Polityka fiskalna jest w rękach rządu. Jeśli prezydent żyje z nim w przyjaźni, może za jego pośrednictwem lub z jego (i stojącej za nim większości parlamentarnej) poparciem realizować własne pomysły. Jeśli nie, pozostają mu tylko formalne sposoby oddziaływania na finanse publiczne: zgłaszanie projektów ustaw czy wetowanie (ewentualnie kierowanie do Trybunału Konstytucyjnego) tych regulacji, które mu się nie podobają. I, oczywiście, organizowanie debaty na dany temat (w tym wypracowywanie dobrego kompromisu), a w razie potrzeby także społecznego poparcia lub protestu.
Kluczowe w tym kontekście (fiskalnym) jest oczywiście prawo podatkowe. Jest ono zawsze zakładnikiem polityki – tym bardziej, im więcej się w niej dzieje. A najwięcej dzieje się w sezonie wyborczym. Jakie więc zmiany lub próby zmian w podatkach nas czekają?
VAT. Wciąż mamy stawki awaryjnie podwyższone o 1 pkt proc. w związku ze światowym kryzysem z 2008 r. i wahaniami koniunktury, które się z nim wiązały. Stawki mogą zmaleć albo w przewidzianym czasie (2017), albo już z początkiem przyszłego roku. Ich utrzymanie, czyli ponowne przedłużenie czasu obowiązywania, jest z uwagi na wybory parlamentarne najmniej prawdopodobne – chyba że wydarzy się coś niedobrego w globalnej bądź europejskiej gospodarce, czego nie można wykluczyć.
Sprawa powinna się wyjaśnić częściowo podczas prac nad przyszłorocznym budżetem, który zasadniczo będzie wianem dla rządu wyłonionego jesienią (bez względu na to, kto będzie go tworzył). Projekt stanie się też deklaracją intencji obecnego rządu – w sprawie VAT i w innych sprawach. Prezydent elekt podnosi, że wyższe stawki tego podatku biją szczególnie w najuboższych (konsumpcja pochłania większość ich zasobów). Pewne pole manewru daje w tej kwestii uwolnienie Polski od unijnej procedury nadmiernego deficytu. Z drugiej strony realizacja innych pomysłów może się okazać ważniejsza niż obniżenie VAT.
Podatek dochodowy. Podwyższenie kwoty wolnej nie jest wykluczone (pytanie – o ile). Ministerstwo Finansów jest temu niechętne, ale wielu przedstawicieli rządu zastanawia się nad tym, jak wykorzystać możliwości, które da rychłe zniesienie wspomnianej procedury. Informacja o większej kwocie wolnej brzmi dla ogółu lepiej niż podwyżki dla budżetówki, ale wynik kalkulacji w jednej i drugiej sprawie nie jest przesądzony. Prezydent elekt zapowiedział walkę o radykalną zmianę kwoty wolnej (na początek podniesienie do 8 tys. zł). Nawet jednak pracując z zaprzyjaźnionym rządem, będzie musiał się zastanowić nad sensownymi sposobami zrównoważenia tego ubytku w dochodach. Zwłaszcza gdyby miały temu towarzyszyć obniżenie VAT i inne działania ograniczające przychody lub zwiększające wydatki budżetu. To ważna kwestia także dlatego, że trwa dyskusja nad tym, jak powinno wyglądać finansowanie samorządów. Dziś otrzymują część wpływów z PIT i CIT; propozycje zmian są bardzo różne, pojawiają się i takie, by gminy dostawały cały PIT płacony przez nieprzekraczających progu podatkowego.
CIT. Jedyną rzeczą godną uwagi jest chyba deklaracja prezydenta elekta o zamiarze wprowadzenia podatków, które możemy nazwać sektorowymi. Już teraz daniny o takim charakterze są pobierane (od niektórych kopalin – w praktyce od miedzi i srebra) lub uchwalone (od węglowodorów). Rząd nie rozważał nowych. Prezydent elekt zapowiedział daninę od supermarketów oraz od banków (aktywów bankowych), która łatwo może się przerodzić – w ślad za projektami z przeszłości – w podatek także od innych instytucji działających w sektorze finansowym. Pomysły zostaną zapewne przekute w projekty ustaw, ale wątpliwe, by prace nad nimi rozpoczęły się w tej kadencji. Jest to też chyba jedyna propozycja – obok sygnalizowanej przez otoczenie nowej głowy państwa walki o ograniczenie luki w VAT i szarej strefy (ale na razie bez konkretów) – która zmierza do powiększenia przychodów państwa.
Ordynacja. Tu mamy prace komisji kodyfikacyjnej, niezależnie od tego obszerny projekt zmian przygotowany przez rząd, projekt obecnego prezydenta z klauzulą rozstrzygania wątpliwości co do wykładni przepisów na korzyść podatnika i planowane referendum m.in. w tej sprawie. Niezależnie od losów klauzuli (mało prawdopodobne, by elekt był jej przeciwnikiem, za to duże jest prawdopodobieństwo, że projekt prezydencki z uwagi na wybory zostanie zaakceptowany szybko, czyli nawet przed referendum) na dobrą, nową ordynację poczekamy. Trudno będzie zakończyć prace nad obszernym rządowym projektem zmian w tej kadencji parlamentu, a powołana niedawno komisja kodyfikacyjna siłą rzeczy potrzebuje raczej lat niż miesięcy na stworzenie dokumentu na oczekiwanym poziomie.
W każdym scenariuszu w podatkach znowu będzie się dużo działo, a w finansach publicznych jeszcze więcej. Jeśli np. rząd da podwyżki budżetówce, „skonsumuje” część możliwości, jakie daje mu (i kolejnemu rządowi) uwolnienie od procedury nadmiernego deficytu. Zwłaszcza jeśli zdecyduje się od 2016 r. zmniejszyć stawki VAT. Tym samym jednak wszelkie inne ruchy staną się trudniejsze z finansowego punktu widzenia, jeśli nie będą im towarzyszyć adekwatne działania w sferze podatków. Ułożenie wszystkiego w taki sposób, żeby finanse publiczne były stabilne, dług nie urósł – przynajmniej w relacji do PKB, a deficyt nie wepchnął nas ponownie w ramy unijnej procedury nadzorczej (chyba że nie zamierzamy się tym zanadto przejmować) i jednocześnie żeby rządowi – obecnemu i przyszłemu – oraz nowemu prezydentowi udało się zrealizować niektóre pomysły, jest zaiste wyzwaniem. Tak czy inaczej więc i w podatkach (szerzej – w polityce fiskalnej), i w finansach publicznych czekają nas ciekawe czasy.