Każde rozpowszechnianie nazwy piwa albo logo jego producenta jest reklamą napojów alkoholowych. A od niej trzeba uiścić opłatę w wysokości 10 proc. podstawy opodatkowania VAT – orzekł Naczelny Sąd Administracyjny. Sąd dodał, że takiego obowiązku nie ma jedynie w sytuacji rozpowszechniania materiałów informacyjnych między współpracującymi przedsiębiorcami.
Sprawa dotyczyła właściciela łódzkiego pubu, który podpisał z koncernem piwowarskim umowę na świadczenie usług promocyjnych. Lokal w suterenie urządzono tak, by promować markę. Nazwa piwa znalazła się na strojach pracowników, nalewakach, szklankach i podkładkach do piwa.
Po kontroli z urzędu skarbowego okazało się, że właściciel lokalu nie złożył deklaracji DRA-1 (właściwej dla podatników świadczących usługi reklamy napojów alkoholowych) i nie wniósł opłaty na rachunek utworzony w tym celu przez ministra do spraw kultury fizycznej i sportu. Właściciel pubu uważał, że ten obowiązek – wynikający z ustawy o wychowaniu w trzeźwości i przeciwdziałaniu alkoholizmowi (Dz.U. z 2012 r. poz. 1356 ze zm.) – go nie dotyczy. Przekonywał, że nie reklamuje piwa, lokal znajduje się w suterenie, a klient, który go odwiedza, przychodzi po to, żeby się napić. Twierdził, że ani nazwa piwa na nalewaku, ani promocyjna podkładka nie skłaniają bywalców do zakupu trunku, bo ci już z tą myślą tu przyszli. Argumentował, że przecież nie umieścił reklam na zewnątrz pubu, a tylko wtedy można byłoby mówić o publicznym rozpowszechnianiu marki.
Ta argumentacja nie przekonała dyrektora Izby Skarbowej w Łodzi. Stwierdził on, że wystrój lokalu – kolorystyka i symbole konkretnej marki – służą reklamie firmy piwowarskiej. Do takich samych wniosków doszedł Wojewódzki Sąd Administracyjny w Łodzi. Uznał, że umieszczenie znaku towarowego na nalewaku, szklance i podkładce jest reklamą tego piwa, bo rozpowszechnia i utrwala produkt w świadomości konsumentów.
Mężczyzna przegrał też przed NSA. Sąd się nie zgodził co do tego, że lokal w suterenie nie jest miejscem publicznym. Sędzia Jerzy Rypina wyjaśnił, że o tym, czy miejsce jest publiczne, decyduje swobodny dostęp nieokreślonej liczby osób, a nie jego położenie. Zdaniem NSA dyskusja byłaby możliwa, jeśli pub byłby lokalem dostępnym tylko dla posiadaczy kart członkowskich. W tej sprawie jednak tak nie było.
ORZECZNICTWO
Wyrok NSA z 31 marca 2015 r., sygn. akt II FSK 707/13. www.serwisy.gazetaprawna.pl/orzeczenia