Dużo u nas ostatnio o kasie. Przede wszystkim fiskalnej. To, że każdy szanujący się przedsiębiorca powinien ją mieć – nawet jeśli nie chce, a może zwłaszcza wtedy, gdy nie chce – jest oczywiste. Naturalnie, o ile spełnia określone kryteria, niedawno zresztą poważnie złagodzone (np. wymagany obrót roczny spadł z 40 do 20 tys. zł), żeby nikt nie narzekał, że został lekkomyślnie pominięty.
Wszyscy byliby szczęśliwi, gdyby nie to, co nie jest u nas opodatkowane – a powinno być, gdyż byłoby źródłem dużych i systematycznych wpływów. Niska jakość. Gdyby nie ona, pies z kulawą nogą kasami by się nie zainteresował (poza tymi, którzy musieli je kupić). A tak tygodniami wszyscy się zastanawiali i pewnie mimo ostatnich wyjaśnień Ministerstwa Finansów wielu wciąż się zastanawia, jakie te kasy powinny być, np. jakie muszą mieć funkcje oraz czy i kiedy należy je wymienić. Jakie opisy należy zamieszczać na paragonach i co zrobić, jeśli jakiś nachalny kupujący będzie się domagał wpisania jego NIP, bo usłyszał, że ma takie prawo (po jakie licho?). Pewnie burza byłaby mniejsza, gdyby odpowiednie rozporządzenie przygotowywano dłużej (czytaj: staranniej), z większą uwagą wysłuchując krytycznych uwag, a jego przepisy sformułowano klarowniej (co wymagałoby mniej pracy niż pisanie sążnistych wyjaśnień).
Trzeba też jednak ministerstwu oddać sprawiedliwość: rozporządzenie przygotowano na czas (tj. na czas weszło w życie – o resztę niech się martwią podatnicy), a płynące z niego wymogi wbrew pozorom, a nawet wbrew uzasadnionym obawom, bardzo wyśrubowane nie są. Przynajmniej jeśli za dobrą monetę wziąć wspomniane urzędowe wyjaśnienia. Oczywiście, podatnicy dostali darmową porcję adrenaliny, choć się o nią nie prosili. Ale taki zazwyczaj jest efekt zmiany w regulacjach podatkowych. Taka nasza, można by rzec, specjalność i tradycja.
Ale jest ważniejsza kwestia. Drugiego rozporządzenia zwierającego warunki techniczne, jakim kasy powinny odpowiadać (które to rozporządzenie powinno być spójne z tym pierwszym – dawniej był to zresztą jeden dokument), do tej pory nie ma. Nie wiadomo nawet, czy powinno być już teraz, czy może się pojawić dopiero za jakiś czas (od 1 września). Przepisy ustawy, które mogłyby dać odpowiedź na to pytanie, są tak napisane, jakby zaczerpnięto je z zadań na mistrzostwa świata w sudoku. Z tą różnicą, że w tym przypadku nie ma, niestety, katalogu poprawnych odpowiedzi. Można się ich tylko domyślać. Wiele wskazuje na to, że Ministerstwo Gospodarki, które za wydanie rozporządzenia odpowiada, zawaliło sprawę, a wątpliwej jakości zapisy ustawy traktuje jedynie jako usprawiedliwienie, tłumacząc, dlaczego bez nowych regulacji możemy się obyć aż do września. Nie oglądając się na to, czy dawne przepisy obowiązują, czy nie (a chyba raczej nie), Główny Urząd Miar posługuje się nimi, określając wymogi względem kas, którym nadaje homologację. Gdyby postąpił inaczej, cała branża (producenci) i cały rynek (sprzedający i kupujący kasy) stanęliby w miejscu. A tak wszystko się jakoś kręci. Z mocnym akcentem na jakoś.