- Najgorsze, co mogłoby się teraz stać, to rozpoczęcie dyskusji o uproszczeniu systemu VAT, opublikowanie konkretnych rozwiązań i porzucenie ich na ostatniej prostej - mówi Kamil Orzeł w rozmowie z DGP.
/>
Teraz, gdy rozmawiamy, waży się los tzw. matrycy stawek VAT, czyli jednego ze sztandarowych pomysłów Ministerstwa Finansów. Przypomnę, że ma ona skończyć z absurdami, które prowadzą do tego, że dwóch przedsiębiorców sprzedających ten sam towar stosuje różne stawki daniny. Matryca napotkała jednak opór niektórych branż, na tyle duży, że jej los zawisł na włosku. Pod koniec ubiegłego tygodnia odbyła się w resorcie finansów konferencja uzgodnieniowa, która miała przekonać nieprzekonanych. Jakie jest pana zdanie na temat matrycy? Czy powinna wejść w życie?
Jak najbardziej, uważam, że jest to rozwiązanie konieczne i spójne z pewną logiką, którą prezentuje ministerstwo. Najpierw zajęło się uszczelnieniem dziur w systemie podatkowym, a teraz chce go uprościć. Myślę, że komukolwiek trudno było zrozumieć sytuację, w której przedsiębiorca musi naliczać inną stawkę na kawę z mlekiem, a inną na mleko z kawą, a zwykły mop z powodu stawki podatku jest prezentowany jako „narzędzie medyczne do konserwacji powierzchni płaskich”. Ten sam problem jest z ciastkami i pieczywem, które – w zależności od daty świeżości – mogą być opodatkowane trzema odmiennymi stawkami. Cieszę się, że resort finansów chce to wszystko uporządkować i szczerze kibicuję tym wysiłkom. Nie dziwię się jednak, że budzą one opór.
Dlaczego?
Po pierwsze, każda tak daleko idąca zmiana powoduje niepokój wśród przedsiębiorców. Po drugie, uproszczenie i uporządkowanie systemu VAT przełoży się nie tylko na obniżki stawek, ale też – w przypadku niektórych towarów – na ich zwiększenie. Dlatego nie jest dziwne, że niektóre branże protestują. W tym kontekście mniej znaczące dla nich jest uproszczenie i to, że po wejściu w życie matrycy stawek VAT (w 2020 r.) będziemy mogli mówić per saldo o nieznacznej obniżce (kilkadziesiąt milionów złotych rocznie) wpływów do budżetu.
Najgłośniejszy stał się opór branży sadowniczej. Zgodnie ze wstępnymi założeniami projektu stawka VAT na nektary i soki wzrosłaby z 5 proc. do 23 proc., a to oznaczałoby dodatkowy koszt rzędu 450 mln zł rocznie. To chyba usprawiedliwia niepokój i opory.
Oczywiście, że usprawiedliwia, ale nie oznacza, że całą branżę czeka upadek. A i takie głosy się już pojawiają. Warto zwrócić uwagę, że większość soków jest przeznaczona na eksport, a to oznacza, że skutki zmian ich nie obejmą. Najwyraźniej też resort finansów jest gotowy do kompromisu, czego przykładem jest propozycja 8-proc. stawki na nektary owocowe. Wydaje mi się, że kompromis jest możliwy.
Jak pan sądzi, jak daleko resort finansów może pójść na ustępstwa, aby nie przepadł cały projekt matrycy?
Należałoby o to spytać ministerstwo. Mnie osobiście bliskie jest konserwatywne podejście do wprowadzania takich zmian. Uważam, że jeśli resort pójdzie zbyt daleko na ustępstwa, to lada moment odezwą się producenci kolejnego towaru. Przykładowo, firmy produkujące wiadra zaczną twierdzić, że nie jest to wiadro, a urządzenie do nawadniania i powinno zostać obłożone inną stawką. Zbytnia elastyczność może więc być dla matrycy zabójcza, trudno będzie uniknąć pokus.
VAT na pewne towary wzrasta, a na pewne maleje i faktycznie zależy to od wyborów, których dokonują politycy. Jak pan ocenia kierunek tych zmian?
Myślę, że mogą się one obronić, jeśli spojrzeć na nie w skali makro. Projekt matrycy zakłada spadek stawki podatku do 5 proc. na towary „pierwszej potrzeby” takie jak wspomniane już pieczywo. Mniejszą daninę zapłacimy też przy zakupie książek i gazet elektronicznych, artykułów higienicznych itd. Z drugiej strony wzrośnie do 23 proc. stawka VAT na lód, homary czy ośmiorniczki. Przeciętny Polak powinien być z niej zadowolony.
Może się jednak okazać, że konsumenci stwierdzą w 2020 r., iż chleb wcale nie potaniał, a sok zdrożał. I poczują się przez to rozczarowani.
Trudno przewidzieć przyszłość, zwłaszcza że będzie ona zależeć nie tylko od stawek VAT, ale także od sytuacji na rynku i powiązanych z nią decyzji biznesowych przedsiębiorców. Wydaje się jednak, że obniżka VAT dla pieczywa z 23 proc. (w niektórych segmentach branży) do 5 proc. powinna przełożyć się na spadek cen. Taki spadek byłby realnie odczuwalny, bo przecież konsument częściej kupuje chleb niż towary, na które wzrośnie stawka VAT.
Projekt przewiduje wprowadzenie wiążącej informacji stawkowej (WIS). Założenie jest takie, że fiskus wypowie się na wniosek podatnika, jaka stawka podatku obowiązuje na dany towar, a jego wykładnia będzie chroniła nie tylko wnioskodawcę, lecz także jego kontrahentów. Czy nie ma pan wrażenia, że WIS bardziej przydałby się obecnie? W 2020 r., gdy system będzie uproszczony, powinno być znacząco mniej sporów na ten temat, więc i WIS nie będzie już tak przydatny.
Sam pomysł wprowadzenia WIS oceniamy bardzo pozytywnie, bo pewność co do stawki VAT na dany towar jest niezbędna. Zgodzę się jednak z panem, że taki pomysł powinien być wdrożony wcześniej, już teraz, co nie oznacza, że WIS nie przyda się po 2020 r. Potrafię sobie wyobrazić sytuację, w której producent towaru podobnego do innego, objętego niższą stawką, będzie chciał udowodnić, że i jemu się ona należy. Z całą pewnością może pojawić się również nowy towar, który zyska wielką popularność wśród konsumentów. Nie byłoby dobrze, gdyby podzielił podatkowy los e-booków i e-gazet. Przez wiele lat ich sprzedaż była traktowana w Unii Europejskiej jako świadczenie usług elektronicznych, opodatkowanych podstawową stawką VAT. A jednocześnie mówimy o elektronicznym odpowiedniku towaru klasycznego, który obłożony jest preferencyjnym podatkiem. Po wielu perturbacjach UE zgodziła się obniżyć stawkę daniny na elektroniczne publikacje (spadnie ona także w Polsce), ale to nie oznacza, że cała historia nie mogłaby się powtórzyć. W takiej sytuacji WIS może okazać się niezastąpiony.
Jakie są zatem pana przewidywania co do losu matrycy?
Myślę, że najgorsze, co mogłoby się teraz stać, to rozpoczęcie dyskusji o uproszczeniu systemu VAT, opublikowanie konkretnych rozwiązań i porzucenie ich na ostatniej prostej. Wejście w życie matrycy, choćby niedoskonałej, to lepsze wyjście, zarówno dla przedsiębiorców, jak i konsumentów, niż pozostawienie status quo.