Stało się fatalnie. Wykrycie przez DGP błędów w uchwalonej już nowelizacji ustaw podatkowych zbiegło się w czasie z przyjęciem przez rząd Konstytucji biznesu. To pięć ustaw, które mają całkowicie poprawić relacje między administracją a przedsiębiorcami – pisaliśmy.
Stało się fatalnie. Wykrycie przez DGP błędów w uchwalonej już nowelizacji ustaw podatkowych zbiegło się w czasie z przyjęciem przez rząd Konstytucji biznesu. To pięć ustaw, które mają całkowicie poprawić relacje między administracją a przedsiębiorcami – pisaliśmy.
Idea słuszna, szkoda tylko, że zaprzepaszczona uchwaloną w tym samym czasie nowelizacją PIT i CIT.
Wyszło bowiem na to, że podatkowo nie będzie się opłacać ani zaciągać kredytu, ani emitować akcji i udziałów. I choćby nie wiem jak Ministerstwo Finansów zapierało się, że nie chciało opodatkować wkładów pieniężnych do spółek, to brzmienie zmienionego przepisu ustawy o CIT wskazuje na całkiem co innego.
„Malarz nie maluje tego, co widział, lecz to, co ludzie będą oglądali” (Paul Ambroise Valéry). Uchwaloną nowelizację urzędnicy będą czytali (i stosowali) niekoniecznie tylko w 2018 r. Do jakich wniosków dojdą za 5 lat, gdy tuż przed przedawnieniem zobowiązania podatkowego zajrzą do art. 12 ust. 1 pkt 7 i przeczytają, że przychodem jest w szczególności „wartość wkładu określona w statucie lub umowie spółki”?
Czy wyciągną z tego podobne wnioski, jak z wprowadzonych dwa lata temu art. 14a w ustawie o CIT i art. 14 ust. 2e w ustawie o PIT? Przepisy te miały zapobiegać optymalizacjom podatkowym, a fiskus zaczął żądać daniny od tych, którzy nie mieli pieniędzy na spłatę swoich zaległości podatkowych i w zamian chcieli przekazać Skarbowi Państwa lub gminie nieruchomości. Mówiąc krótko: żądał podatku od zapłaty podatku. I upierał się przy tym aż do ostatniej instancji. Dopiero NSA musiał dobitnie przypomnieć, że nie taki był przecież cel nowelizacji (wyrok z 29 listopada 2016 r., sygn. akt II FSK 3066/14).
Oby tym razem nie było podobnie i tworzenie oraz dokapitalizowywanie spółek nie było jeszcze bardziej sankcjonowane niż zaciąganie kredytów.
Tę drugą zmianę – w pełni zamierzoną – fiskus uzasadnia walką z unikaniem opodatkowania. Idea znów słuszna, tyle że skutki zmiany odczują nie tylko ci, którzy sięgają po agresywne optymalizacje. Kosa pójdzie równo i każdy, kto zaciągnie dług, zaliczy odsetki do kosztów podatkowych tylko do poziomu 3 mln zł rocznie, a potem – już tylko do wysokości 30 proc. wskaźnika EBITDA.
Jeśli dodać do tego uchwalony zakaz amortyzowania odziedziczonego majątku lub darowanego w rodzinie, a także – jak piszemy dziś na B1 – dwukrotne opodatkowanie akcji wydawanych pracownikom polskich spółek, to krajobraz po zmianach nie rysuje się najlepiej.
Jeszcze gorzej wyglądają zapewnienia Ministerstwa Finansów, że pierwsza zmiana (zamierzona) zostanie cofnięta, a do drugiej (niezamierzonej) przyczynili się posłowie.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama