Polska może się stać pionierem i liderem elektromobilności. W 2025 r. będziemy mieli 1 mln samochodów elektrycznych – to huczne zapowiedzi, które niedawno słyszeliśmy z ust wicepremiera Morawieckiego. Kto na nich skorzysta?

Chyba nie przedsiębiorcy. Oni zapewne szybko nie zostaną fanami elektromobilności. Dlaczego? Otóż opublikowany 27 kwietnia projekt ustawy o elektromobilności i paliwach alternatywnych zakłada jedynie dwie preferencje podatkowe dla właścicieli aut elektrycznych. Jedna to zwolnienie z akcyzy, druga to korzystniejsza amortyzacja. Żadna z nich nie stanowi jednak wystarczającej zachęty, by Polacy porzucili swoje kopcące auta i przesiedli się do pojazdów co prawda proekologicznych, ale znacznie droższych. Zwolnienie z akcyzy to oszczędność ok. 4 tys. zł, a korzystniejsza amortyzacja – 8 tys. zł. To z pewnością za mało, by za elektryczny samochód zapłacić ok. 120 tys. zł. Przydałyby się specjalne ulgi w VAT, jednak proponowane przez rząd przepisy nie wprowadzają żadnych bezpośrednich zachęt do nabywania i korzystania z elektrycznych pojazdów przez przedsiębiorców na gruncie VAT. A zdaniem ekspertów zwłaszcza brak preferencji w tym podatku to nieodżałowana strata. Bo właśnie w VAT zaczynają się dopiero prawdziwe pieniądze. Na razie nie wiadomo nawet, jak kwalifikować zakup energii elektrycznej do „tankowania” takich pojazdów: czy przysługuje tu pełne odliczenie VAT, czy tylko 50 proc.?

Natomiast w zakresie podatku dochodowego jest dobra wiadomość. W celu ustalenia kosztów użytkowania auta na podatników nakłada się obowiązek prowadzenia ewidencji przebiegu pojazdu, która powinna zawierać m.in. pojemność silnika. Jednak silniki aut elektrycznych „pojemności” nie mają, co sprawia, że ich użytkownicy, o ile wykorzystują je na potrzeby działalności gospodarczej, mogą zaliczyć do kosztów podatkowych wszystkie ponoszone z tego tytułu wydatki.

CZYTAJ WIĘCEJ NA TEN TEMAT W TYGODNIKU E-DGP >>