Zapowiada to Joanna Pietrasik, dyrektor departamentu cen transferowych i wycen w MF w dzisiejszym wywiadzie dla DGP.
Z pewnością ulgę odczują już w tym roku spółki powiązane ze sobą osobą właściciela, jakim jest Skarb Państwa lub jednostka samorządu terytorialnego (JST). Od 1 stycznia 2018 r. (ze skutkiem od 1 stycznia 2017 r.) nie są już one traktowane jako podmioty powiązane. To duże odciążenie. Dla wielu z nich obowiązek sporządzania dokumentacji cenowej wydawał się dotychczas niezrozumiały, a czasem wręcz absurdalny. Nawet jeśli zawierają one między sobą transakcje na nierynkowych warunkach, to jedynym, który może na tym skorzystać, jest ich właściciel, czyli Skarb Państwa (lub JST) – ten sam, do którego trafiają płacone przez nie podatki.
Co innego, gdy właścicielem podmiotów powiązanych jest kto inny. W tym wypadku wymogi dotyczące dokumentacji cenowej pozostają aktualne. I tu pojawia się problem, jak rozumieć pojęcie transakcji lub innych zdarzeń mających „istotny wpływ na wysokość dochodu (straty) podatnika”.
Dlaczego to tak ważne dla podatników? Odpowiedź jest prosta – sporządzanie dokumentacji cen transferowych oznacza konieczność przygotowania analiz danych porównawczych, a to z kolei wymaga pozyskania danych. Jest to zadanie pracochłonne, wiąże się z dużym nakładem pracy i kosztami. Nic dziwnego zatem, że firmy w pierwszej kolejności starają się ustalić, jakie transakcje powinny być objęte dokumentacją cen transferowych. Wyjaśnił to minister finansów w interpretacji ogólnej z 24 stycznia 2018 r. (nr DCT.8201.1.2018DCT.8201.1.2018). Została ona różnie odebrana przez doradców podatkowych. Niektórzy krytykowali wykładnię ministra, oceniając, że zwiększa on biurokratyczne wymogi, bo obejmuje obowiązkiem dokumentacyjnym transakcje, które jednostkowo nie przekraczają progu ustawowego, ale przekroczą go sumarycznie.
– Czy naprawdę takich sytuacji będzie aż tak wiele, żeby mówić o istotnym wzroście liczby transakcji do udokumentowania? – zastanawia się jednak Grzegorz Garbarczyk, ekspert w zakresie cen transferowych w InfoCredit.
– Również uważam, że interpretacja jest sensowna i racjonalna. Rozwiązuje problem, który pojawił się na gruncie bezsensownego stanowiska z kilku interpretacji indywidualnych, zgodnie z którym wyrażenie „jednego rodzaju” miałoby się odnosić tylko do innych zdarzeń, a nie do transakcji – komentuje Dagmara Cisowska, doradca podatkowy w Dentons.