Są na tym świecie trzy rzeczy pewne. Śmierć, podatki oraz to, że Grzegorz Kołodko raz na rok (góra dwa) napisze coś grubego na 400 stronic. Przyznam, że kiedyś mnie to jego pisanie denerwowało.
Są na tym świecie trzy rzeczy pewne. Śmierć, podatki oraz to, że Grzegorz Kołodko raz na rok (góra dwa) napisze coś grubego na 400 stronic. Przyznam, że kiedyś mnie to jego pisanie denerwowało.
Gdy w roku 2013 ukazała się książka „Dokąd zmierza świat. Ekonomia polityczna przyszłości”, napisałem w tym miejscu dość gorzką recenzję. Radziłem w niej profesorowi zgryźliwie, żeby spróbował czasem selekcjonować zgromadzony materiał, zanim poda go czytelnikowi. Poda? Zanim zaleje nim (a nawet podtopi) czytelnika, łącząc w swojej narracji wszystko ze wszystkim. Amerykę z Chinami, bezrobocie z drukarkami 3D albo demografię z deflacją.
/>
Dopiero później odkryłem, że nie byłem pierwszy. Grzegorz Kołodko wspomina o tym zarzucie także w „Świecie w matni”. Pisze, że gdy prezentował kiedyś jeden ze swoich tomów w Ameryce, to usłyszał: „To bardzo ciekawe dzieło. Mam tylko wrażenie, że profesor Kołodko uważa, iż nie można zrozumieć niczego, jeśli się nie rozumie wszystkiego”.
Z biegiem lat - i kolejnych tomów jego… trylogii, których liczba właśnie przekroczyła limit trzech - przyzwyczaiłem się do stylu Kołodki, a nawet go polubiłem. Profesor jest bowiem niestrudzonym rycerzem wielowątkowości. I choćbyście go przyparli do muru i zażądali pod groźbą użycia pistoletu, by tak w jednym zdaniu powiedział, o co mu właściwie chodzi, to on by wam spokojnie odparł, że chodzi o… kompleksowość.
„Świat w matni” też taki jest. Wykład z jego autorskiej koncepcji nowego pragmatyzmu - 80 stron. Rozważania o ekonomicznych konsekwencjach demokracji i autorytaryzmu - 80 stron. Kryzys klimatyczny, pandemia i globalizacja - kolejna setka. Do tego obowiązkowe (i słuszne) przypomnienie neoliberałom ich grzechów i grzeszków. To nie jest precyzyjnie skonstruowane dzieło przystrzyżone ockhamowską brzytwą. Raczej hipermarket idei. Ale taki porządny, z pełnymi półkami.
Książki Kołodki spełniają ważną rolę na polskim rynku wydawniczym. Pozwalają ludziom zanurzyć się w tematach tak różnych jak demografia, globalizacja, krytyka neoliberalizmu czy relacje polityki i ekonomii. Marka „Kołodko” sprawia, że zajrzą do nich nawet tacy, którzy w ogóle nie zdają sobie sprawy z istnienia rynku opisywanych tutaj co tydzień pozycji ekonomiczno-biznesowych.
Czy jest to oferta dla bardziej wtajemniczonych? Na to pytanie nie potrafię odpowiedzieć ze stuprocentową pewnością. Z jednej strony Kołodkę tłumaczy się i wydaje od Chin po Amerykę. A ostatnio od wpływowego ekonomisty z politycznych antypodów Kołodki usłyszałem, że jeśli jakiś Polak dostanie ekonomicznego Nobla (medal Banku Szwecji), to będzie nim właśnie autor „Czwartej części trylogii”. Jednakże z Kołodką niełatwo jest dialogować. Choć to przecież nie jest zarzut tylko wobec niego, a raczej przekleństwo ludzi, którzy dużo widzieli, dużo przeczytali i czują, że powinni się tym naddatkiem podzielić z otoczeniem. Czy jednak można budować coś w oparciu o jego nowy pragmatyzm, nie podzielając sporej części założeń i diagnoz leżących u podstaw tego systemu? Nie wiem. Wciąż nie wiem. Może odpowiedź na to pytanie przyjdzie wraz z dziewiątą częścią trylogii? ©℗
Reklama
Reklama