Rozpoczęta kampania wyborcza stanowi dobry moment, aby ponownie powrócić do koncepcji dochodowego podatku liniowego dla osób fizycznych. Jest nadzieja, że może kiedyś będzie obowiązywał w Polsce.

dr JANUSZ FISZER
partner w Kancelarii Prawnej White & Case i adiunkt UW
Na tej kolumnie wielokrotnie dawałem wyraz mojemu poparciu dla tej konstrukcji podatkowej, wychodząc z założenia, że prosty system podatkowy o niskich stawkach i braku szczególnych, niekiedy trudnych do zastosowania ulg i zwolnień - najlepiej służy zarówno podatnikom, jak i gospodarce jako całości. Tym bardziej dziś, kiedy rusza przedwyborcza prezentacja programów poszczególnych partii politycznych, temat ten jest w mojej ocenie wart ponownego poruszenia.
Jak dowodzi obserwacja sytuacji w innych państwach Europy Środkowo-Wschodniej, niedługo Polska pozostanie - obok Węgier i Białorusi - jednym z zaledwie trzech państw tego regionu, gdzie będzie obowiązywał progresywny podatek dochodowy od osób fizycznych. Tym samym, na tle pozostałych państw regionu, Polska coraz bardziej będzie traciła na podatkowej konkurencyjności. Zagadnienie to jest szczególnie ważne w kontekście inwestycji zagranicznych, z którymi zazwyczaj wiąże się przyjazd i praca w państwie, gdzie zlokalizowano taką inwestycję - przynajmniej przez początkowy okres - licznych grup zagranicznych menedżerów. Nie jest więc bez znaczenia, czy dochody tych osób będą opodatkowane według stawek 19, 30 i 40 proc., czy też według stawki liniowej, w granicach 15-19 proc. Najlepszym przykładem coraz powszechniejszej w regionie tendencji do wprowadzania podatku liniowego jest najnowsza decyzja Czech o przyjęciu jednolitej stawki 15-proc. już od 1 stycznia 2008 r. Tymczasem w Polsce podczas ostatniej kampanii wyborczej na jesieni 2005 roku, koncepcji podatku liniowego uczyniono ogromną, a niezasłużoną krzywdę, przedstawiając go społeczeństwu jako diaboliczny instrument ekonomicznego ucisku legendarnych najmniej zarabiających, który niczego dobrego nie przyniesie krajowi. Pomijając już oczywistą demagogię takiej prezentacji, należy stwierdzić, że jest ona z gruntu fałszywa. Wystarczy bowiem dokonać analizy tempa wzrostu PKB w państwach regionu, gdzie podatek taki już funkcjonuje - i porównać go z tempem wzrostu PKB w Polsce.
Ponadto argument o tym, że na podatku liniowym nie skorzystają najmniej zarabiający, można bardzo łatwo obalić, wprowadzając kwotę wolną od podatku na racjonalnym poziomie, zapewniającym stosowną socjalną ochronę tej grupie podatników. Podatek liniowy mógłby także ograniczyć liczbę podatników obowiązanych do składania rocznych zeznań podatkowych - jednolita stawka stosowana przez każdego płatnika wyeliminuje taką potrzebę w odniesieniu do wielu podatników, co byłoby elementem uproszczenia i potanienia administracji skarbowej.
Może tym razem demagogia i tani populizm nie zwyciężą, a podatek liniowy wreszcie zawita także do Polski?
(EM)
dr Janusz Fiszer, partner w Kancelarii Prawnej White & Case i adiunkt UW / DGP