To dotkliwy cios dla prezydenta Francoisa Hollande'a, socjalisty, który traktował ten podatek jako sztandarowe rozwiązanie, pozwalające na większe zaangażowanie bogatych obywateli Francji w redukcję deficytu budżetowego. Podatek zaskarżyła do trybunału konserwatywna opozycja.
Chociaż planowany podatek miał mieć przede wszystkim symboliczne znaczenie i dotyczył tylko kilku tysięcy najbogatszych podatników, nowa stawka była szokiem dla zagranicznych inwestorów i wywołała irytację u osób o wysokich zarobkach. Rząd liczył na dodatkowe wpływy do budżetu w wysokości 300 mln euro rocznie.
Kilka tygodni temu znany francuski aktor Gerard Depardieu przeprowadził się do Belgii, aby uchronić się przed wysokimi podatkami w swojej ojczyźnie. 63-letni gwiazdor kina, należący do najlepiej opłacanych aktorów w swoim kraju, jest od niedawna zameldowany w belgijskiej wiosce Nechin tuż przy granicy z Francją.
Jak pisały francuskie media, przypadek Depardieu wpisuje się w "exodus" francuskich krezusów, wywołany nowymi obciążeniami podatkowymi wprowadzonymi przez socjalistyczny rząd Jean-Marca Ayrault.
Ogromny rozgłos nad Sekwaną wzbudziła sprawa najbogatszego Francuza, Bernarda Arnaulta, czyli szefa koncernu towarów luksusowych LVMH, który we wrześniu poprosił o belgijskie obywatelstwo. Prasa komentowała ten fakt jako przykład ucieczki przed fiskusem, choć Arnault zaprzeczał temu i twierdził, że będzie nadal płacił podatki we Francji.
Parlament Francji uchwalił w październiku podatek w wysokości 75 proc. od najwyższych dochodów, zapowiadany w kampanii wyborczej przez Hollande'a.