetycznej, a podatek będzie miał negatywny wpływ na węgierską turystykę i ekonomię. W kolejnych miesiącach rząd uznał, że Ryanair przenosi ciężar dodatkowej opłaty na pasażerów i nałożył na firmę karę w wysokości 300 mln forintów (ok. 3,6 mln zł).
Ze sprzeciwem biznesu mierzą się także Włochy, gdzie windfall tax wprowadzono w marcu. Obecnie obowiązującą stawką jest tam 25 proc. nadmiarowych zysków firm energetycznych. Rząd szacował wpływy do budżetu z tego tytułu na poziomie od 10 do 11 mld euro. 40 proc. z tej kwoty miało być zapłacone przez firmy do końca czerwca, jednak tysiące podmiotów odmówiło, zaznaczając, że wzrost cen energii również kreował problemy dla ich firm. Mimo ustanowienia dodatkowych dopłat zależnych od terminu zapłaty zaliczki wpływ do budżetu do końca czerwca wyniósł niecały miliard euro i tylko dodatkowy miliard do końca sierpnia.
Uniki ze strony biznesu jako odpowiedź na wprowadzenie windfall tax nie są czymś nowym – doświadczył tego już rząd Stanów Zjednoczonych za czasów wojen światowych, o czym pisze think tank Tax Foundation. I wówczas, i obecnie jednym z głównych problemów było odróżnienie zysków „normalnych” od „nadzwyczajnych” za pomocą arbitralnie wyznaczonej formuły.
Na ten problem zwraca również uwagę rząd Niderlandów, gdzie parlament rozważa wprowadzenie windfall tax dla branży energetycznej. Tymczasem rząd, jak wskazuje międzynarodowa prawnicza firma Loyens & Loeff, w liście do parlamentarzystów argumentuje, że wdrożenie podatku w krótkim okresie jest niemożliwe, gdyż grupa firm energetycznych jest zbyt zróżnicowana, np. są tam też producenci energii elektrycznej posiadający gazowe elektrownie, którzy z powodu wysokich cen gazu sami mogą mieć problemy finansowe.
Ekonomista Salvatore Lazzari, który analizował wprowadzony przez rząd USA w 1980 r. podatek od nieoczekiwanych zysków z ropy, wskazuje, że był dużym ciężarem administracyjnym zarówno dla amerykańskich organów, jak i producentów. W konsekwencji krajowa produkcja zmniejszyła się, a Stany uzależniły się także od importowanej ropy naftowej. Ostatecznie podatek wycofano w 1988 r. Lazzari kreśli także skutki scenariusza, w którym podatek ten objąłby zarówno produkcję krajową, jak i zagraniczną (w rzeczywistości obejmował tylko krajową), i uważa, że wówczas prawdopodobnie wpływałby na wzrost cen, a następnie większe zyski producentów, co kłóciłoby się z celami wprowadzenia podatku.
Na ryzyko wzrostu cen także obecnie wskazują ekonomiści. – W sprawie klasycznego windfall tax, czyli podatku dochodowego lub przychodowego, byłbym jednak ostrożny, bo jak pokazują doświadczenia z tego typu daninami, koszty takiego rozwiązania mogą zostać przerzucone na konsumentów prądu, gazu czy paliwa, co zamiast im pomóc, tylko ich obciąży – mówił w wywiadzie dla DGP Michał Hetmański, prezes Fundacji Instrat.