Internetowe wyszukiwarki zalała fala zapytań o to, jak odliczyć w PIT wydatki na paliwo na dojazd do pracy. Wyjaśniamy, o co chodzi.

„Odliczenie paliwa za dojazd do pracy”, „odliczenie za paliwo”, „odliczenie paliwa od podatku” – tego typu zapytania cieszą się wielką popularnością w internetowych wyszukiwarkach. W sieci krążą artykuły o tym, że pracownicy mogą odliczyć w PIT od 3 tys. zł do 5,4 tys. zł z tytułu wydatków na dojazd do pracy samochodem. Nie jest to jednak żadna nowość spowodowana Polskim Ładem. Informacja o dodatkowym zwrocie za benzynę jest też co najmniej nieścisła.

Chodzi o pracownicze koszty uzyskania przychodów, które od wielu lat przysługują każdemu zatrudnionemu na umowę o pracę. Niekiedy mówi się, że to swego rodzaju rekompensata za wydatki związane z dojazdem do pracy. To jednak uproszczenie. Nie ma znaczenia, czy ktoś do pracy dojeżdża, chodzi pieszo czy też pracuje zdalnie – koszty i tak mu przysługują. Ich wysokość jest określona w ustawie o PIT i po raz ostatni była zmieniana w 2019 r. Obecnie najczęściej to 250 zł na miesiąc oraz maksymalnie 3000 zł na rok (więc jeśli ktoś pracuje przez pół roku, przysługuje mu 250 zł na miesiąc i 1500 zł za pół roku).

Niemal wszyscy pracownicy, często nawet nieświadomie, z kosztów korzystają. Uwzględnia je bowiem pracodawca. Odejmuje je od przychodów, a w konsekwencji pomniejsza dochód, od którego oblicza zaliczkę na podatek. Gdyby nie koszty uzyskania przychodów, comiesięczna wypłata „na rękę” byłaby niższa - zwykle o ok. 43 zł.

Koszty uzyskania przychodów faktycznie wykazuje się w formularzu PIT. Automatycznie są uwzględnione w usłudze Twój e-PIT. Zazwyczaj jednak nie można liczyć na żadną dodatkową ulgę z tego tytułu. Po prostu korzyści płynące z tego rozwiązania pracownik otrzymał już w trakcie roku, wraz z comiesięczną wypłatą.

Są jednak sytuacje, w których koszty nie będą wynosiły 250 zł na miesiąc/maksymalnie 3000 zł na rok. Może to spowodować, że pracownik faktycznie na koniec roku dostanie zwrot podatku, chociaż relatywnie niewielki. Lub też przeciwnie - będzie musiał podatek dopłacić. Przybliżmy te sytuacje. By ich nie komplikować, pomińmy szczególny przypadek pracowników, którym przysługują tzw. autorskie 50-procetnowe koszty uzyskania przychodów.

Praca w dwóch miejscach

Jeśli ktoś uzyskuje przychody równocześnie z tytułu więcej niż jednego zatrudnienia (np. pracuje na część etatu w firmie A i na część etatu w firmie B), roczna maksymalna wysokość kosztów wynosi nie 3000 zł, a 4500 zł. Obaj pracodawcy odliczają jednak miesięcznie po 250 zł od przychodu, przez cały rok mogą więc łącznie odliczyć nawet 6000 zł. W takiej sytuacji po rozliczeniu PIT okaże się, że pracownik wykorzystał wyższe koszty niż mu przysługują i musi dopłacić podatek, wynoszący nawet kilkaset złotych.

Do niedawna nie można było tego uniknąć przez złożenie wniosku, by któryś z pracodawców kosztów uzyskania przychodów nie stosował. Zmienił to dopiero Polski Ład. Od 1 stycznia 2022 r. pracownik może złożyć płatnikowi (czyli pracodawcy) sporządzony na piśmie wniosek o pobór zaliczek bez stosowania miesięcznych kosztów uzyskania przychodów (art. 32 ust. 1f ustawy o PIT).

Gdy pracownik dojeżdża z innej miejscowości

Jeśli miejsce stałego lub czasowego zamieszkania pracownika jest położone poza miejscowością, w której znajduje się zakład pracy, koszty uzyskania przychodów są wyższe. Wynoszą 300 zł miesięcznie, zaś rocznie do 3600 zł (gdy ktoś ma jednego pracodawcę) lub do 5400 zł (gdy ktoś pracuje w kilku miejscach). Stanowi tak art. 22 ust. 2 pkt 3 i 4 ustawy o PIT.

W orzecznictwie zwraca się uwagę na cel tego przepisu: pracownik z innej miejscowości więcej wydaje na dojazdy do pracy, dlatego jego koszty są wyższe niż jego niedojeżdżających kolegów. To jednak znów pewne uproszczenie. Jeśli ktoś dojeżdża do pracy z innej miejscowości, ma prawo do podwyższonych kosztów bez względu na to, ile faktycznie wydaje na benzynę.

Przy czym chodzi o miejscowość, w której w rzeczywistości świadczona jest praca, z kolei miejsce zamieszkania wiązać się ma z faktycznym, fizycznym przebywaniem, a nie np. zameldowaniem” – stwierdził Naczelny Sąd Administracyjny w wyroku z 3 marca 2016 r. (II FSK 30/14). W przytoczonym orzeczeniu sąd uznał, że podwyższone koszty nie przysługują pracownikom delegowanym na kilka miesięcy do Niemiec, ponieważ przez ten czas nie tylko u naszych zachodnich sąsiadów pracują, ale i faktycznie tam mieszkają. Tytułem dygresji, wydaje się, że analogicznie nie można zastosować wyższych kosztów uzyskania przychodów, jeśli ktoś pracuje zdalnie - de facto świadczy wówczas pracę w tej miejscowości, w której mieszka.

Podwyższone koszty (300 zł zamiast 250 zł miesięcznie) może uwzględniać pracodawca przy obliczaniu zaliczek na podatek. Jeśli tak zrobi, pracownik będzie zarabiał „na rękę” nieco więcej (według naszych obliczeń, zwykle o… 8-9 zł). Stanie się tak jednak wyłącznie, jeśli pracownik spełnia łącznie wszystkie poniższe warunki:

a) nie uzyskuje dodatku za rozłąkę (art. 22 ust. 2 pkt 3 ustawy o PIT);

b) nie otrzymuje zwrotu kosztów dojazdu do zakładu pracy - chyba że zwrócone koszty zostały zaliczone do przychodów podlegających opodatkowaniu (art. 22 ust. 13 ustawy o PIT);

c) złożył pracodawcy stosowne oświadczenie (art. 32 ust. 5 ustawy o PIT).

Można wyobrazić sobie sytuację, w której pracownik mieszka w innej miejscowości niż pracuje, nie uzyskuje dodatku za rozłąkę ani zwrotu kosztów dojazdu, ale nie złożył pracodawcy oświadczenia. Wówczas faktycznie w rozliczeniu rocznym PIT może wykazać wyższe koszty za te miesiące, w których dojeżdżał z innej miejscowości (ale nie więcej niż 3600 zł rocznie, jeśli ma tylko jednego pracodawcę). Uzyska z tego tytułu zwrot podatku, w najlepszym wypadku będzie on jednak wynosił maksymalnie ok. 100 zł za cały rok.

Sytuacja komplikuje się, gdy ktoś pracuje w kilku miejscach. Może się zdarzyć, że nie tylko nie dostanie zwrotu, co nawet przyjdzie mu nieco podatku dopłacić.

Gdy pracownik dojeżdża komunikacją publiczną

Inny szczególne przypadek dotyczy pracownika, który dojeżdża do pracy transportem zbiorowym i wydaje na bilety więcej, niż wynosi przysługujący mu roczny limit kosztów uzyskania przychodów. Innymi słowy, przez rok wyda na bilety więcej niż:

- 3 tys. zł – jeśli pracuje w swojej miejscowości u jednego pracodawcy;

- 3,6 tys. zł - jeśli pracuje u jednego pracodawcy, do którego dojeżdża z innej miejscowości;

- 4,5 tys. zł - jeśli pracuje w swojej miejscowości na podstawie więcej niż jednej umowy;

- 5,4 tys. zł – jeśli dojeżdża do więcej niż jednego pracodawcy spoza swojej miejscowości.

Chodzi dokładnie o dojazd „środkami transportu autobusowego, kolejowego, promowego lub komunikacji miejskiej” – zgodnie z art. 22 ust. 11 ustawy o PIT. Pracownik w takiej sytuacji może odliczyć w PIT koszty, jakie rzeczywiście poniósł. Wydatki należy udokumentować imiennymi biletami okresowymi.

Ta preferencja jest jednak dla nielicznych. Przykładowo, imienny 30-dniowy bilet w Warszawie na obie strefy kosztuje 180 zł, co odpowiada kwocie 2160 zł rocznie. Nie upoważnia więc pracownika do odliczenia dodatkowych kosztów. Wydaje się, że z tego przepisu skorzystają wyłącznie pracownicy dojeżdżający transportem zbiorowym z odległych miejscowości.

Podsumowanie

„Odliczenie za paliwo” to nic innego jak koszty uzyskania przychodów, które stosowane są od lat i wpływają na proporcje między wynagrodzeniem brutto i netto. Wykazuje się je w PIT, ale zwykle nie będzie to oznaczało, że pracownik dostanie jakieś dodatkowe pieniądze. Tylko w wyjątkowych sytuacjach może liczyć na zwrot podatku, Może to być ok. 100 zł rocznie.

Sytuacja, w której pracodawca nie zastosował w ogóle pracowniczych kosztów, nie powinna się zdarzyć, o ile płatnik postąpił zgodnie z przepisami. Dla pewności, przy rozliczaniu PIT-37 pracownik może zwrócić uwagę (w poz. 43), czy zastosowano wobec niego koszty, jakie rzeczywiście mu przysługują.