W zaciszu gabinetów postępują prace nad projektem zmian w ordynacji podatkowej. Niektóre z przedstawionych przez Ministerstwo Finansów propozycji wzbudziły kontrowersje wśród ekspertów czy przedsiębiorców, np. pomysł wskrzeszenia klauzuli antyabuzywnej (przeciwko unikaniu opodatkowania), wymierzonej w agresywną optymalizację podatkową, czy radykalnego rozszerzenia katalogu przypadków, w których kontrola mogłaby się zaczynać znienacka, bez uprzedzenia.
Najsilniejsze emocje są jednak tam, gdzie pieniądze. Jeszcze większym echem odbił się więc zamysł, aby urzędy i izby skarbowe (oraz celne) uzyskały niemal nieograniczony dostęp do danych objętych tajemnicą bankową. Wprawdzie i dziś pod pewnymi warunkami naczelnicy urzędów skarbowych mogą żądać niektórych informacji (w ramach gromadzenia dowodów w postępowaniu podatkowym), ale istota pomysłu sprowadzała się do tego, aby przyznać im (a przy okazji i dyrektorom izb) znacznie szersze uprawnienia – takie, jakie dziś mają generalny inspektor kontroli skarbowej oraz dyrektorzy urzędów kontroli skarbowej. Ci zaś mogą pytać o wszystkie rachunki bankowe (maklerskie, inwestycyjne itp.), pełnomocnictwa do dysponowania nimi, obroty, salda i przede wszystkim o operacje i przepływy (wpłaty, obciążenia, dane adresatów) oraz ich przyczyny (tytuły).
Ministerstwo Gospodarki przypisuje sobie zasługę wykreślenia tego punktu z projektu zmian w ordynacji podczas niedawnych obrad Komitetu Stałego Rady Ministrów. W oczach wielu może to być sukces znacznie poważniejszy niż opracowanie listy pomysłów na to, jak uczynić podatki przyjaznymi dla przedsiębiorców (o której pisaliśmy w DGP nr 39 z 26 lutego).
Wróćmy jednak do tajemnicy bankowej. Jak MF wybrnęło z kłopotu? Uznało, że skoro urzędy i izby skarbowe oraz celne nie zyskają nowych uprawnień, to będą przekazywać sprawy urzędom kontroli skarbowej, a te poprowadzą je, zasięgając języka w bankach i innych instytucjach finansowych wedle uznania i potrzeb.
Wiele hałasu o nic? Niezupełnie. Chodzi przecież o nasze pieniądze, a nadto prawo do prywatności i ochronę danych wrażliwych, ale też z innej strony – skuteczność w działaniach fiskusa, której przecież oczekujemy. Chcemy (prawie wszyscy), by administracja miała możliwości i narzędzia pozwalające jej dużo lepiej niż do tej pory ścigać przestępców i szarą strefę, w tym odkrywać nieujawnione dochody czy transakcje łańcuchowe oszustów podatkowych. Abstrahując jednak od tego, że propozycja dotycząca dostępu urzędów i izb do danych finansowych była bardzo niedopracowana (zabrakło np. kryteriów pozwalających uznać, że informacje byłyby pozyskiwane wyjątkowo, tylko w niezbędnym zakresie i odpowiednio chronione), to jednak temat pozostaje aktualny i będzie powracał – bo taki jest dziś trend w UE i wielu innych miejscach. Ministerstwo nie bez powodu przytacza przykłady krajów, w których dostęp fiskusa do informacji finansowych jest nieograniczony.
Jednak w tym kontekście wraca też jak bumerang inna kwestia, z którą ani w projekcie zmian w ordynacji, ani w innym nikt się nie mierzy. Chodzi o to, kto i czym w administracji powinien się zajmować. Jaki podział (i jakie kompetencje) należałoby wprowadzić: na czym muszą się skupić urzędy skarbowe (i czy np. w ogóle potrzebują wiedzy o naszych przelewach) i jaka powinna być ich rola oraz jak zorganizować służby kontrolne. Zdaje się, że dla ministerstwa to znacznie trudniejszy temat niż swobodny dostęp do tajemnicy bankowej dla wszystkich organów podatkowych.
Pozostało
66%
treści
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama